Tomasz Fornal imał się różnych sposobów, by oszukać blok Itasu. Fot. CEV


Odarci z marzeń

Jastrzębianie nie zdobyli Pucharu Europy. W decydującym starciu z Itasem Trentino nie ugrali nawet seta. To ich drugi przegrany finał z rzędu.


LIGA MISTRZÓW

Jastrzębski Węgiel przed tygodniem, po dramatycznych bojach z Aluronem CMC Wartą Zawiercie, sięgnął po mistrzostwo Polski. Sukces, jak zwycięzcy sami podkreślali, wyczerpał ich fizycznie i psychicznie. Na odpoczynek nie mogli się jednak udać. Czekało ich jeszcze jedno wyzwanie, finał Pucharu Europy. Rozegrano go w Antalyi. Mistrzowie Polski do Turcji udali się pełni nadziei i ufni w swoje umiejętności. Mocno wierzyli w sukces. – Przygotowania do meczu były trudne, ale za to bardzo przyjemne. Trudne fizycznie, bo po finale dużo emocji z nas zeszło i organizm jest spustoszony, ale nie zabraknie nam niczego, by wspiąć się na wyżyny. Triumf w Lidze Mistrzów to coś, co każdy chce mieć. Jesteśmy na to gotowi – przekonywał Jurij Gładyr, środkowy Jastrzębskiego Węgla. - PlusLiga jest jedną z najsilniejszych, jeśli nie najsilniejszą ligą na świecie. Kiedy wygrasz ją raz, drugi, chcesz wygrać także coś innego. Jesteśmy zmotywowani i gotowi do walki w Turcji – wtórował mu Marcelo Mendez, trener Jastrzębskiego Węgla.


Zdeterminowani rywale

Dla jastrzębian to drugi z rzędu finał Ligi Mistrzów. Przed rokiem przegrali z Grupą Azoty Kędzierzyn-Koźle. Tym razem na ich drodze stanął jeden z włoskich potentatów, Itas Trentino. Dla ekipy z Trydentu to była ostatnia szansa na wywalczenie trofeum w sezonie. Na krajowym podwórku się nie udało. Serię A zakończyła dopiero na czwartej pozycji, co na Półwyspie Apenińskim zgodnie uznano za blamaż. Do składu włoskiej drużyny wrócili jednak po kontuzjach rozgrywający Riccardo Sbertoli i przyjmujący Daniele Lavia, co mocno podniosło jej poziom.

Już pierwsze piłki pokazały, że jastrzębian czeka piekielnie trudna przeprawa. Włosi byli bardzo zdeterminowani. Nie odpuszczali żadnej piłki, byli bardzo skoncentrowali. Za to nasi siatkarze wyglądali na zdenerwowanych. Stawka spotkania mocno ich usztywniła. Problemy miał nawet Tomasz Fornal. Zwykle na boisku wygląda na wyluzowanego, porusza się jakby od niechcenia, co jest mylące, bo na parkiecie zostawia całe serce, ale tym razem jego ruchy były sztywne. Słabo spisywali się też Jean Patry i Rafał Szymura.

Włosi błyskawicznie wypracowali trzy, czteropunktową przewagę i ją utrzymywali, choć nasi zawodnicy kilka razy byli o krok od jej zniwelowania. Za każdym razem brakowało im jednak decydującego uderzenia. A każdy błąd, zawahanie rywale wykorzystywali bezbłędnie. W końcówce znów „odskoczyli” (23:19) i nie pozwolili sobie wyrwać wygranej.


Zgaszone nadzieje

Początek kolejnego seta należał do jastrzębian. Wywalczyli trzy punkty z rzędu. Wydawało się, że złapali rytm i role na boisku się odmienią. Nic z tego. Trener Itasu Fabio Soli błyskawicznie zareagował, prosząc o przerwę. Pomógł zawodnikom. Pozwolił im ochłonąć i dojść do siebie. Po wznowieniu gry prezentowali się lepiej. Alessandro Michieletto i Kamil Rychlicki kończyli większość piłek. Włosi świetnie też zagrywali, zmuszając jastrzębian do prostej gry. Przede wszystkim jednak lepiej bronili i popełniali mniej błędów. Mistrzowie Polski nie odpuszczali. Walcząc z rywalami i swoimi słabościami, starali się trzymać wynik. Długo im się to udawało. Końcówka to jednak znów popis graczy z Trydentu. Przy stanie 18:22 Fornal asem serwisowym przedłużył nadzieje polskich kibiców zgromadzonych w hali na nawiązanie walki, ale po chwili Michieletto je zgasił i zamknął seta.


Bez ryzyka

Przed trzecim setem Mendez miał spory problem do rozwiązania. Nie dość, że jego podopieczni byli w arcytrudnym położeniu. Nie dość, że od porażki dzielił ich tylko krok, to jeszcze nie mieli pomysłu na złamanie rywali. Musiał szybko coś wykombinować. Na pokerowe zagranie i posłanie do boju rezerwowych się jednak nie zdecydował. Postawił na sprawdzone karty. Tym razem się to nie opłaciło. Jastrzębianom woli walki, ani ambicji nie można było odmówić. Szarpali i Gładyr, i Fornal. Były to jednak tylko pojedyncze akcje. By złamać rywali było ich zdecydowanie zbyt mało. Za to Włosi po każdej udanej akcji się nakręcali. Biła od nich pewność siebie. I mieli w składzie Michieletto. Przyjmujący grał jak w transie, bombardując Jastrzębski Węgiel atakami i serwisami. Do stanu 19:18 mistrzowie Polski dotrzymywali kroku ekipie z Trydentu. Potem popełnili jednak kilka błędów, Mendez spóźnił się z zgłoszeniem challenge i po zablokowaniu ataku Rafała Szymury siatkarze z Trydentu mogli się cieszyć z czwartego w historii triumfu w Lidze Mistrzów. Poprzednie odnosili w latach 2009-11. – Jestem szczęśliwy, szczególnie po takiej wygranej, bo to Jastrzębski Węgiel wydawał się faworytem – mówił po spotkaniu Kamil Rychlicki, atakujący Itasu. – Przed nami ciekawa noc świętowania, a z tego spotkania nie wyciągałbym daleko idących wniosków. Dla mnie PlusLiga i Serie A to dwie świetne ligi, dlatego chciałbym kiedyś spróbować swych sił także w tej pierwszej – dodał.

(mic)

FINAŁ

Itas Trentino – Jastrzębski Węgiel 3:0 (25:20, 25:22, 25:21)

TRENTINO: Sbertoli, Lavia (11), Podrascanin (8), Rychlicki (15), Michieletto (16), Kozamernik (8), Laurenzano (libero) oraz Pace (libero). Trener Fabio SOLI.

JASTRZĘBIE: Toniutti (1), Szymura (9), Huber (8), Patry (9), Fornal (19), Gładyr (6), Popiwczak (libero) oraz Sclater (1), Macionczyk, Mbaye. Trener Marcelo MENDEZ.

Sędziowali: Ozan Cagi Sarikaya (Turcja) i Vladimir Simonovic (Szwajcaria). Widzów 8500.

Przebieg meczu

I: 10;9, 15:12, 20:17, 25:20.

II: 10:8, 14;15, 20:17, 25:22.

III: 10:8, 13:15, 20:19, 25:21.

Bohater – Alessandro MICHIELETTO.