Sport

Nocne zmory

LIGOWIEC - Bogdan Nather

Napastnik Pogoni Szczecin Efthimis Koulouris przez kilka dni będzie śnił się bramkarzowi Śląska, Rafałowi Leszczyńskiemu. Fot. Hubert Bertin/PressFocus

Rozgrywki Polskiej Hokej Ligi rozpoczynają się dopiero 13 września, ale oglądając w niedzielę mecze Legii Warszawa z Motorem Lublin (5:2), a potem Pogoni Szczecin ze Śląskiem Wrocław (5:3), nie potrafiłem oprzeć się wrażeniu, że hokejowa centrala nieco je przyspieszyła. Bardzo rzadko bowiem zdarza się, by w naszej piłkarskiej ekstraklasie kibice mogli delektować się ośmioma, albo „tylko” siedmioma strzelonymi golami. Jestem pełen podziwu dla piłkarzy przegranych drużyn, naprawdę! Po takim laniu, jakie zafundowali im rywale, trafienie po meczu do drzwi szatni bez wsparcia GPS-a, zakrawało na cud koncentracji.

W poprzednich rozgrywkach sympatycy futbolu mieli tylko raz okazję oglądać taką hokejową kanonadę, konkretnie w meczu Cracovii z Ruchem Chorzów (4:4). „Pasy” ponadto ośmieliły się wygrać z Radomiakiem 6:0 i przegrać u siebie 1:5 z Pogonią. W 17. potyczkach w Krakowie padło wówczas 57 bramek, czyli średnio 3,35 na jeden mecz!

Wróćmy jednak do teraźniejszości. Autentycznie żal mi było golkipera Śląska Rafała Leszczyńskiego, który przepuścił wszystkie strzały piłkarzy „Dumy Pomorza” skierowane w światło jego bramki! Nie będę zgadywał, w jak podłym był nastroju po ostatnim gwizdku arbitra, ale wcale bym się nie zdziwił, gdyby zęby ze zdenerwowania klekotały mu niczym kastaniety. Być może przez najbliższe dni jego zmorą będzie napastnik „portowców” Efthimis Koulouris, który trzykrotnie zmusił go do kapitulacji. A jednego trafienia Greka sędzia Paweł Raczkowski nie uznał...

Na słowa uznania i pochwały w minionej kolejce zasłużył Piast Gliwice, który wywiózł komplet punktów z Częstochowy. I nieważne, że mecz był brzydki, mało emocjonujący; liczy się efekt końcowy. Wiem, że w tym sezonie Raków na razie zawodzi na swoim stadionie, o czym świadczy brak zwycięstwa w trzech potyczkach, ale wcześniej czy później karta się odwróci. To było pewne, jak cholera (choroba) w średniowieczu. „Historia spotkań, nawet w niższych ligach, jest taka, że to pierwsze zwycięstwo Piasta w Częstochowie. To samo w sobie świadczy o tym, jak udany to był dla nas dzień” - promieniał trener gości, Aleksandar Vuković.

Jak prawdziwe pendolino mknie na razie przez ekstraklasę poznański Lech. Pięć zwycięstw w siedmiu podejściach mówi samo za siebie, a pierwsze skrzypce w „Kolejorzu” wciąż grają Mikael Ishak i Dino Hotić. Przy tej okazji trzeba koniecznie zaznaczyć, że podopieczni trenera Nielsa Frederiksena już w piątym meczu nie stracili gola! Naprawdę jest się czym pochwalić. Zmuszenie do kapitulacji Bartosza Mrozka (zapominalskim przypominam, że to wychowanek Polonii Łaziska Górne) jest nie lada wyzwaniem dla piłkarzy przeciwnika i wielokrotnie przypominało próbę podniesienia samochodu za pomocą pilniczka do paznokci.

Drugi mecz z rzędu przegrał Górnik Zabrze i nie pomogą żadne usprawiedliwienia. Niestety, obrońcy spisują się bardzo słabo, a uchodzący za ogromny talent 18-letni Dominik Szala (właśnie podpisał nowy, czteroletni kontrakt) zbyt łatwo daje się ogrywać ligowym wyjadaczom. Może wkrótce okazać się, że kibice trzymający kciuki za trenera Jana Urbana znikną szybciej niż polityk, którego wyborcy wzywają do spełnienia złożonych obietnic.