Bielszczanie (z prawej Marko Martinaga) musieli przełknąć kolejną gorzką pigułkę. Fot. Krzysztof Dzierżawa/PressFocus


Odcięty tlen

Podbeskidzie musiało pokonać Polonię Warszawa, by zbliżyć się do bezpiecznej strefy na dwa punkty. Przegrało i potrzebuje cudu, by utrzymać się w I lidze.

 

W pierwszych minutach wyraźną przewagę osiągnęli piłkarze Podbeskidzia, którzy zamknęli Polonię na jej połowie i starali się atakować prawą stroną boiska. Tam bardzo aktywny był m.in. Maksymilian Banaszewski, który w 7 minucie został sfaulowany przed polem karnym, a do piłki podszedł Marko Martinaga. Strzał obrońcy na rzut rożny sparował Jakub Lemanowicz. Goście przetrwali ofensywne zapędy „górali” i pierwszy raz w pole karne przeciwnika zapuścili się dopiero w 12 minucie. Szybka wymiana kilku podań sprawiła, że do piłki zagrywanej z prawej strony boiska dopadł Michał Bajdur, ale jego strzał z kilku metrów poszybował wysoko nad bramką gospodarzy. Sześć minut później piłkarze Polonii już się nie pomylili. Po wyrzucie piłki z autu świetnym podaniem za linię obrony popisał się Krzysztof Koton, a z pierwszej piłki wzdłuż pola bramkowego zgrał ją Bajdur. Na dalszym słupku niepilnowany Michał Grudniewski musiał tylko przystawić nogę, by wpakować piłkę do bramki obok bezradnego Kacpra Krzepisza.

 

Stracony gol wyraźnie napędził zespół beniaminka, który w kolejnym kwadransie regularnie stwarzał sobie dogodne okazje strzeleckie pod bramkę gospodarzy. Po jednej z nich sporo trudności z obronieniem strzału Mateusza Michalskiego miał Krzepisz. W ostatnim kwadransie inicjatywę na murawie znów mieli podopieczni trenera Jarosława Skrobacza, ale niewiele z tego wynikało. Podbeskidzie odpowiedziało zaraz na początku II połowy za sprawą bramki środkowego obrońcy. Nim do tego doszło przed polem karnym Sitka faulował Bajdur, a w pole karne dośrodkował Jaka Kolenc. Skutecznym uderzeniem głową do remisu doprowadził Matej Senić.

 

Po godzinie gry bliski zdobycia gola był Lionel Abate, który wygrał pojedynek główkowy z obrońcą, ale jego strzał po dośrodkowaniu Mateusza Ziółkowskiego nieznacznie minął słupek bramki Lemanowicza. Minutę później pierwszą dogodną okazję w tej części gry wykorzystał zespół gości, a konkretnie Szymon Kobusiński. Napastnik korzystając z biernej postawy dwóch obrońców Podbeskidzia spokojnie przymierzył tuż przy słupku zza pola karnego. Do końca meczu inicjatywę na murawie posiadał zespół gospodarzy, ale poza rosnącym posiadaniem piłki i niezliczonymi dośrodkowaniami zespół trener Skrobacza nie był w stanie wypracować okazji do wyrównania.

 

(gru)