Sport

O strzelaniu z czułością

Rozmowa z Anetą Stankiewicz, specjalistką karabinu pneumatycznego, która w sobotni poranek w parze z Tomaszem Bartnikiem będzie rywalizować o olimpijskie medale w mikście.

Fot. Redakcja „Sport”/Żaneta Kostrzewińska


Rozmawiamy kilkadziesiąt godzin przed sobotnim startem na strzelnicy w Chateauroux. Jak spędzisz te ostatnie?

- W piątek będziemy mieć oficjalny trening – symulację zawodów, pół godziny na stanowiskach. Można wszystko sprawdzić, zapoznać się z osobami, które będą obok, oswoić z technikaliami i otoczeniem. Reszta to już oczekiwanie i treningi mentalne.

Prześpisz całą noc?

- Nigdy nie miałam problemu ze snem. Wieczorem zerknę w telewizji, jak Francuzi wymyślili ceremonię otwarcia na Sekwanie, ale pewnie do końca nie wytrzymam, muszę się wyspać.

Pobudka w sobotę o której?

- Zawody są o dziewiątej, więc około szóstej. Toaleta, siedem minut na makijaż, to już wytrenowane. Śniadanie – zawsze muszę. I wyjazd z wioski na zawody, z naszej do centrum strzeleckiego w Chateauroux mamy autobusem 20 minut.

Ustalicie jeszcze taktykę z mikstowym partnerem, Tomaszem Bartnikiem?

- Nieee, to proste – liczy się tylko suma strzałów, 30 moich i 30 partnera. Tomek będzie na stanowisku przede mną, ja będę go widziała kątem oka, on mnie nie. Już w pierwszym strzelaniu idziemy na maksa. Z 28 zespołów osiem awansuje do półfinału. Z tej ósemki po kolejnej serii cztery najlepsze walczą o medale – pierwszy z drugim o złoto, a trzeci z czwartym o brąz.

Trzy lata temu w Tokio pierwszą rundę mieliście świetną, ustąpiliście tylko Chińczykom, ale potem coś się zacięło…

- Jest w związku z tym we mnie wielka żądza rewanżu. Wtedy dopadło nas jakieś rozluźnienie, może stres. Medale zdobędą ci, którzy poradzą sobie z emocjami. Było wielu mistrzów, którzy nie mają medalu olimpijskiego, i wielu takich, którzy na igrzyskach wyskakiwali, jak królik z kapelusza.

Trening mentalny opracowuje dla ciebie znany sportowy psycholog, profesor Jan Blecharz.

- Zaczęliśmy zaraz po Tokio. Próbowałam dopchać się do profesora już wcześniej, ale nie było to łatwe. Aż kiedyś zwierzyłam się z tego naszemu prezesowi Andrzejowi Kijowskiemu, a on na to, że to profesor to jego przyjaciel. Musiałam przejść tylko rozmowę rekrutacyjną (śmiech). Trzy lata współpracy to moje największe sukcesy, w tym rekord Polski i zwycięstwo w zawodach Pucharu Świata, rozwój strzelecki i mentalny.

W innych dyscyplinach sportowcy od razu wyładowują swoje emocje, wy nie możecie. Jak sobie z tym radzicie?

- To fakt, kumulowane emocje budują napięcie całego układu nerwowego. Ja oczyszczam ciało i umysł treningami mentalnymi, rozciąganiem i długimi spacerami. Ale też nie mogę się już doczekać, żeby sobie po prostu pobiegać czy popływać. Teraz jednak muszę uważać, żeby nie zrobić sobie krzywdy przed startem. Poza tym bieganie czy dźwiganie przeszkadza w strzelaniu, bo mięśnie potrzebują długiej regeneracji. Z drugiej strony duża aktywność w młodzieńczych latach pomogła mi w rozwoju strzeleckim. Od razu rozumiałam polecenia trenera, nie miałam problemu z odpowiednią postawą.

No właśnie, bo zaczynałaś od lekkoatletyki. Co uprawiałaś?

- Średnie dystanse, głównie 600 metrów, raz nawet biegłam 300 przez płotki, trochę przełajów. Ostatnio spotkałam się z trenerem sprinterek reprezentacji Jackiem Lewandowskim, po latach znowu zbiliśmy piątkę. Ale przyszły kontuzje, przestałam się rozwijać i kolega zaprowadził mnie na strzelnicę. Z rok jeszcze ciągnęłam obydwa sporty, ale gdy miałam 14-15 lat postawiłam na strzelectwo.

Dlaczego macie na sobie takie dziwne stroje?

- Żeby swobodnie w postawie wytrzymać dużą liczbę strzałów, aby nie cierpiał kościec i nie wykrzywiało nam kręgosłupów. Przez ostatnie lata twardość strojów rośnie – kiedyś nie były tak sztywne, teraz producenci dążą, aby wszystko było na granicy dopuszczalności, stąd wyniki są bardzo wyśrubowane.

Są przepisy, które to normują?

- Oczywiście, kombinezony nie mogą być zbyt twarde. Jest kontrola guzików, bo nie możemy być zbyt ciasno zapięci w kurtce, karabin też musi mieć zachowane kąty i odpowiednią wagę.

Ile waży cały strój?

- Od 5 do 7 kilogramów, materiał pokryty jest specjalną warstwą, która go usztywnia. 85 procent rynku należy do hinduskiej firmy Capapie, z ich strojów są wszystkie ostatnie rekordy świata i medale olimpijskie z Tokio, pilnuje, aby najlepsi byli u niego. Każdy strój jest szyty na miarę, nieraz trzeba robić poprawki, bo uciska albo jest za duży i stwarza dyskomfort. W zeszłym roku miałam dwa stroje, w których nie mogłam się odnaleźć. Sprzęt ma mi pomóc, a nie przeszkadzać.

Na spacer raczej w takim wdzianku się nie wychodzi?

- Oj, zdecydowanie nie. Może być niebezpieczny. W zeszłym roku na zawodach w Białymstoku organizator nie ukrył na podłodze kabli od strzelnic, zahaczyłam o nie i rypnęłam sztywno jak kłoda. Zdążyłam jeszcze tylko odrzucić wszystko i zamortyzować upadek na ręce.

Co zakładacie pod kombinezon?

- Bieliznę strzelecką, ja wciągam jeszcze legginsy i długą bluzkę.

Ile waży karabin?

- Mój pięć i pół kilograma.

Czyli strzelcy powinni ćwiczyć na siłowni?

- Ja nie jestem jej zwolenniczką, ale każdy musi znaleźć własny sposób na utrzymanie postawy.

Jak to robisz?

- To element treningu strzeleckiego. Nie musimy zresztą dźwigać karabinu cały czas i drżeć. To nie ja opieram się o karabin, tylko sama jestem oparciem dla niego. Pomiędzy strzałami odkładam go na statyw. Niektórzy trzymają go cały czas i ładują, ale to niezdrowe, odczuwam potem ból w całym ciele, zwłaszcza kolan.

Żeby być dobrym strzelcem, trzeba mieć temperament szachisty? Czy narwańcy nie mają w tym sporcie czego szukać?

- Są tacy i tacy, ale na pewno strzelcami nie są sami melancholicy. Trzeba mieć czasem trochę tego nerwu w sobie, żeby poradzić sobie samej ze sobą. To, co dzieje się w naszej głowie, jest bardzo ważne.

Czy wśród strzelców są przyjaźnie?

- Raczej nie ma ku temu okazji. Oczywiście swoje twarze z koleżankami z finałów doskonale znamy. Słyszałam opowieści, że kiedyś każdy Puchar Świata zaczynał się i kończył bankietem, więc można było się zintegrować. Ale ta tradycja umarła, po zawodach od razu zwijamy się do domu. Gdybyśmy mieli zabalować dzień dłużej, stracilibyśmy dzień treningowy.

Czyli nie czujesz zawodu, że jesteście prawie 300 km od Paryża i centrum olimpijskiego życia?

- Mam nadzieję, że atmosferę igrzysk jeszcze poczuję, gdy po ostatnich swoich zawodach, 29 lipca, pojedziemy do Paryża choć na dwa dni. Na razie wszystko tutaj niewiele różni się od innych naszych mistrzostw, poza przystrojeniem naszej wioski i samej strzelnicy w olimpijskie emblematy. Być może to kwestia otoczenia, ale nie czuję szczególnych emocji. Jestem też bardziej doświadczona, skupiam się na starcie, na zadaniu.

A jak wam się mieszka w strzeleckiej wiosce?

- PKOl fajnie przygotował nam tu wszystko. Mamy pokój, gdzie łączymy stoły i wspólnie układamy puzzle z czterech tysięcy części, czas szybko leci. Po treningach trochę odpoczywamy, relaksujemy się. I dobrze, że mamy w pokojach klimatyzatory, bo było już u nas ponad 30 stopni.

Jak smakuje kuchnia w wiosce dla strzelców?

- Nie możemy narzekać, każdy coś dla siebie znajdzie. Może tylko Azjaci mają nieco gorzej, bo kuchnia jest raczej europejska. Ale ja uwielbiam bagietkę i sery, nie będę wybrzydzać.

W telewizji komentować wasze zmagania będzie m.in. dwukrotna złota medalistka olimpijska Renata Mauer-Różańska. Jest inspiracją?

- Znamy się oczywiście, bywa na zawodach i eventach, wręcza nagrody. Cenię ją, to w końcu najsławniejszy strzelec w Polsce, dzięki niej nasza dyscyplina zaistniała w szerszej świadomości. Jest bardzo ciepłą osobą i nie wątpię, że będzie opowiadać o nas z czułością.

Wizualizujesz może siebie na olimpijskim podium?

- Raczej nie. Każdy tworzy swoją historię, ale to fajnie zobaczyć innych, że to realne. Trener pani Renaty Andrzej Kijowski teraz jest prezesem związku, byłoby fajnie powtórzyć taki sukces.

Masz poczucie, że jesteś w najlepszym momencie swojej kariery?

- Mam nadzieję, że najlepszy moment jeszcze przede mną, może już w sobotę albo za parę dni. Mam wszystko, czego potrzebuję, komfortowy strój, sprawdzony karabin, dobrze się czuję.

Więc nic tylko wystrzelać medal?

- Potencjał jest, umiejętności też. Potrzeba jeszcze trochę szczęścia.

Rozmawiał

Tomasz Mucha

CYTATY

Na pewno strzelcami nie są sami melancholicy. Trzeba mieć czasem trochę tego nerwu w sobie, żeby poradzić sobie samej ze sobą. To, co dzieje się w naszej głowie, jest bardzo ważne.

Z profesorem Blecharzem zaczęliśmy zaraz po Tokio. Próbowałam dopchać się do profesora już wcześniej, ale nie było to łatwe. Musiałam przejść rozmowę rekrutacyjną (śmiech). Trzy lata naszej współpracy to moje największe sukcesy.