O uratowanie sezonu
LIGOWIEC
Przed laty - starsi piłkarscy kibice jeszcze to pamiętają - było radiowe Studio S-13. Również wtedy mecze rozgrywano o jednej porze, więc studio łączyło się co kilka minut z radiowym korespondentem z Poznania, Szczecina, Warszawy, Wrocławia, Chorzowa czy Zabrza. Siedziało się przed odbiornikiem i słuchało relacji. Zapewniam, nie było gorzej niż teraz! Zresztą teraz mamy w telewizji taką nawałę meczów każdego dnia, że nie sposób ogarnąć nawet ich małej części. Wtedy było prościej i - jak dla mnie - lepiej. Liga grała w weekendy, nie w poniedziałki; były tylko pucharowe środy. Z wypiekami na twarzy czekało się więc na kolejne gry. Teraz mecz za meczem, co jednak nie znaczy, że tysiące fanów nie zasiądą w sobotnie popołudnie przed telewizorami; a i na stadionach będą komplety. Wielu kibiców chce się bowiem pożegnać ze swoimi ulubieńcami bezpośrednio. Na marginesie: średnia frekwencja na stadionach ekstraklasy w tym sezonie to 12,5 tys. na mecz. To nieznacznie lepiej niż przed rokiem, kiedy wynosiła 12,3 tys.
Co przyniesie ostatnia kolejka? W moim przekonaniu na szczycie wszystko jest już rozstrzygnięte. Lech u siebie, przy Bułgarskiej, nie da sobie odebrać prowadzenia i będzie świętował z kibicami swoje dziewiąte mistrzostwo Polski. W Częstochowie z kolei przyjdzie przełknąć gorzką pigułkę, podobnie jak przed trzema laty, kiedy także na finiszu Kolejorz przeskoczył Raków.
Spadkowiczów już znamy, więc w tej sytuacji na czoło, jako szlagier kolejki, wysuwa się batalia wciąż jeszcze przez kilka dni urzędującego mistrza Polski Jagiellonii z Pogonią. To batalia przede wszystkim o prawo gry w europejskich pucharach. Dla jednych i drugi to nadrzędny cel. Trzecie miejsce to splendor, medale i kasa, czwarte zaś to sromotna porażka. Przy Słonecznej mamy więc prawdziwy finał, o którym mówi kapitan Portowców Kamil Grosicki. Samo trzecie miejsce w poprzednim roku wycenione zostało przez władze ekstraklasy na 13 milionów złotych, czwarte na ledwie 4,7. Wszystko po to, żeby premiować tych, co reprezentują nasz kraj w rozgrywkach pucharowych na Starym Kontynencie. Jadze takie granie przyniosło w tym sezonie zysk w wysokości 36,5 mln złotych, to prawie tyle, ile wynosi roczny budżet Górnika Zabrze (38 mln).
Jest więc o co walczyć! Dla Pogoni to drugi w tym roku finałowy mecz. Ten pierwszy z Legią - rozegrany 2 maja finał Pucharu Polski - przegrała. Finał PP przegrała drugi raz z rzędu; rok wcześniej lepsza była pierwszoligowa Wisła Kraków. W Szczecinie bardzo chcą medalu, pieniędzy i pucharów, ale to samo tyczy się zespołu Adriana Siemieńca. 4. miejsce na koniec rozgrywek byłoby pewnie w Białymstoku przyjęte jak klęska, tym bardziej że przecież do osiągnięcia celu wystarczy remis. To będzie gra o sporym ciężarze gatunkowym, bardzo więc ciekawe, kto z niej wyjdzie zwycięsko.
Michał Zichlarz