Oby to nie była formalność
KOMENTARZ „SPORTU” - Kacper Janoszka
Mamy ogromne szczęście, bo możemy obserwować w akcji wybitnego sportowca, który w ostatnich latach stał się dominatorem w swoim fachu. Bartosz Zmarzlik pierwszy złoty medal w Grand Prix zdobył w 2019 roku. Kolejne triumfy świętował w 2020, 2022, 2023 i 2024 roku. Mamy w kraju żużlowego geniusza, który wie, jak utrzymywać się na szczycie bardzo, bardzo długo. Już jego ostatni złoty medal w mistrzostwach świata był historyczny. Po raz drugi w historii został żużlowcem, który triumfował trzy razy z rzędu w tych zawodach. Wcześniej ta sztuka udała się Ivanowi Maugerowi, w latach 1968-1970.
Zmarzlik w tym roku będzie chciał dorównać do legendarnego Australijczyka oraz do Tony’ego Rickardssona pod względem liczby zdobytych w sumie złotych medali. Zmarzlik w domu ma pięć trofeów za mistrzostwo świata, a dwaj wyżej wymienieni po sześć. Polak w najbliższym czasie może do nich dołączyć. W tym miejscu przypomnę, że Zmarzlik ma zaledwie 30 lat. Jeśli dobrze pójdzie, przed nim jeszcze nawet kilkanaście lat jazdy na bardzo wysokim poziomie. Proszę spojrzeć na Nickiego Pedersena – ma 48 lat, a nadal potrafi znaleźć zatrudnienie w ekstralidze.
Niestety, nieustannie mam wrażenie, że te genialne osiągnięcia Polaka są… niepełne. Nie mam zamiaru umniejszać zasług Zmarzlika, ale bardzo mocno wierzę w to, że zawodnik Motoru Lublin w Grand Prix nie mierzy się z najmocniejszymi przeciwnikami. Ci, którzy naprawdę byliby w stanie mu zagrozić, w mistrzostwach świata wystąpić nie mogą. Odkąd w lutym 2022 roku Rosja rozpoczęła wojnę z Ukrainą, zawodnicy z kraju najeźdźcy nie mogą ścigać się w Grand Prix. Nie pomaga nawet to, że Artiom Łaguta czy Emil Sajfutdinow jeżdżą na polskiej licencji.
Zasady ustalone przez FIM są oczywiście zrozumiałe. Dotykają żużlowców z kraju, który czyni czyste zło. Niezależnie jednak od tego, czy się zgadzamy z usunięciem Rosjan ze zmagań organizowanych przez FIM, czy też nie, fakty są takie, że ich banicja sprawia, że zadanie Zmarzlika jest znacząco ułatwione. Przypomnijmy, że w ostatnim sezonie, w którym Polak nie zdobył złotego medalu, czyli w 2021 roku, triumfował Łaguta, a brązowy medal na szyi zawiesił Sajfutdinow. Co więcej, to właśnie duet Łaguta-Sajfutdinow prowadził rosyjską reprezentację do trzech zwycięstw w cyklu Speedway of Nations (2018-2020; w 2021 roku liderzy rosyjskiej kadry nie wzięli udziału w SoN, protestując przeciwko niewystarczającemu wsparciu rodzimej federacji). Zawodnik lubelskiego zespołu naprawdę stracił więc najgroźniejszych przeciwników.
Jasne, Zmarzlik musi mierzyć się z innymi niezłymi rywalami. Robert Lambert czy Fredrik Lindgren pokazali w zeszłym roku, że potrafią wejść na wysoki poziom i próbowali rywalizować z Polakiem, a i tak mistrzostwo zagwarantował sobie w przedostatnich zawodach poprzednich rozgrywek. Przed sezonem bardzo silny wydaje się z kolei Dominik Kubera, który rok temu w GP zajął ósme miejsce. W tym roku powinien polepszyć swój wynik…
Bardzo mocno wierzę więc w to, że ktokolwiek będzie w stanie nastraszyć Zmarzlika, dorównać mu, spróbować się z nim na poważnie zmierzyć. Nie życzę 30-latkowi porażki w tym roku w mistrzostwach świata, bo nie o to mi chodzi. Życzę sobie i wszystkim kibicom, żeby walka o złoto była wyrównana, żeby zawodnicy trzymali nas w niepewności do ostatniej chwili. I niech Zmarzlik wygra po raz szósty! Ale przy okazji niech jego batalia o tytuł będzie bardziej pasjonująca.
Na mistrzostwach świata dominacja Zmarzlika jednak się nie kończy. Przecież jest on członkiem najlepszego klubu w ekstralidze, który w trzech ostatnich latach sięgał po mistrzostwo Polski. Trudno znaleźć lepszy zespół, z większymi funduszami, które gwarantowane są przez spółki skarbu państwa. Fortuna sprawiła, że w Lublinie powstała ekipa nie do pokonania. W dwóch poprzednich latach walka o złoto w ekstralidze była tak naprawdę tylko złudzeniem. W ostatnich dwóch finałach Motor mierzył się ze Spartą Wrocław. Dwukrotnie dolnośląski zespół do rywalizacji podszedł wyraźnie osłabiony kontuzjami, więc oba spotkania zakończyły się porażkami wrocławian. W Sparcie znów upatruję kandydata do tego, żeby w końcu realnie przeszkodzić Motorowi. Do zespołu dołączył szybki na zapleczu ekstraligi Brady Kurtz. Jeśli tak samo mocny będzie w elicie, podopieczni Dariusza Śledzia w końcu będą mogli powalczyć o trofeum. Mocno w to wierzę, że finałowy mecz dla Motoru nie będzie w tym roku tylko i wyłącznie formalnością.