Sport

Odcienie kompromitacji

PODWÓJNY NELSON

Wydawało mi się (jakiż byłem naiwny), że blamaż w Wiedniu z miejscowym Rapidem (1:6) jest szczytem nieudolności piłkarzy krakowskiej Wisły. Tymczasem minęło kilka dni i „Biała gwiazda” ponownie skompromitowała się, tym razem w ligowej potyczce ze Zniczem Pruszków, który do pierwszoligowych potentatów przecież nie należy. Nie kupuję jako alibi faktu, że od 73 minuty drużyna trenera Kazimierza Moskala grała w dziesiątkę po czerwonej kartce dla Węgra Tamasa Kissa. W ten sposób nie ma prawa tłumaczyć się zespół, który aspiruje do awansu do ekstraklasy. Szkoleniowiec wiślaków na konferencji prasowej przypominał chmurę gradową. - Próbuję zachować spokój, żeby nie używać jakichś mocnych słów, ale jedna rzecz, która ciśnie się na usta, to jest odpowiedzialność - powiedział Kazimierz Moskal. - Jeżeli chcesz grać na jakimś poziomie, jeżeli chcesz walczyć o punkty, to musisz być odpowiedzialny. Rozumiem, że możesz popełniać błędy, może ci coś nie wychodzić, ale to nie zwalnia cię od tego, żeby racjonalnie myśleć na boisku i podejmować decyzje. Jeśli dostajesz dwie bezsensowne żółte kartki i osłabiasz zespół, to jest po prostu nie do przyjęcia.

Trener GKS-u Tychy Dariusz Banasik też dał „popis” na konferencji prasowej po meczu z Wartą Poznań (1:1). 51-letni trener wyszedł chyba z założenia, że jak kitować, to dużą szpachlą, obwiniając za niepowodzenia swojej drużyny sędziów, piłkarzy, widzów, a nawet VAR. Nie wiem dlaczego szkoleniowiec tyszan wokół siebie dostrzega samych wrogów, a nie stać go na szczere uderzenie się w piersi i wypowiedzenie dwóch prostych słów po łacinie: „mea culpa”, zrozumiałych chyba dla wszystkich. Podejrzewam, że PAN TRENER prawie każdego traktuje w myśl zasady „Wstajesz rano i już jesteś winny”. Może jego to śmieszy, lecz ja nie mam tak dużego poczucia humoru i bynajmniej mnie to nie bawi. Nie wiem, czy Dariusz Banasik jest człowiekiem wierzącym, ale nawet jeżeli nie, to powinno mu być znane powiedzenie: „W oku bliźniego widzi źdźbło, a w swoim belki nie dostrzega”. Żeby szkoleniowiec tyszan nie miał bezsennych nocy, składam mu propozycję nie do odrzucenia, by do grona swoich „wrogów” i sprawców jego niepowodzeń, dopisał również moje nazwisko. Żałuję bardzo, że na tę listę nie wciągam swoich kolegów i znajomych z działu piłki nożnej „Sportu”, ale nie zostałem przez nich upoważniony do złożenia takiej deklaracji.

O trenerze Polonii Warszawa Rafale Smalcu pisałem już w poniedziałkowym komentarzu, ale wówczas pominąłem jedno zdanie, które padło z jego ust. „Musimy się przełamać i zrobić coś więcej, coś ekstra, żeby wyniki przyszły takie, jakie chcemy”. W imieniu nie tylko kibiców „Czarnych koszul” ma prośbę - proszę z tym nie czekać do Świąt Bożego Narodzenia, bo wtedy możemy przełamać się tylko opłatkiem...

Przed kilkoma tygodniami, po degradacji Ruchu Chorzów do 1. ligi, prezes „Niebieskich” Seweryn Siemianowski wypowiedział złotą myśl, że „Ruch nie spadł, tylko nie zdążył się utrzymać”. Jak to tak? To nikt zdziałaczy z Cichej nie uprzedził, że rywalizacja w ekstraklasie kończy się po 34. kolejkach?

Bogdan Nather