Sport

Nikt nam głów nie urwie

Myślę, że nikt się nie spodziewał, że praktycznie cały mecz z Piotrcovią będzie pod naszą kontrolą, że przeważymy szalę na naszą korzyść - uśmiecha się prawdziwa liderka „Niebieskich”, Marta Gęga.

„Piątka” od kibiców jest najlepszą nagrodą za wysiłek. Fot. Norbert Barczyk/PressFocus

Zgodzi się pani, że była to efektowna inauguracja sezonu w wykonaniu Ruchu? I nie chodzi tu o zwycięstwo 31:29, tyko o fakt, że przez praktycznie pełną godzinę kontrolowałyście wydarzenia na parkiecie...

- Spodziewałam się ciężkiego meczu. Piotrków jest zespołem, który celuje w szóstkę, ma doświadczone dziewczyny. Ma też nowego trenera, który położył nacisk na taktykę i fizyczność. Aczkolwiek z tyłu głowy miałam, że jeśli zagramy swoje i przełożymy na boisko sparingi, które zagrałyśmy w Czechach i na Słowacji, to będzie dobrze. Byłam spokojna o wynik.

I tak się stało.

- Zagrałyśmy bardzo mądrze. Taktycznie wszystko co nakreślił trener Ivo Vavra zostało zrealizowane, stąd był taki spokój w naszej grze. Bardzo mocno skupiłyśmy się na sobie. Nie na przeciwniku, tylko na tym, co my musimy i co chcemy zagrać, a to się przełożyło na przebieg meczu.

Rywalki przyznawały, że nie spodziewały się aż takiej determinacji z waszej strony.

- Przygotowałyśmy się bardzo rzetelnie do tego spotkania. W naszym zespole jest bardzo dużo potencjału, który jeszcze nie został do końca wydobyty. Dużo z nas jeszcze można wyciągnąć. Stworzyłyśmy bardzo fajny monolit. Czujemy się bardzo dobrze ze sobą, a to też ma swoją moc. Ten zespół pokazał, że ma charakter. Gdy był moment krytyczny, bo piotrkowianki nas dochodziły w końcówce i prowadziłyśmy już tylko „dwójką”, to potrafiłyśmy przezwyciężyć kryzys. Utrzymałyśmy prowadzenie co mi - doświadczonej zawodniczce - pokazuje, że mental, który ta drużyna ma, bardzo mocno procentuje i buduje silny zespół.

Mądrze dyrygowała pani zespołem. Poświęciła pani zdobywanie bramek kosztem reżyserowania gry. Trzymając lejce wiedziała pani kiedy zwolnić, uspokoić, a kiedy przyspieszyć grę zespołu.

- Każda z nas ma swoje zadanie i to zostało zrealizowane. Jestem doświadczoną zawodniczką, bardzo dużo widzę i jestem w stanie wiele przekazać młodszym koleżankom. Cieszę się, bo dziewczyny dużo z tego czerpią. Chwalenie siebie jest bardzo trudne, aczkolwiek myślę, że we wtorek zrobiłam swoją robotę w defensywie, jak i w ofensywie, a ten spokój wynikał z faktu, że wiedziałyśmy co mamy grać. Naturalnie mogłam trochę więcej porzucać, ale nie byłam „łasuchem” na gole, bo trochę ich w karierze zdobyłam, więc gdy widziałam dobrze ustawioną koleżankę, to dogrywałam jej piłkę. Cieszę się z tego. One były tam, gdzie miały być, piłki dochodziły do nich i z tego brały się sytuacje bramkowe. Każda z nas zrobiła swoje, co przełożyło się na pozytywny wynik.

W tym meczu niewiele było niewymuszonych błędów, co zwykle było bolączką Ruchu...

- Te niuanse, o których rozmawiamy w szatni, na które kładziemy bardzo mocny nacisk z trenerem. Żeby szanować piłkę, jak nie ma klarownej sytuacji, to lepiej ją skozłować, nie rzucać z nieprzygotowanych pozycji - to wszystko jest u nas wytrenowane. Doceniamy, że praca na treningach zaprocentowała w meczu. To tak naprawdę jest efekt naszego dobrego podejścia do zajęć i sparingów, a zwycięstwo z Piotrcovią jest wisienką na torcie.

Teraz będzie grało wam się łatwiej?

- Myślę, że wielu obserwatorów było ogromnie zaskoczonych, jak - jako beniaminek - zaprezentowałyśmy w pierwszym meczu sezonu. Myślę, że nikt się nie spodziewał, że praktycznie cały czas będzie on pod naszą kontrolą, że przeważymy szalę na naszą korzyść. My jesteśmy tego świadome, nasz zespół jest tego świadomy. Ja go w wielu kwestiach, które dużo wcześniej przeszłam, uświadamiam. Nastawiam dziewczyny na pewne sytuacje, które się mogą wydarzyć. Tłumaczę, że nikt nam głowy nie urwie. Jest przychylność prezesów, że błędy mogą się zdarzać, bo jesteśmy nowym zespołem, na nowo układanym.

To są bezcenne inauguracyjne punkty, bo kalendarz macie trudny...

- Miałyśmy z tyłu głowy, że punkty mogą wyjechać z Chorzowa, ale mentalnie utrzymałyśmy się w grze. Mam nadzieję, że sztab i działacze to docenią. Osobne podziękowania należą się naszym kibicom, że przyszli, bo dzięki ich wsparciu można było zagrać fajny handball. Nasza obrona bardzo dobrze funkcjonowała, ale trzeba docenić bramkarkę Kaję Gryczewską, która rozegrała świetne zawody (obroniła 12 z 28 rzutów, w tym karny - przyp. red.). Młoda dziewczyna stanęła na wysokości zadania... Cieszę się, że młode dziewczęta sporo biorą ze mnie, korzystają z mojego doświadczenia. To świadczy nie o mnie tylko o ich mądrości, że chcą robić ten kolejny krok do przodu.

Rozmawiał Zbigniew Cieńciała