Nietypowa analiza VAR Sławomira Steczki w szafie z włącznikami przejdzie do historii treningu noworocznego. Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus


Noworoczne VAR-iacje 

Rozmowa ze Sławomirem Steczką, międzynarodowym sędzią futsalu z Krakowa, od 2004 roku prowadzącym treningi noworoczne Cracovii


Aż 44 razy tradycyjne mecze rozgrywane 1 stycznia prowadził zmarły w 2014 roku Maciej Madeja, wieloletni kierownik drużyny Cracovii. Jak pan dołączył do tego wydarzenia?

 

- Propozycja wyszła od śp. pana Maćka, członka Kolegium Sędziów Kraków i referenta obsady, którego znałem od kilkunastu lat. To on zaszczepił we mnie miłość do sędziowania. Nie zastanawiałem się ani chwili, byłem bardzo szczęśliwy!

Od dwóch dekad sylwester u pana zawsze jest spokojny, bo 1 stycznia w południe trzeba pobiegać z gwizdkiem?

- To dla mnie przyjemność i tradycja, którą staram się podtrzymywać po panu Maćku, bardzo przyjemne wejście w Nowy Rok. Jest dla mnie nie do pomyślenia, bym mógł opuścić trening! Tylko raz, w 2010 roku, nie mogłem w nim uczestniczyć z powodu choroby.

 

Sędziowie asystenci też są stali?

- Staram się zabierać znajomych, żeby dać im szansę uczestniczenia w tym widowisku.

Która z edycji najbardziej zapadła panu w pamięć?

- Gdy sędziowaliśmy na środku razem z panem Maćkiem. Z Tomkiem Siemieńcem (były zawodnik Cracovii, a potem następca Madei na stanowisku kierownika – przyp. red.) wymyśliliśmy, żeby pan Maciek w jakiś sposób strzelił gola. Nabiliśmy go i tak piłka wpadła do bramki. Miło też wracam do czasów, gdy trening noworoczny był na starym stadionie – bez podgrzewanej murawy, pełnej śniegu. Na trybunach kibice bili się śnieżkami. Te mecze miały swój klimat.

Ja do dziś z uśmiechem wspominam trening z 2020 roku, w którym podyktował pan rzut karny, a potem podbiegł zweryfikować decyzję do „monitora VAR”, którym była... szafa z różnymi włącznikami.

- Sytuacja z „VAR-em” była zaraz po wprowadzeniu analizy wideo w meczach. To był totalny „spontan”, wymyśliłem to podczas meczu. Pamiętam też zamiany z Adamem Wilkiem. On był sędzią, a ja bramkarzem.

Pomysłowość zawodników też nie zna granic. Przodował w tym Marcin Budziński.

- Nigdy nie zapomnę Marcina grającego w mokasynach lub z założoną na siebie ogromną głową maskotki. Pytałem go, czy w ogóle coś w niej widzi. Pamiętam również przebranie się zawodników w stroje strażaków, z Januszem Golem na czele!

 

Wszyscy uczestnicy treningu noworocznego traktują go przede wszystkim jako formę zabawy?

 

- Pamiętam starych zawodników, jak Edek Kowalik, który zawsze dawał z siebie wszystko. Nawet na treningu nie cofał nogi. Nigdy jednak nie zdarzyło się, żeby któryś zawodnik chciał zrobić krzywdę innemu. Za to niejednokrotnie podchodzili do mnie i prosili, żeby skrócić, bo mieli za sobą ciężką noc.

 

Rozmawiał Michał Knura