odlatujący holender
Max Verstappen nie miał sobie równych, a jego osiągnięcia przeszły do historii Fot. Motorsport Images/SIPA USA/PressFocus
Odlatujący Holender
Miniony sezon był jednym z najnudniejszych w historii. Wszystko przez... dominację.
FORMUŁA 1
Chodzi oczywiście o ekipę Red Bulla, która zdominowała konkurencję. Jeśli mielibyśmy doprecyzować, to dobrą zabawę innym zepsuł Max Verstappen. Holender nie miał sobie równych. Na torze konkurował w głównej mierze sam ze sobą i świadczy o tym nie tylko jego trzeci mistrzowski tytuł, ale przede wszystkim rekordy, które w trakcie sezonu udało mu się ustanowić. Już w 2022 r. pobił rekord zwycięstw w trakcie jednego cyklu, wygrywając 15 wyścigów na 22 w kalendarzu. Poprzeczka była więc ustawiona niezwykle wysoko, ale aktualnie znajduje się już chyba poza czyimkolwiek zasięgiem. Holender w trakcie minionego sezonu zwyciężał 19 razy na 22 starty! Procent zwycięstw wynosi ponad 86, co jest kolejnym rekordem w F1. W 1952 roku Alberto Asceri zwyciężył w 6 wyścigach na 8, czyli procent zwycięstw osiągnął 75. Od lat wydawało się, że ten wyczyn Włocha - z powodu powiększenia kalendarza - jest nie do pobicia. Tymczasem Verstappen i jego austriacka ekipa działająca na zapleczu dokonali niemożliwego. Zrobili to z łatwością, a gdy spojrzy się na listę zwycięzców, okaże się, że gdy dwukrotnie 26-latkowi nie udało się wygrać, na najwyższym stopniu podium stawał jego zespołowy partner Sergio Perez. Trudno więc się nie zgodzić, że w minionym roku zwycięski zespół można było wskazywać już przed włączeniem zielonego światła na starcie.
Historyczny rezultat
Jedno zwycięstwo w sezonie, które udało się wyrwać ekipie Red Bulla, należy do Carlosa Sainza z Ferrari. Hiszpan w Singapurze sięgnął po swój drugi triumf w karierze. - Zdominowaliśmy ten wyścig. Zrobiliśmy wszystko, co było trzeba, wszystko zagrało perfekcyjnie i dowieźliśmy 1. miejsce do mety - mówił niezwykle zadowolony Sainz po tamtym wyścigu. Jednak na tym jednym zwycięstwie zakończyła się jakakolwiek konkurencja z Red Bullem. - Pamiętam, że jako małe dziecko podziwiałem McLarena z Alainem Prostem i Ayrtonem Senną, którzy dokonali niesamowitego wyczynu (w 1988 roku wygrali 15 wyścigów z 16 możliwych - red.). Byli niesamowitym zespołem, a Ron Dennis był świetnym szefem. Udało nam się to poprawić i jest to coś, na co cały zespół, wszyscy za kulisami, ciężko pracowali. To znaczy i będzie znaczyć niezwykle dużo - stwierdził szef austriackiego zespołu Christian Horner. Różnica pomiędzy Austriakami a resztą stawki była ogromna, stąd też przepaść punktowa pomiędzy liderującym Red Bullem (860 pkt), a drugim Mercedesem (409).
Na ostatniej prostej
Ciekawsze od oglądania Verstappena stało się obserwowanie tego, co dzieje się za jego plecami. A tam rzeczywiście działo się sporo. Jak już zostało wspomniane, w klasyfikacji konstruktorów srebro zdobył Mercedes, ale do ostatniego wyścigu w Abu Zabi musiał walczyć z Ferrari. Niemiecki koncern sporo zawdzięcza po raz kolejny Lewisowi Hamiltonowi, który zajął trzecie miejsce w klasyfikacji indywidualnej, tracąc punkty jedynie do duetu z Red Bulla. Jego wynik połączony z 8. miejscem George’a Russella dał Mercedesowi zarządzanemu przez Toto Wolffa zwycięstwo w bezpośredniej potyczce z włoskim Ferrari, którego reprezentanci - Charles Leclerc oraz Carlos Sainz - zajęli odpowiednio 5. oraz 7. miejsce w klasyfikacji kierowców. Kluczowy dla całej batalii był właśnie ostatni wyścig w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, gdzie Russell zajął miejsce na podium, a Sainz nie znalazł się nawet na punktowanej pozycji, przez co jeszcze przed metą zjechał do alei serwisowej i wyścigu nie ukończył. To właśnie dzięki temu zdarzeniu Mercedes o 3 punkty wyprzedził ekipę z Maranello. - Jestem trochę sfrustrowany, bo naprawdę chciałem tego drugiego miejsca w klasyfikacji konstruktorów, a nie udało nam się go zdobyć. Dlatego nie ma na mojej twarzy uśmiechu… Daliśmy z siebie wszystko, a i tak było to za mało - powiedział Leclerc po zmaganiach w Abu Zabi.
Doświadczenie w cenie
Miniony sezon udowodnił przy okazji, że wciąż w Formule 1 liczy się nie tylko maszyna, ale również kierowca i jego umiejętności. Pokazał to Fernando Alonso, doświadczony, 42-letni reprezentant zespołu Aston Martin. Hiszpan dołączył do ekipy należącej do ojca Lance’a Strolla na początku sezonu i zdecydowanie odmienił obraz i postrzeganie zespołu, który stacjonuje w Wielkiej Brytanii. Swoją siłę udowodnił na torze poprzez to, jak bardzo różniły się jego wyniki od dysponującego takim samym samochodem Strolla. Kanadyjczyk na koniec sezonu znalazł się w środku stawki, podczas gdy Alonso rywalizował z kierowcami Ferrari i Mercedesa jak równy z równym. Ostatecznie zajął 4. miejsce w klasyfikacji indywidualnej. Jest to niewątpliwy sukces, biorąc pod uwagę wiek Hiszpana oraz możliwości zespołu, jakim jest Aston Martin. 8-krotnie znajdował się na podium (Bahrajn, Arabia Saudyjska, Australia, USA - Miami, Monako, Kanada, Holandia oraz Brazylia) i po raz kolejny w swojej karierze zaczął zadziwiać świat F1, a należy pamiętać, że z „królową motorsportu” rozstał się na 2 lata i wrócił w 2021 roku.
Z polskim akcentem
Z pewnością niepocieszeni muszą być przedstawiciele zespołu AlphaTauri. Włoska ekipa, która stanowi zaplecze dla Red Bulla, nie sprostała postawionemu zadaniu. Przed sezonem zakontraktowano 28-letniego Holendra Nycka de Vriesa, dla którego była to pierwsza możliwość bycia pełnoprawnym kierowcą F1. Spisał się jednak na tyle słabo (w 10 wyścigach nie zdobył choćby punktu), że w połowie sezonu został zastąpiony. W jego miejsce wskoczył Daniel Ricciardo, w kilku wyścigach wziął udział Liam Lawson i obaj spisali się lepiej, bo w sumie uzyskali… 8 pkt. Lepiej z pewnością radził sobie Yuki Tsunoda, jednak z 17 punktami zajął zaledwie 14. miejsce w klasyfikacji generalnej. Co ciekawe, AlphaTauri był w minionym sezonie jedynym zespołem, który powiązany był z… Polską. Po zakończeniu współpracy z Williamsem polski koncern naftowy Orlen poszukiwał nowych zespołów, które mógłby sponsorować. AlphaTauri było zainteresowane ofertą, w styczniu podpisano umowę. Było to odpowiednio wcześnie, żeby logo Orlenu znalazło się na bolidzie, ale nieco za późno, żeby marka została estetycznie wkomponowana w wygląd maszyny. Współpraca polskiego koncernu z włoskim zespołem będzie trwać także w przyszłym sezonie, więc będzie dużo czasu, aby zaprojektować wygląd samochodu w taki sposób, żeby logo dobrze się na nim prezentowało. Abstrahując od aspektów wizualnych, trzeba przyznać, że polska Spółka Skarbu Państwa nie ma szczęścia do partnerów biznesowych w świecie F1. Wcześniej Orlen był sponsorem Williamsa, który okazał się bezapelacyjnie najgorszym zespołem w stawce. Teraz przeniósł się do AlphaTauri, które może nie radziło sobie aż tak źle, ale mimo wszystko zajęło 8. miejsce w klasyfikacji konstruktorów, znajdując się za plecami... Williamsa.
Nadzieja na przyszłość
Sporym rozczarowaniem były także wyniki Haasa oraz Alfy Romeo, zespołów, których bolidy są napędzane silnikami Ferrari. Obie ekipy zajęły dwa ostatnie miejsca w klasyfikacji, w sumie zbierając zaledwie 28 pkt. Nie popisał się także jeden z debiutantów, Logan Sargeant w barwach Williamsa, który na przestrzeni 22 wyścigów tylko raz znalazł się na punktowanej pozycji, przez co odpowiedzialność za wyniki zespołu spadła głównie na Alexandra Albona. Wyniki zawodników z tych zespołów trudno nawet porównywać z osiągami Verstappena. Na jego tle reszta stawki wygląda, jakby ścigała się w zupełnie innej kategorii. W nowy rok wchodzimy więc z nadzieją, że ktokolwiek w końcu Holendrowi zagrozi. I nie jest to życzenie spowodowane osobistą awersją, a zwykłą chęcią obserwacji wyrównanej rywalizacji o mistrzostwo świata.
Kacper Janoszka
Klasyfikacja konstruktorów
1. Red Bull 860, 2. Mercedes 409, 3. Ferrari 406, 4. McLaren 302, 5. Aston Martin 280, 6. Alpine 120, 7. Williams 28, 8. AlphaTauri 25, 9. Alfa Romeo 16, 10. Haas 12.
Klasyfikacja kierowców
1. Verstappen (Red Bull) 575, 2. Perez (Red Bull) 285, 3. Hamilton (Mercedes) 234, 4. Alonso (Aston Martin) 206, 5. Leclerc (Ferrari) 206, 6. Norris (McLaren) 205, 7. Sainz (Ferrari) 200, 8. Russell (Mercedes) 175, 9. Piastri (McLaren) 97, 10. Stroll (Aston Martin) 74, 11. Gasly (Alpine) 62, 12. Ocon (Alpine) 58, 13. Albon (Williams) 27, 14. Tsunoda (AlphaTauri) 17, 15. Bottas (Alfa Romeo) 10, 16. Hulkenberg (Haas) 9, 17. Ricciardo (AlphaTauri) 6, 18. Zhou (Alfa Romeo) 6, 19. Magnussen (Haas) 3, 20. Lawson (AlphaTauri) 2, 21. Sargeant (Williams) 1, 22. De Vries (AlphaTauri) 0.