Jake Knapp udowodnił, że nie warto rezygnować z marzeń. Fot. Instagram


Od ochroniarza do milionera

Dwa lata temu Jake Knapp zmuszony był wspomóc karierę, pracując jako bramkarz w dyskotece, w rodzinnym miasteczku Costa Mesa, w Kalifornii. Teraz zwyciężył w swoim debiutanckim sezonie PGA TOUR, grając dopiero w piątym turnieju najlepszej golfowej ligi globu.

 

Życie zawodowego golfisty bardzo często nie jest usłane różami. Podróże z turnieju na turniej kosztują małą fortunę, a zarobki w mniejszych ligach rzadko są w stanie pokryć wydatki. Na szczęście gracze nie rezygnują z marzeń, starając się je realizować mimo przeciwności losu. Nie zawsze uda się znaleźć odpowiednich sponsorów, rodzina nie jest w stanie podołać wyzwaniu i trzeba sięgnąć po metody alternatywne. Tak właśnie zrobił Jake, ciułając pieniądze i pracując jako ochroniarz, po tym jak stracił prawa do gry na Korn Ferry Tour. Wrócił tam i dzięki świetnej grze, jesienią ubiegłego roku zdobył kartę na PGA TOUR. Natychmiast zrobiło się o nim głośno po tym jak zajął trzecie miejsce w styczniowym Farmers Insurance Open, jego trzecim występie w lidze.

 

Przyszłość w różowych barwach

Teraz konto 29-latka wzbogaciło się o ożywcze 1458000 dolarów i raczej nie musi już martwić się o zajęcia alternatywne. Zwycięstwem w Mexico Open at Vidanta zapewnił sobie występy na PGA TOUR do 2026 roku. Spełni też najskrytsze marzenia, grając w takich turniejach jak: The Players Championship, wielkoszlemowych US Masters i PGA Championship oraz pięciu pozostałych „Signature Events” w 2024 roku, każdy z pulą dwudziestu milionów dolarów.

Knapp spędził aż cztery sezony na PGA TOUR Canada i dwa na Korn Ferry Tour, zdobywając w końcu kartę PGA TOUR. „To była wyboista droga” – powiedział o swoim niełatwym dotychczasowym przebiegu kariery. „Ale nie zamieniłbym tego na nic innego. Kiedy patrzę wstecz na całą karierę, zawsze mam trudności z pierwszym krokiem. Teraz, gdy czuję, że moje stopy są pode mną, znam siebie i wiem, co robię, wydaje mi się, że to właściwy moment”.

Wcześniej wygrywał trzykrotnie, właśnie na PGA TOUR Canada, dwa razy w 2019 roku i raz w 2022, z wynikiem -26! Meksykański sukces przesunął go o 45. pozycji w rankingu FedEx Cup, na miejsce ósme. Jego ranking światowy również podskoczył dość spektakularnie, z miejsca 101. na 52.

Były student UCLA nie krył wzruszenia po zwycięstwie, wspominając swojego dziadka, do którego wciąż wysyła SMS-y po każdej rundzie. Gra w golfa na najwyższym poziomie zawsze była ich wspólnym marzeniem i celem. „Dziadku dziękuję” – powiedział, wskazując na niebo, schodząc z osiemnastego greenu, cały przemoczony po tym, jak szaleńczo celebrujący zwycięstwo przyjaciele oblali go wodą. Jeden ze swoich tatuaży poświęcił właśnie zmarłemu w zeszłym roku dziadkowi, GSFB - Gordon Sydney Frederick Bowles. Drugi tatuaż to akronim, LTD, oznaczający „Living The Dream”, którego Jake i jego starszy brat Ryan używają od lat.

 

Rollercoster

Na pierwszej dziewiątce sobotniej rundy dał niezwykłe przedstawienie, notując tam siedem birdie i dwa pary. Pierwszym bogeyem zająknął się dopiero na dziesiątce, po czym dołożył dwa kolejne birdie na jedenastce i dwunastce, będąc w tym momencie -8. Po dalszych perturbacjach, właśnie z takim wynikiem ostatecznie zakończył rundę, z rezultatem -19 wypracowując cztery uderzenia przewagi przed finałową potyczką. Jak to często w golfie bywa w niedzielę wszystko zaczęło się bardzo nerwowo. Jake roztrwonił całe prowadzenie już na pierwszych siedmiu dołkach. Był w tym momencie +1, trafiając birdie na siódemce, a wściekle atakujący Fin Sami Valimaki, po zaliczeniu tam fantastycznego eagla, notował -3 i był współliderem. Jake zebrał się w sobie i nastąpił kontratak, wsparty świetną grą wokół greenów, z którą miał spore problemy na początku rundy. Sami finiszował rundą 69 i rezultatem -17, a Jake kończył rundą 71, dwa uderzenia przed Finem. Przez cały dzień trafił tylko dwa fairwaye, po raz pierwszy na ósmym dołku. Nigdy nie stracił prowadzenia, ale dwukrotnie został dogoniony przez Samiego, również grającego w swoim debiutanckim sezonie PGA TOUR.

 

Trzynasty

W zeszłym roku na polu Vidanta triumfował Tony Finau, pokonując trzema uderzeniami obrońcę tytułu - Jona Rahma i zdobywając szóste trofeum PGA TOUR. W tym roku nie błyszczał, będąc zdecydowanie najwyżej notowanym zawodnikiem w stawce i oczywistym faworytem do zwycięstwa. Po rundach 69-67-69-68, z wynikiem -11 zajął skromną pozycję trzynastą, dzieląc ją w dodatku z pięcioma rywalami. Z -14, na trzecim miejscu ulokowali się: Niemiec Stephan Jaeger, Amerykanin Justin Lower i Tajwańczyk C.T. Pan, zdobywca brązowego medalu podczas Igrzysk Olimpijskich w Tokio, wyrwanego podczas pamiętnej, siedmioosobowej dogrywki. Tracąc kolejne uderzenie, szóstą pozycją podzielili się: Amerykanin Patrick Rogers i Szkot Robert MacIntyre, uczestnik rzymskiego Ryder Cup.

W czwartek PGA TOUR przeniesie się na Florydę, na turniej Cognizant Classic, przez ostatnie 42 edycje znany jako Honda Classic. Areną będzie słynny Champions Course - PGA National, pole projektu George’a i Toma Fazio, przeprojektowane przez Jacka Nicklausa, zlokalizowane w Palm Beach Gardens. Tytułu bronić będzie Chris Kirk, a na liście startowej widnieją takie sławy jak: Rory McIlroy, Matt Fitzpatrick, Cameronn Young, Rickie Fowler, Justin Rose i … Jake Knapp. Transmisje w Eurosport 2.

 

Kasia Nieciak