Sport

O honor i przełamanie

Ostatnimi meczami fazy grupowej Górnik Zabrze i Chrobry Głogów pożegnają się z Ligą Europejską.

Lukas Morkowski w Superlidze musi pauzować, ale w pucharach daje z siebie wszystko. Fot. Valentina Claret/PressFocus

To będzie walka o przełamanie, honor i godne pożegnanie z europejskimi rozgrywkami - tak w Zabrzu zapowiadają ostatni mecz fazy grupowej Ligi Europejskiej. Podobnie jak wcześniej „Górnicy” podejmą rywali w dąbrowskiej hali „Centrum”, gdyż ich przestarzały obiekt nie spełnia wymogów EHF. Po pięciu kolejkach Górnik zamyka tabelę grupy B, nie mając punktu na koncie.

Z pełnym zaangażowaniem

Przeciwnikiem brązowych medalistów poprzedniego sezonu będzie Bjerringbro-Silkeborg (początek o 20.45), również nie mający szans na wyjście z grupy; wiadomo już, że do szesnastki awansują Montpellier i Granollers. W Danii po wyrównanym meczu „Trójkolorowi” przegrali 26:30 (13:15), ale widać było różnicę klas. Teraz - choć stawka będzie nijaka - drużyna jest zdeterminowana, by zagrać z pełnym zaangażowaniem, walcząc o honor. - Bjerringbro-Silkeborg to zespół klasowy, z zawodnikami reprezentującymi Danię czy Szwecję, ale dla nas to nie ma znaczenia. Skupiamy się na sobie i będziemy walczyć o zwycięstwo, by godnie pożegnać się z tegorocznymi rozgrywkami - zapowiada trener Arkadiusz Miszka.

Bjerringbro-Silkeborg w krajowych rozgrywkach plasuje się na 4. miejscu, choć w ostatnim okresie borykał się z problemami, remisując z TMS Ringsted i przegrywając z FHK Elite Frederica. W ostatnim meczu przełamał passę, pokonując Mors-Thy Handbohld.

Coś do udowodnienia

Udział w Lidze Europejskiej kończy również 4. zespół minionego sezonu i choć szans na wyjście z grupy D Chrobry już nie ma, to głogowianie zapewniają, że w wyjazdowym starciu z rumuńską Constantą (18.45) mają coś do udowodnienia. Zacznijmy jednak od tego, że był to ich drugi start w europejskich rozgrywkach. W ubiegłorocznej edycji Chrobry zapłacił frycowe i zakończył je z pięcioma wysokimi przegranymi oraz domowym remisem właśnie z Constatntą. W tym sezonie miało być lepiej, choć po wylosowaniu wicemistrza Hiszpanii, Bidasoa Irun, wicemistrza Szwecji entuzjazm został mocno stonowany. Gdy jednak w pierwszym meczu Bidasoa dopiero rzutem na taśmę uratowała punkt, a w kolejnym podopieczni Witalija Nata bez większych problemów odprawili Constatntę, poziom wiary się podniósł, a zespół zasłużenie zbierał świetne recenzje. Potem niestety było dużo gorzej i nadzieje na awans szybko zgasły. Rumuni z pewnością będą chcieli zmazać plamę po słabym występie w Głogowie i wygrać u siebie. Głogowianie zapowiadają jednak, że zrobią wszystko, aby zakończyć rozgrywki z kolejnymi punktami. Choć będzie to mecz o przysłowiową pietruszkę, zapowiada się zacięta walka.

Zbigniew Cieńciała


To jest nagroda


Rozmowa z Adamem Wąsowskim, kapitanem Górnika Zabrze

Jak pan oceni dotychczasowe występu w Lidze Europejskiej?

- Dla nas stanowiły one nagrodę za poprzedni sezon. Zdziesiątkowani kontuzjami walczyliśmy na tyle, na ile potrafiliśmy. Była to też znakomita lekcja piłki ręcznej. Zwłaszcza dla młodzieży było to wyzwanie, jak chociażby mecz z Granollers (porażka 30:41 - dop. red.), którzy znakomicie radzili sobie w ataku pozycyjnym. To z jaką szybkością ruszali do przodu, z jaką mocą wychodzili do kontr, zdobywając po nich połowę bramek, musiało budzić podziw. Ja nawet w meczach z Płockiem czy Kielcami czegoś takiego nie widziałem.

Po ubiegłorocznym wyjściu z grupy oczekiwania wobec was były na tym samym poziomie?

- Oczekiwania? Z całym szacunkiem dla Greków czy Szwajcarów, z którymi mierzyliśmy się rok temu, tym razem takiego celu nie było. Oczekiwaliśmy jednak pokazania się z jak najlepszej strony strony w meczach z Montpellier, zwycięzcą Ligi Mistrzów sprzed pięciu lat, czy Duńczykami mającymi w składzie trzech uczestników igrzysk olimpijskich w Paryżu. Dla mnie też była to fajna lekcja i cenne doświadczenie.

Po ostatnich zawirowaniach organizacyjnych w klubie, związanych m.in. z ubiegłotygodniowym zwolnieniem trenera Tomasza Strząbały, udaje się panu panować nad atmosferą w szatni?

- To, co dzieje się „u góry” nie należy do nas. My musimy się trzymać razem. Nie pozwalać, by pozaboiskowe sprawy wpływały na naszą postawę. Na pewno byłem zły po porażce z Kwidzynem u siebie, bo przegraliśmy nie dlatego, że rywal był silniejszy, tylko dlatego, że popełnialiśmy dziecinne błędy. Przez nie kwidzynianie nam w drugiej połowie odjechali, my nie zareagowaliśmy dobrze, a wszyscy wiedzą, że ja się nigdy nie poddaję. Nawet, przegrywając 5-7 bramkami, walczę. W niedzielę w Ostrowie Wielkopolskim było już -9, a w końcówce mogliśmy zremisować. Zawsze więc trzeba walczyć.

Sytuacja w tabeli jeszcze nie przekreśla szans Górnika na awans do ósemki, aczkolwiek kontuzje Minockiego, Racotei czy zawieszenie Morkowskiego za czerwoną kartkę w Głogowie po faulu na Paterku, nie rokują za dobrze.

- W ataku pozycyjnym brakuje nam „ognia” Minockiego, MVP poprzedniego sezonu, brakuje rzutów Racotei, Morkowskiego, ale wierzymy w młodych. Te absencje są dla nich szansą. Z dobrej strony pokazał się ostatnio 19-letni Jakub Pinda, choć w tym wieku forma skacze, a do tego dochodzi stres i inne okoliczności. Oczywiście będziemy dalej walczyć, nikt się nie podda, tym bardziej że nawet nie jesteśmy jeszcze na półmetku sezonu.

Rozmawiał Zbigniew Cieńciała