Sport

O czasach, gdy podczas maratonu upadało się i wstawało

Cofamy się o 76 lat

Trudno w to uwierzyć, ale znana z futbolowych osiągnięć Argentyna przez całe dekady bezskutecznie marzyła podczas kolejnych igrzysk o jednym, choćby jedynym złotym medalu olimpijskim. Czarna passa trwała długo (1948-2004)! Ostatnie złoto przed suszą przydarzyło się temu krajowi dokładnie 7 sierpnia 1948 roku – w maratonie.

Upadał pięć razy

Tamte igrzyska odbyły się w Londynie. Gospodarze, przygotowując się do imprezy, doskonale pamiętali poprzednie igrzyska, które organizowali. Te z 1908 roku, gdzie maraton był jednym z najbardziej dramatycznych w historii. Wówczas włoski cukiernik Dorando Pietri, wbiegając na stadion, gwałtownie osłabł, upadał aż pięć razy. Za każdym razem sędziowie pomagali mu wstać, ostatecznie udało mu się przekroczyć metę na pierwszym miejscu. Został jednak zdyskwalifikowany, bo nie udało mu się przecież dotrzeć do niej samodzielnie. Uwzględniono protest Amerykanów, których reprezentant przybiegł drugi.

W 1948 roku zdecydowano się użyć na potrzeby maratonu zupełnie innej trasy od tej z 1908. Ta nowa rozpoczynała się i kończyła na Wembley, a prowadziła przez przedmieścia Londynu. Co zdumiewające: mimo różnych tras sytuacja w pewnym stopniu jednak się powtórzyła!

Dzień argentyńskich maratończyków

7 sierpnia 1948 roku pierwszy na stadion wbiegł belgijski długodystansowiec Etienne Gailly. Wbiegł, a w właściwie… wszedł, bo był już wyczerpany, na skraju możliwości - niczym Pietri czterdzieści lat wcześniej. Tym razem sędziowie stali jednak z boku. Wycieńczony Belg 400 metrów przed metą upadł ze zmęczenia. Wstał i... ponownie upadł. Udało mu się dojść do siebie, dał się jednak wyprzedzić dwóm konkurentom. I tak był jednak szczęśliwy, bo o własnych siłach zdołał doczłapać do mety na trzecim miejscu. Brązowego medalu nikt mu nie zabrał.

Mistrzem olimpijskim został ostatecznie wąsaty Argentyńczyk Delfo Cabrera Gomez. O 16 sekund wyprzedził Toma Richardsa z Wielkiej Brytanii. Na metę wbiegał uśmiechnięty i stał się bohaterem całego narodu. „Argentyńczyk wygrał maraton!” – krzyczał na granicy łez uznany argentyński komentator Washington Rivera.

Ciekawe, że mistrz zaczynał oczywiście – jak to nad La Platą – od piłki nożnej, zmienił jednak dyscyplinę zainspirowany wygraną innego argentyńskiego biegacza Juana Carlosa Zabali, który wygrał maraton na igrzyskach w Los Angeles w 1932 roku. To zdumiewające, ale zdarzyło się to – uwaga, uwaga – również… 7 sierpnia! Dzisiejszy dzień śmiało można więc nazwać dniem argentyńskich maratończyków!

Zabala był dla Cabrery prawdziwą inspiracją. Ten był czwartym z sześciorga dzieci Claro Cabrery i Juany Gomez. W dniu jego narodzin ojciec zasadził drzewko pomarańczowe; ceremonia ta była powtarzana przed przyjściem na świat każdego dziecka. Pochodzący ze skromnej rodziny dorastający Delfo przechadzał się zakurzonymi ulicami malutkiego miasteczka, w którym się wychował. Na piechotę pokonywał odległość dzielące jego dom („Dom Drzewa Pomarańczowego”, jak nazwali go sąsiedzi) od miejsc, gdzie mógł zarobić trochę pieniędzy. Można powiedzieć, że tak ukształtowała się jego przyszłość jako biegacza. Podobno w dzieciństwie często powtarzał matce: „Będę jak Zabala”. Dotrzymał słowa!

Skończył karierę, uczył WF-u

Ciekawe, że w czasach II wojny Cabrera poznał Juana Perona. Ten wciągnął go do polityki. Potem jeden został prezydentem Argentyny, a drugi – mistrzem olimpijskim.

Kiedy Cabrera zdobywał złoto, nie mógł się spodziewać, że jakaś dziwna klątwa zdusi Argentynę na wiele lat. Kolejne złote medale olimpijskie zdobyli piłkarze i koszykarze dopiero na igrzyskach w Atenach w 2004 roku! Z kolei pierwszym sportowcem, w konkurencjach indywidualnych, który zdobędzie olimpijskie złoto, będzie dopiero Sebastian Crismanich, który wygra w taekwondo podczas igrzysk w 2012 roku.

Cztery lata po olimpijskim triumfie Cabrera wystartował jeszcze raz, w Helsinkach był oczywiście chorążym własnej ekipy. Tym razem zajął szóste miejsce, nadeszła era fenomenalnego Czecha Emila Zatopka. Argentyńczyk zakończył karierę po maratonie bostońskim w 1954 roku i zajął się… nauczaniem wychowania fizycznego. W 1981 roku zginął pod Buenos Aires w wypadku samochodowym, gdy wracał z przyjęcia zorganizowanego na jego cześć. Jest jednak w ojczyźnie pamiętany.

(pacz)

Igrzyska to nie tylko teraźniejszość, ale również wspaniała przeszłość. Przez wszystkie dni olimpijskie przypominać będziemy naszym Czytelnikom nieoczywiste historie sprzed lat. Zapraszamy do lektury!