Nikogo nie lekceważmy
Z DRUGIEJ STRONY - Michał Zichlarz
Litwini i Maltańczycy to dostarczyciele punktów. Tak wygląda przynajmniej z naszej perspektywy. Jak chce się zagrać za ponad rok na amerykańskim mundialu, to straty w takich meczach nie wchodzą w rachubę. Kallman podkreślił, że w międzynarodowych rywalizacjach nie można nikogo lekceważyć. Przede wszystkim dlatego że poziom się wyrównał, a poza tym gdy gra się na wyjeździe, zawsze coś się może przydarzyć. O nieobliczalności futbolu świadczy nawet jeden z meczów sprzed lat reprezentacji Polski z Maltą. Są jeszcze tacy – sam do nich należę – którzy pamiętają, co stało się w rywalizacji Polaków z tym przeciwnikiem w grudniu 1980 r., kiedy w wyjazdowym meczu eliminacji MŚ w 1982 r. na naszych zawodników poleciały kamienie i mecz trzeba było przerwać. Na szczęście prowadziliśmy 2:0 i zdobyliśmy ważne punkty.
Teraz gramy u siebie, więc nie powinno być problemów natury organizacyjnej, ale nie liczmy przed meczem, ile strzelimy bramek. Z pokorą trzeba podejść do każdego rywala i do każdego meczu. Nie takie rzeczy widziała piłka, z nie takimi rywalami przegrywaliśmy eliminacyjne mecze u siebie. Wspomnijmy niesławną porażkę z Łotwą 0:1 w październiku 2002 r. w eliminacjach Euro, w trakcie krótkiej selekcjonerskiej kadencji Zbigniewa Bońka, czy z Finlandią za czasów Leo Beenhakkera cztery lata później w Bydgoszczy 1:3. Ta druga przegrana nie rzutowała na awans na mistrzowski turniej. Z kolei ta pierwsza, niestety, bardzo.
Finowie, z którymi w eliminacjach zagramy we wrześniu na Stadionie Śląskim, w Lidze Narodów wypadli dużo gorzej niż my, przegrywając w dywizji B w grupie 2. wszystkie sześć spotkań, tracąc 13 bramek (i tak o trzy mniej niż my…). Mają nowego trenera z Danii i - jak mówi Kallman - rozpoczynają nowy rozdział. To trochę jak w naszym przypadku. Nieudane Euro, nieudana walka w Lidze Narodów, w której po raz pierwszy od jej powstania spadliśmy z elity. W wymienionym rankingu FIFA jesteśmy na 35. miejscu, nawet za reprezentacją Rosji, która w środę gra z Grenadą, a w przyszłym tygodniu z Zambią.
Po 1,5 roku pracy selekcjonera Michała Probierza nie do końca wiemy, dokąd zmierza prowadzony przez niego zespół. Znowu zaczyna od białej karty, ale już z balastem na plecach po kolejnych niepowodzeniach. Czy ktoś lubi selekcjonera, czy nie, trzeba ściskać za niego kciuki, a przede wszystkim za wybory, których dokonuje. Przed nami dwa mecze na rozbieg, a prawdziwe granie w eliminacjach rozpocznie się jesienią. Za parę dni będziemy znali też naszego piątego rywala w grupie. Obojętnie, czy będzie to mistrz Europy Hiszpania, czy silna Holandia, poprzeczka będzie zawieszona bardzo wysoko. Jak się jednak chce awansować bezpośrednio na mistrzostwa świata bez potrzeby gry w barażach, to trzeba grać dobrze, a przede wszystkim wygrywać. I od tego zacznijmy w piątek i w poniedziałek.