Sport

Niezniszczalny

Jarosław Macionczyk, zanim trafił do najlepszego zespołu w Polsce, grał w wielu klubach. Fot. Tomasz Kudala/Pressfocus


Niezniszczalny

Nie czuję się dużo starszy, jestem traktowany jak rówieśnik - stwierdził 45-letni Jarosław Macionczyk, najstarszy zawodnik PlusLigi.

 

JASTRZĘBSKI WĘGIEL

Rozgrywający do zespołu z Jastrzębia-Zdroju dołączył dopiero przed tygodniem. Został ściągnięty w trybie awaryjnym, bo kontuzji doznał Edvins Skruders. Miał pomagać w treningach i być zmiennikiem dla Benjamina Toniuttiego. Tymczasem po zaledwie czterech treningach z zespołem otrzymał szansę występu, bo Francuz doznał kontuzji łydki. Uraz nie jest poważny, ale sztab szkoleniowy mistrzów Polski wolał nie ryzykować. Macionczyk w starciu z GKS-em Katowice (jastrzębianie wygrali 3:1) nieoczekiwanie wyszedł w pierwszym składzie. Udźwignął ciężar. Otrzymał nawet statuetkę MVP. - Nigdy nie przywiązywałem wagi do tego wyróżnienia. Wygrywa zawsze zespół. Ogólnie jestem przeciwnikiem nagród indywidualnych w sportach drużynowych. Komuś trzeba MVP dać, czasem trafia na rozgrywającego, czasem na kogoś, kto robi 25 punktów w meczu. Mam kilka takich statuetek, ale ta będzie wyjątkowa - podkreślił Jarosław Macionczyk.

Rozgrywający przy okazji przeszedł do historii PlusLigi. Został najstarszym zawodnikiem, który w niej zagrał. W sobotę miał 45 lat i 12 dni. - To dla mnie „crazy” sytuacja. Może jutro to zrozumiem, dziś potraktowałem ten mecz jak każdy inny w życiu, a rozegrałem ich kilkaset. Starałem się zagrać jak najlepiej, z dobrym efektem dla zespołu. No i się udało. Szybko potoczyło od pierwszego wtorkowego wspólnego treningu - powiedział Jarosław Macionczyk, który w tym sezonie zagrał tylko w jednym meczu pierwszoligowego BBTS-u Bielsko-Biała. - Rozgrywający nie ma tak dużej roli do odegrania, kiedy ma obok siebie takich zawodników, jacy są tutaj, w Jastrzębskim Węglu. Starałem się im nie przeszkadzać - dodał.

Macionczyk nie kryje zadowolenia, że mistrz Polski postawił na niego. - Postanowiłem pomóc zespołowi w treningach i - jak się okazało - w meczu. Takiemu klubowi się nie odmawia, jest uznaną marką w kraju i Europie. To wielki zaszczyt tu być. Nie mieliśmy w ogóle czasu na zgranie się, mam za sobą cztery treningi z zespołem. Na pewno jest co poprawiać. Nie czuję się dużo starszy, jestem traktowany w drużynie jak rówieśnik - zaznaczył z uśmiechem doświadczony rozgrywający. - Historia zatoczyła koło. Miałem tu przyjść grać 25 lat temu, kiedy miałem 19 lat. Wtedy jednak wybrałem inny kierunek - dodał.

Jego kolega z drużyny Moustapha M’Baye przyznał, że sytuacja była niecodzienna. - Wszyscy chcieli zagrać z Jarkiem. To fajna historia. Kiedy niektórzy z obecnych dziś na boisku byli małymi dziećmi, on już grał w siatkówkę. Teraz dołączył do nas, by nam pomóc. Zagrał naprawdę dobre spotkanie, pokazał, że wie, jak grać. Na początku wzajemne się badaliśmy, ale potem poczuliśmy, że wszystko dobrze funkcjonuje - ocenił środkowy bloku.

Dla Macionczyka Jastrzębski Węgiel jest już jedenastym klubem w karierze. Nigdy jednak nie zdobył mistrzostwa Polski, ani nie zagrał w reprezentacji Polski. Jego pierwszym klubem był Górnik Radlin. Nie przypuszczał wtedy, że siatkówka tak zdominuje jego życie. - Jak zaczynałem przygodę z siatkówką w Radlinie, to w tamtym czasie grało się do 30-32 roku życia. W tym wieku było się już dziadkiem… Gdy byłem w ostatniej klasie podstawówki czy w pierwszej liceum to w ogóle nie pomyślałbym o tym, że tak długo będę grał w siatkówkę na poziomie ligowym - stwierdził w rozmowie ze „Sportem” Macionczyk nie dostąpił największych zaszczytów w rodzimej siatkówce; zawsze znał swoje miejsce w szeregu i pewne ograniczenia. Może dlatego ktoś rzucił w eter, że Jarek „jest za mocny na pierwszą ligę, ale za słaby na PlusLigę”. - To chyba ekspert Polsatu powiedział i bardzo mi się to spodobało. Może tak miało być! - zastanawiał się zawodnik. Ma się jednak czym pochwalić. - Mam na koncie 4 awanse do PlusLigi i 6 finałów play off. Dwa razy awansowałem z BBTS-em Bielsko-Biała i po razie z Treflem Sopot oraz klubem z Zawiercia - przypominał swoje dokonania siatkarz. - Na poziomie PlusLigi grałem ładnych parę lat, ale większość czasu spędziłem w pierwszej lidze. Zero meczów w reprezentacji, ale pamiętajmy, że miałem bardzo dużą konkurencję. Na mojej pozycji był Łukasz Żygadło, Piotrek Lipiński i trudno było się przebić. A potem mieliśmy erę Pawła Zagumnego, który został mistrzem świata. Nie ma czego żałować! - dodał.


(mic)