Sport

Obrona była rozczarowująca

Rozmowa z Piotrem Rzepką, byłym zawodnikiem m.in. SC Bastia, Ev Avant Guingamp, FC Annonay, FC Ajaccio


Łukasz Skorupski (z lewej) i Paweł Dawidowicz to część naszego bloku defensywnego. Pierwszy z Francją spisał się znakomicie, drugi przeciętnie. Fot. PAP/Leszek Szymański


Obrona była rozczarowująca

Rozmowa z Piotrem Rzepką, byłym zawodnikiem m.in. SC Bastia, Ev Avant Guingamp, FC Annonay, FC Ajaccio


Zacznijmy od... końca. Czy remis z Francją  jest sukcesem naszej reprezentacji, czy tylko otarciem łez?

- Remis z wicemistrzami świata zawsze jest wielkim sukcesem, chociaż uważam, że jeżeli „trójkolorowi” nadal będą grali w ten sposób, daleko w turnieju nie zajdą. Wynik jednak poszedł w świat i z tego tytułu możemy się tylko cieszyć. Całe dziesięciolecia czekaliśmy, by nie przegrać z aktualnymi mistrzami bądź wicemistrzami świata. Dla nas ten występ w Niemczech powinien być punktem zaczepienia pod następne mecze, czy to w Lidze Narodów, czy w eliminacjach do mistrzostw świata.

Francuzi nas zlekceważyli czy biało-czerwoni wznieśli się na wyżyny?

- Francja na pewno nas nie zlekceważyła, to pokłosie ich motywacji. Na mecze z takimi zespołami jak Anglia, Włochy czy Hiszpania, nie trzeba ich szczególnie motywować, mobilizować. Ale motywacja to bardzo skomplikowana sprawa, operacja. Nie uważam, że wspięliśmy się na wyżyny naszych możliwości, bo są zdecydowanie większe. Dlaczego zremisowaliśmy? Bo moim zdaniem byliśmy za bardzo spięci, momentami mieliśmy zbyt dużo respektu dla przeciwników. We Francji motywacja piłkarzy przed meczem przebiega zupełnie inaczej niż w Polsce czy nawet w Austrii. Absolutnie nie twierdzę, że w meczu z nami „trójkolorowi” kalkulowali, ale oni uczestnicząc w wielkich turniejach nie nastawiają się na trzy potyczki grupowe, tylko na wiele spotkań. Doskonale zdają sobie sprawę, że nie da się rozegrać siedmiu bardzo dobrych czy „tylko” dobrych meczów. Stąd czasami nie prezentują porywającego poziomu, ale nie jest to, broń Boże, gra na pół gwizdka

Jaką zatem ocenę wystawiłby pan podopiecznym Michała Probierza za całokształt dokonań podczas tegorocznych mistrzostw Europy?

- Za całokształt... Nie byłem rozczarowany postawą naszej reprezentacji, chociaż nie ukrywam, że liczyłem na nieco lepsze wyniki. Nie dajmy się zdołować po tych mistrzostwach, bo coś zaiskrzyło, zaczęło się tlić. Wbrew wszystkim malkontentom na boisku nie panoszył się totalny marazm, chociaż też nie ma powodu, by piać z zachwytu. Ale wielu naszych reprezentantów ma przed sobą ciekawą przyszłość. Czy skorzystają z tej szansy, to już zupełnie inna sprawa. Na pewno są utalentowani, ale potrzebna jest wytężona praca. Natomiast na pewno szwankuje proces decyzyjny. Nasi piłkarze stanowczo za długo zastanawiają się nad podjęciem decyzji, komu i jak podać, jak zareagować na zagranie przeciwnika, na zastosowany przez niego wariant. Nasi rywale podejmują działania automatycznie, instynktownie. Dotyczy to nie tylko defensywnych pomocników, ale wszystkich piłkarzy, z napastnikami włącznie. Bardzo pozytywnie natomiast odebrałem wiadomość, że pomimo nieudanych mistrzostw Europy selekcjoner biało-czerwonych pozostanie na stanowisku. To ważne, że Michał Probierz dostał od zwierzchników kredyt zaufania. To jeden z kanonów, że o zaufaniu się nie dyskutuje, jeżeli chcesz być silny i odgrywać znaczącą rolę na rynku piłkarskim. W przypadku polskiego futbolu zaufanie czasami jest niebezpieczne, bo doszukujemy się układów, drugiego dna itp.

Największe mankamenty w grze reprezentacji Polski? Dla mnie katastrofalnie, momentami wręcz skandalicznie, spisywali się polscy obrońcy, walnie przyczyniając się do zdobyczy bramkowych przeciwników. Według mnie brakuje w tej formacji dyrygenta, lidera z prawdziwego zdarzenia...

- Niestety, muszę się z panem zgodzić, bo wszystkie bramki straciliśmy po błędach naszych obrońców i mniejsza o szczegóły, Nie zamierzam polować na czarownice, ale fakty są jednoznaczne i brutalne. Oni chyba nie zdawali sobie sprawy, że wcale nie muszą rozprowadzać akcji zaczepnych, lecz neutralizować poczynania napastników przeciwnika. Rasowy obrońca musi się lepiej ustawiać, by powstrzymać atak rywala. Przykład z meczu z Francją - Jakub Kiwior popełnił dwa błędy w jednej akcji. Zaatakował Dembele „na raz”, a na dodatek wślizgiem we własnym polu karnym. To przecież jasne jak słońce, że Dembele ma „szybszą” nogę niż nasi środkowi obrońcy, więc w takich sytuacjach albo ucieknie, albo zostanie sfaulowany. Obecni reprezentanci powinni sobie obejrzeć archiwalne relacje, by zobaczyć, jak reagowali na zagrania napastników przeciwnika tacy wybitni stoperzy jak Jerzy Gorgoń, Mirosław Bulzacki czy Władysław Żmuda. Piłkarze powinni mniej uwagi przywiązywać do oryginalnych fryzur, modnych butów czy ładnych tatuaży, tylko skupić się na graniu. Nasi piłkarze, nie tylko obrońcy, nie mogąc poradzić sobie z rywalami łapali kartki, faulowali, jednym słowem przekraczali przepisy. Michał Probierz powinien skupić się na tym, by 2-3 zawodników zawsze było gotowych na szybką reakcję na boiskowe wydarzenia. Nic ich nie powinno zaskoczyć. Doskonale zdaję sobie sprawę, że nie dorobiliśmy się nowego Waldka Matysika, ale do określonej filozofii gry powinien być odpowiedni mental.

Nie było lepszych - pańskim zdaniem - kandydatów do gry w defensywie?

- Uważam, że nie było błędu w selekcji, w kadrze znaleźli się ci, którzy na papierze byli najlepsi. Nie wszyscy z nich, niestety, mają predyspozycje do określonego sposobu grania. Sam talent i nawet ciężka praca nie wystarczą, potrzebne są jeszcze określone cechy charakterologiczne. Co gorsza, ci młodzi piłkarze nie mają się od kogo uczyć, nie ma w tej formacji lidera, byli nimi bramkarze – Wojciech Szczęsny i Łukasz Skorupski.

Odsunięcie na boczny tor Matty'ego Casha było błędem?

- Po fakcie każdy może być mądry, ale musimy być obiektywni i uczciwi. Matty Cash nie jest zawodnikiem, który „pociągnie” reprezentację Polski. On gra w lidze angielskiej i to jest zupełnie inny futbol niż ten, który prezentują biało-czerwoni. Odniosłem wrażenie, że Cash w naszej drużynie narodowej jest jakiś „usztywniony”, po prostu za bardzo się stara. Zresztą on nie jest liderem Aston Villi, więc jego absencja na tych mistrzostwach naprawdę nie była odczuwalna.

Do czego lub kogo, oprócz postawy obrońców, możemy się jeszcze przyczepić? Były znakomity piłkarz, a później prezes PZPN, Zbigniew Boniek, stwierdził kategorycznie, że tej drużynie brakowało kręgosłupa. Podziela pan jego pogląd?

- Tak. On tak mówi, mając w pamięci swoje występy na boisku. W naszej drużynie, powiedzmy to sobie szczerze, na tym turnieju nie było kręgosłupa mentalnego, lidera z prawdziwego zdarzenia. Głośne puszczanie muzyki w szatni to nie jest środek prowadzący do celu, tylko próba „ściemniania”.

Największy zawód sprawił panu...

- Próbuje mnie pan... „wsadzić na konia”, dlatego nie wskażę jednego kandydata. Dla mnie wielkim zawodem było zachowanie zawodników defensywnych w momencie straty piłki. To dotyczyło nie tylko obrońców, ale również defensywnych pomocników odpowiedzialnych za „czyszczenie” przedpola naszej bramki. Aż się boję pomyśleć, co z nimi zrobiliby tacy napastnicy jak Gary Lineker czy Paul Scholes albo Portugalczyk Pauleta.

Po minusach poszukajmy plusów. Znalazł pan jakieś?

- Trzeba myśleć o zmianie pokoleniowej w naszej kadrze. Zakończenie kariery zapowiedzieli Kamil Grosicki i Wojciech Szczęsny. Nie wiadomo co będzie z Robertem Lewandowskim. Wierzę, że wkrótce pokaże się jego godny następca. Przyszłość jest przed takimi piłkarzami jak Kacper Urbański, Jakub Kiwior, Nicola Zalewski. W Niemczech pokazaliśmy młodych, utalentowanych zawodników, którzy bardzo dobrze rokują na przyszłość.

Jest piłkarz w naszej drużynie narodowej, który w tym turnieju nie zawiódł?

- Na pewno można to powiedzieć o Łukaszu Skorupskim i Wojtku Szczęsnym. W dwóch spotkaniach, z Holandią i Austrią, bardzo fajnie zaprezentował się Nicola Zalewski, ale w meczu z Francją „zgasł”. Wyglądało to tak, jakby był bardzo zmęczony, ale powody jego słabszej dyspozycji mogą być zupełnie inne.

Rozmawiał Bogdan Nather