Sport

Odkrył mnie trener Ewy Pajor

Rozmowa z Kacprem Śmiglewskim, napastnikiem Cracovii

Kacper Śmiglewski (w środku) imponuje warunkami fizycznymi i jest trudnym rywalem dla obrońców. Fot. Krzysztof Porębski / Press Focus

Wrócił pan do gry po rocznej przerwie i pewnie przed rozpoczęciem rundy najbardziej przebierał nogami w szatni, czekając na pierwszy mecz.

- Każdy zawodnik, a zwłaszcza młody, potrzebuje minut na boisku, potrzebuje być w „ciągu”, bo wtedy buduje się formę i ją utrzymuje, rosną umiejętności. Przerwa była dla mnie trudnym czasem – z gorszymi i lepszymi momentami – ale udało mi się pokonać przeciwności, a potem cieszyłem się z każdych kolejnych kroków: z powrotu do treningów, zajęciami z drużyną, wyjazdem na obóz w Turcji. Zwłaszcza ten ostatni czas był dla mnie bardzo dobry.

Rok temu właśnie na zagranicznym zgrupowaniu odniósł pan kontuzję kolana

– Odkąd poznałem ostateczną diagnozę, wiedziałem, co mnie będzie czekać. Miałem słabsze momenty, ale zawsze mogłem polegać na moich bliskich i fizjoterapeutach, którym bardzo dziękuję. Musiałem przetrwać trudny czas, bo wiedziałem, że po nim przyjdą efekty. W głowie kłębiło się bardzo dużo myśli, bo wcześniej nie miałem tak długotrwałej kontuzji. Nie miałem pojęcia, jak człowiek czuje się po operacji. Miałem zagwozdkę, czy te trudne momenty są naprawdę tak trudne, jak opowiadali o nich koledzy z szatni.

Jak doszło do kontuzji?

- W czasie treningu otrzymałem podanie, przyjąłem piłkę z lewej strony, zrobiłem prawą nogą krok do przodu i wtedy lewa niefortunnie skręciła się do środka. Usłyszałem dźwięk chrupnięcia i padłem na ziemię. Szybko się podniosłem i – co ciekawe – mogłem nastąpić na nogę. Fizjoterapeuci dawali mi nadzieję, mówiąc, że skoro udało się stanąć, to nie musi być to coś poważnego. Przez 10-15 minut nie odczuwałem żadnego bólu. To przez adrenalinę, bo pamiętam, że zrobiło mi się gorąco. Fizjoterapeuta wziął mnie do samochodu i pojechaliśmy do szpitala w Turcji. On wstąpił do hotelu po mój paszport i gdy wyszedł, poczułem nagły i mocny ból. Nie mogłem normalnie siedzieć, zajmowałem trzy miejsca w aucie. Bardzo się spociłem, ból stawał się nie do zniesienia i poprosiłem o mocną tabletkę.

Potem był powrót do Polski i operacja przeprowadzona przez dr. Jacka Jaroszewskiego, lekarza reprezentacji.

– Czuję, że wróciłem silniejszy! Przepracowałem ten okres na 110 procent, bo wiedziałem, że to nie będzie stracony czas, jeżeli całkowicie poświęcę się rehabilitacji. Przede wszystkim w ostatnim roku nauczyłem się cierpliwości, bo ona jest kluczowa. W pewnym momencie mogłem robić wszystko na boisku z fizjoterapeutą, ale było za wcześnie, by dołączyć do treningu z drużyną. Wtedy cierpliwość bardzo mi się wyostrzyła. Przechodziłem kryzysy, bo mniej więcej w połowie rekonwalescencji wkradła się monotonia, którą musiałem przetrwać.

Porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym. Dorastał pan na styku województw wielkopolskiego i łódzkiego.

– Mam trzech braci – w tym dwóch starszych – i oni zaciągnęli mnie na treningi, bo wcześniej trafili na zajęcia w Kasztelanii Brudzew. Powiedzieli: choć, spróbuj, może wyjdzie ci to na dobre. Od początku grałem ze starszymi i na pewno mi to pomogło. Po pewnym czasie przeniosłem się do Dąbia, też w Wielkopolsce. Zostaliśmy wysiedleni, nasz dom został zburzony z powodu inwestycji kopalni węgla brunatnego. Rodzice zdecydowali, że zamieszkamy 30 km dalej, w Dąbiu i tam zacząłem chodzić do szkoły. Nie miałem wtedy klubu, więc dużo czasu spędzałem na orliku. Tam zobaczył mnie Piotr Kozłowski, pierwszy trener Ewy Pajor. Usłyszałem, że mam potencjał i zaprosił mnie do swojej szkółki.

Nim trafił pan do Cracovii, cztery lata grał w Polonii Warszawa.

– W czasie konferencji dla trenerów Piotr Kozłowski spotkał Michała Libicha i powiedział, że ma fajnego chłopaka, z dobrymi warunkami fizycznymi. Ten powiedział, żeby mnie przywiózł do Warszawy. Wystąpiłem w turnieju, po tygodniu zadzwonili, że mnie chcą. Uznaliśmy, że skończę szóstą klasę w Uniejowie i dopiero potem przeniosę się do stolicy. Byłem bez rodziny, zamieszkałem w bursie w innymi zawodnikami. Przeprowadzka z małego miasteczka do Warszawy była ogromnym wyzwaniem. Były kryzysy, załamania. Pamiętam, jak tata zawiózł mnie na rozpoczęcie roku szkolnego i mój płacz, gdy zdałem sobie sprawę, że nie mam obok siebie nikogo bliskiego. To było mega dziwne uczucie. Trudno je porównać do czegoś innego, dlatego każdy wolny czas poświęcam rodzinie.

Kto stał za pana transferem do „Pasów”?

– W 2022 zadzwonił do mnie Stefan Majewski, dyrektor sportowy Cracovii. Polonia i Cracovia rywalizowały w Centralnej Lidze Juniorów, ale przeciwko „Pasom” nie zagrałem. Obserwowali mnie jednak w pozostałych meczach klubowych i reprezentacyjnych. Przeprowadzka do Krakowa poszła gładko, bo byłem już doświadczony. Wiedziałem, jak żyje się w bursach i internatach.

Michał Knura