Ewa Swoboda, mimo zmęczenia, nie dała żadnych szans swoim koleżankom podczas halowych mistrzostw Polski w Toruniu. Fot. PAP/Mikołaj Kuras


Niezawodne panie

Jeszcze tylko mityng w Madrycie i przed naszymi lekkoatletami halowe mistrzostwa świata w Glasgow.

 

Toruń to mój drugi dom. Uwielbiam tutaj biegać, poprawiałam rekordy świata juniorek oraz Polski seniorek i znów spodziewam dobrego startu - powiedziała przed 68. halowymi mistrzostwami Polski Ewa Swoboda. Sprinterka katowickiego AZS AWF-u nie zawiodła oczekiwań i pewnie zwyciężyła na 60 metrów w czasie 7,05 sek., potwierdzając, że w hali jest jedną z najszybszych sprinterek świata oraz poważną kandydatką do podium podczas mistrzostw świata w Glasgow. Po złoty medal w biegu płotkarskim sięgnęła Pia Skrzyszowska - 7,91. Cieszy powrót do biegania multimedalistki na 400 metrów Justyny Święty-Ersetic oraz Patryka Dobka, brązowego medalisty igrzysk olimpijskich w Tokio. W sumie w toruńskiej hali wystąpiło ponad 500 zawodniczek oraz zawodników i - choć wiele gwiazd zrezygnowało ze startu pod dachem bądź też leczy kontuzje - był to ciekawy przegląd stanu posiadania naszej „królowej sportu”.

 

Sprinterskie błyski

Swoboda, podobnie jak w poprzednich sezonach pod dachem, biega szybko i skutecznie. Podopieczna trenerki Iwony Krupy postawiła sobie ambitne cele, czyli zejście poniżej 7,00 sek. oraz medal w Glasgow. Sprinterka rodem z Żor ma przed sobą dwa starty, ale ten najważniejszy planowany jest w pierwszy weekend marca.

Nim doszło do finałowego rozdania, oglądaliśmy ciekawe biegi eliminacyjne. Magdalena Stefanowicz, klubowa koleżanka Ewy, w pierwszej serii szybko mknęła do mety i o 0,03 sek. poprawiła rekord życiowy, osiągając 7,19 sek. Drugi bieg eliminacyjny wygrała Jagoda Mierzyńska, znana z imponującego startu - 7,28, przed Krystyną Cimonauską - 7,29. W trzecim Swoboda bez wysiłku i w efektownym stylu osiągnęła - 7,09. W finale, zgodnie z oczekiwaniami, nie miała sobie równych, uzyskując 7,05 sek., choć z bloków startowych ponownie najlepiej wyszła Mierzyńska. Za plecami Swobody finiszowały Cimonauska - 7,25 i Stefanowicz 7,26.

- To nie był mój najlepszy dzień i wyraźnie nie byłam sobą - stwierdziła przed kamerami TVP Sport. - Nie lubię biegać o tej porze (przed 22.00 - przyp. red.), ale w Glasgow będzie podobnie. Czuję się już trochę zmęczona intensywnym sezonem, jednak teraz treningi będą lżejsze. Złapię świeżość oraz odpowiedni luz i liczę na udany występ w mistrzostwach świata. Cieszę się, że Magda uzyskała minimum na Glasgow, dzięki czemu nie będę się czuła samotna.     

Oliwier Wdowik, 22-letni sprinter Resovii, podczas Copernicus Cup w Toruniu, ustanowił rekord życiowy - 6,60 sek. Pod nieobecność kontuzjowanego Dominika Kopcia był faworytem mistrzostw Polski i nie zawiódł. W swobodnym i luźnym biegu eliminacyjnym uzyskał 6,72, zaś w finale - 6,64. - Mam nadzieję, że w dobrym zdrowiu doczekam do ważnego sezonu letniego - wyjawił mistrz kraju reporterowi TVP Sport. - Zmieniliśmy z trenerem Januszem Mazurem nieco treningi i są tego efekty. Mam nadzieję, że kontuzje będą mnie omijały, bo chciałbym wystartować w majowych mistrzostwach świata sztafet, w mistrzostwach Europy w Rzymie i - rzecz jasna - marzę o występie na igrzyskach w Paryżu. 

 

Pierwsze złoto

Rekord Polski na 60 metrów przez płotki od 44 lat należy do Zofii Bielczyk i wynosi 7,77. Gdy tylko na bieżni pojawia się Pia Skrzyszowska, mistrzyni Europy z Monachium z 2022 roku, fakt ten natychmiast jest przypominany. W ubiegłym roku Pia ustanowiła rekord życiowy 7,78 i może dlatego wszyscy oczekują poprawienia rekordu kraju. Płotkarka stołecznego AZS-u AWF-u w tym sezonie osiągnęła 7,81, ale w Toruniu biegała wolniej. Wynikiem 7,91 po raz pierwszy sięgnęła po złoto halowych mistrzostw Polski. Wcześniej na przeszkodzie stawały jej kontuzje.    

- Nareszcie zdobyłam złoto - uśmiechała się sympatyczna płotkarka. - Na pewno nie był to olśniewający start, bo wyszłam z bloków zbyt wolno i dopiero w trakcie dystansu się rozkręcałam. Podczas tegorocznych występów popełniam drobne błędy techniczne i one sprawiają, że czasy są poniżej oczekiwań. Mogę biegać szybciej, ciągle słyszę o długowiecznym rekordzie kraju i naprawdę pragnę go poprawić. Rywalki na świecie biegają piekielnie szybko, bo przecież Amerykanka Tia Jones wyrównała rekord świata Devynne Charlton z Bahamów 7,67 sek. Mnie to jednak nie stresuje. Staram się solidnie pracować i cierpliwie poprawiać wszystkie mankamenty. W piątek wystartuję w Madrycie, a potem w Glasgow czeka mnie bezpośrednia rywalizacja z najlepszymi na świecie.

W pozostałych sobotnich konkurencjach było zdecydowanie mniej ciekawie. Michał Haratyk, rekordzista kraju i mistrz Europy z Monachium (2018), daleki jest od mistrzowskiej formy. Oczywiście był najlepszy, ale tylko dwa razy przekroczył granicę 20 m - 20,20 i 20,12. Jego najgroźniejszy rywal Konrad Bukowiecki z powodu kontuzji zrezygnował ze startu pod dachem. W konkursie pań również nie było powodów do zadowolenia, bo Klaudia Kardasz zwyciężyła wynikiem 17,78. Z takimi wynikami na imprezach rangi mistrzowskiej nie ma co szukać.


Potknięcia rekordzisty

Jakub Szymański, płotkarz SKLA Sopot, w sezonie halowym znajduje się w wybornej formie. Nie tak dawno podczas zawodów w Duesseldorfie w biegu na 60 m ppł. ustanowił rekord kraju - 7,47. - Mistrzostwa w Toruniu to wyborne miejsce na poprawianie najlepszych rezultatów - tak mówił pewnym głosem lekkoatleta. Po imprezie był mocno niepocieszony. Owszem, po raz trzeci z rzędu zdobył złoty medal, ale jego czasy, 7,53 w eliminacjach oraz 7,50 w finale, zupełnie go rozczarowały.

- Jak można tak pokraczenie wychodzić z bloków i potykać już na pierwszym płotku - mówił z przymrużeniem oka przed kamerami TV. - Mam tylko nadzieję, że wszystko odpowiednio się ułoży w najważniejszej imprezie i pragnę wystąpić finale mistrzostw świata. Mam już odpowiedni bagaż doświadczenia i nie pękam przed najlepszymi płotkarzami świata. Pragnę podjąć rywalizację i zobaczymy co z tego wyjdzie.

Fachowcy twierdzą, że Szymański ma papiery na szybkie bieganie, ale nie można zapominać o jego kolegach: Krzysztofie Kiljanie - 7,59 oraz Damianie Czykierze - 7,60, którzy nie powiedzieli ostatniego słowa i zapowiadają szybkie bieganie na otwartym stadionie.        


Trudne powroty

Przed mistrzostwami zapowiadano powroty na bieżnie m.in. Justyny Święty-Ersetic 400 m oraz Patryka Dobka, którzy w poprzednim sezonie zmagali się z wieloma problemami zdrowotnymi. Sprinterka AZS AWF Katowice biega pod okiem trenera Aleksandra Matusińskiego, zaś Dobek współpracę rozpoczął z nim w marcu ubiegłego roku i... nabawił się kontuzji. Niewątliwie powroty po długiej przerwie są niezwykle trudne. Niemniej pani Justyna ma powody do zadowolenia, choć w finałowym biegu przegrała z Mariką Popowicz-Drapałą, ale uzyskała obiecujący czas 52,31. Natomiast sprinterka bydgoskiego Zawiszy „złamała” granicę 52,00 sek. i rezultatem 51,88 sek. ustanowiła rekord życiowy w hali. To niezły prognostyk przed kolejnym występami. 

Dobek zdecydował się na starty na dwóch dystansach, bo pragnie odbudować szybkość. W pierwszym dniu wystartował na 400 m, ale czasem 47,56 sek. uzyskał ósmy czas i nie zdołał się zakwalifikować do finału. A w nim zwyciężył Mateusz Rzeźniczak 47,16 i to również delikatny sygnał, że w sezonie możemy liczyć na tego biegacza.

Natomiast Dobek niezrażony tym niepowodzeniem wystartował w eliminacjach 1500 m i uzyskał szósty wynik 1.51,15, choć jest on daleki od jego rekordów życiowych. Średniodystanowiec MKL Szczecin w finale był piąty 1.49.05. Zwyciężył Mateusz Borkowski 1.46,78. Tak więc przed brązowym medalistą IO w Tokio sporo pracy.


Od ucha do ucha

Piotr Lisek to niezwykle pogodny i sympatyczny tyczkarz, który znów ma powody do zadowolenia. Jemu uśmiech od ucha do ucha towarzyszy niemal przy każdej okazji. Ma już zapewniony start w IO w Paryżu, ale w każdym występie pragnie się pokazać z jak najlepszej strony. Wysokość 5,40 i 5,60 zaliczył w pierwszej próbie, ale strącił 5,70. Pojawił się nieoczekiwanie rywal, bowiem Robert Sobera zaliczył 5,70 i 5,75 w pierwszych skokach. Lisek nie kalkulował i postanowił kolejne próby przenieść na wyższe wyskości. Oba skoki na 5,75 i 5,80 były udane i po roku nieobecności powrócił na mistrzowski fotel. Atakował 5,85, ale bez powodzenia. Tyczkarz MKL Szczecin w tym sezonie halowym skacze równo i wiele sobie obiecuje po starcie w HMŚ w Glasgow.

To było udane mistrzostwa, choć obyło się bez krajowych rekordów. Te może będą poprawiane w najważniejszej imprezie pod dachem.


(sow)