Nowi piłkarze, stare grzechy

Sosnowiczanie zaliczyli falstart na starcie rundy wiosennej. Porażka ze Zniczem może mieć opłakane konsekwencje.


ZAGŁĘBIE SOSNOWIEC

Prawie pięć tysięcy fanów przybyło w niedzielny wieczór na sosnowiecki stadion, by wspomóc Zagłębie w walce ze Zniczem Pruszków. Wierzyli, że zespół w przemeblowanym składzie i pod wodzą nowego trenera, byłego gracza Dynama Kijów i reprezentacji Białorusi Aleksandra Chackiewicza, udanie rozpocznie walkę o zachowanie ligowego bytu. Niestety, skończyło się na pobożnych życzeniach. Bo choć w składzie roiło się od nowych graczy, to postawa zespołu niewiele różniła się od tej, którą prezentował jesienią…


Stara mentalność

Zagłębie przede wszystkim nie wyglądało na grupę ludzi, która walczy o ligowy byt. Patrząc na poczynania piłkarzy można było odnieść wrażenie, że zajmują miejsce w środku tabeli i w bieżących rozgrywkach nic im nie grozi. Trudno w tej sytuacji nie dojść do wniosku, że zespół z Sosnowca - mimo zmian kadrowych - jest po prostu zbyt słaby, aby narzucić styl rywalom i przejąć dominację nad wydarzeniami na boisku. Piłkarze z Pruszkowa szybko to odkryli i podjęli rękawicę, wywożąc z ArcerolMittal Park komplet punktów.

- Trudno przyjąć taki wynik. Niby bardziej kontrolowaliśmy piłkę, ale brakowało ostatniego podania. Brakowało wzajemnego zrozumienia, graliśmy zbyt prostą piłkę. Mamy dużo nowych zawodników, musimy się nauczyć budować grę. Piłkarzy łatwo jest zmienić, ale niełatwo jest zmienić mentalność. Widać, że zawodnicy, którzy są dłużej w tym klubie, boją się grać do przodu. Mieliśmy dobre nastawienie i chęć do walki, ale nie przełożyło się to na wynik – podsumował Aleksandr Chackiewicz, trener Zagłębia.

Tym samym piłkarze z Sosnowca nie wygrali 12 z rzędu spotkania i ponieśli 8 kolejną porażkę u siebie, wliczając w to przegraną w PP z Górnikiem Zabrze.

Trener Chackiewicz od pierwszej minuty dał zagrać pięciu debiutantom. W wyjściowym składzie zaprezentowali się Ukraińcy Ołeksij Szewczenko i Ołeksij Dowhyj, Francuz William Remy, a także Dominik Sokół i Michał Janota. Największe nadzieje związane były z tym ostatnim. Były gracz Podbeskidzia miał być tym, który pociągnie grę sosnowiczan, ale bardzo szybko dostosował się do tempa nowych kolegów i poza kilkoma „kółeczkami" nie pokazał nic wielkiego. Próbkę umiejętności dał na początku II połowy, gdy dokładnym dograniem obsłużył Kamila Bilińskiego. To jednak zdecydowanie za mało jak na gracza, który miał kreować grę. Po niespełna godzinie gry opuścił zresztą boisko.


Pięciu Ukraińców

Pozostali debiutanci? Bramkarz Szewczenko przy bramce nie miał szans, w kilku sytuacjach zachował się niezbyt pewnie, ale pamiętajmy, że w ostatnim czasie grał niewiele. Remy pokazał doświadczenie, które na tę ligę powinno wystarczyć. Sokół próbował, ale mimo szczerych chęci niczym szczególnym się nie zasłużył. Najlepsze wrażenie pozostawił po sobie Dowhyj, który w środku pola pewnie „czyścił" plac gry i przy regularnej grze może być naprawdę sporym wzmocnieniem. Musi jednak mieć wokół siebie graczy kreatywnych, bo samą walką punktów się nie wywalczy.

W trakcie gry zadebiutowali kolejni gracze, młodzieżowiec Gabriel Kirejczyk oraz kolejni zawodnicy rodem z Ukrainy, Artem Suchockij oraz Artem Polarus. I to właśnie ten ostatni miał najlepszą okazję do zdobycia bramki, ale jego uderzenie z trudem wybronił golkiper Znicza. Biorąc pod uwagę fakt, że od pierwszej minuty w składzie sosnowiczan wystąpił Ołeksij Bykow, w sumie w starciu ze Zniczem zagrało pięciu Ukraińców, przy czym w danym momencie równocześnie na murawie przebywało czterech graczy zza wschodniej granicy. Taka sytuacja, aby na boisku w barwach Zagłębia występowało tylu piłkarzy z jednego kraju miała miejsce w Sosnowcu po raz pierwszy.

Na razie nowe nie przyniosło przełomu. Zagłębie jak przegrywało, tak przegrywa. Do rozegrania jeszcze wprawdzie czternaście spotkań, ale po tym co piłkarze z Sosnowca pokazali w niedzielnym starciu, to o optymizm naprawdę trudno...


Krzysztof Polaczkiewicz