Dominik Połap to wychowanek GKS-u Tychy. Po przegranej w derbach zabrakło mu słów. Fot. Łukasz Sobala/PressFocus

Niewybaczalne zachowania

Piłkarze GKS-u Tychy nie mogą się pogodzić z porażką w meczu z katowiczanami.


GKS TYCHY

Dla postronnego obserwatora spotkanie GKS Tychy - GKS Katowice było bardzo ciekawym widowiskiem. Spotkały się zespoły z czołówki. Trybuny wypełniły się widzami, a wynik zmieniał się jak w kalejdoskopie. Goście strzelili pierwszego gola, na którego gospodarze odpowiedzieli dwoma trafieniami i zeszli na przerwę prowadząc 2:1. Po zmianie stron jednak katowiczanie nie tylko wyrównali, ale jeszcze w doliczonym czasie Jakub Arak przeprowadził akcję rozpoczętą tuż przed swoim polem karnym i sfinalizował ją zdobyciem bramki. Nic więc dziwnego, że w sektorze przyjezdnych zapanowała euforia, bo drużyna Rafała Góraka umocniła się na 3. miejscu i ciągle jest jeszcze w grze o bezpośredni awans do ekstraklasy. Natomiast rozczarowani sympatycy zespołu Dariusza Banasika z niepokojem spoglądają w tabelę, bo „trójkolorowi” osunęli się na 6. pozycję. Ostatnie dwa mecze - najpierw w Niecieczy, a następnie u siebie w Górnikiem Łęczna - rozegrają z nożem na gardle.


Ciężko coś powiedzieć

- Nie wiem co mam powiedzieć - stwierdził Dominik Połap, który w 32 minucie strzelił wyrównującego gola, a boisko opuścił w 82 minucie przy stanie 2:2. - Uważam, że zagraliśmy bardzo dobrą pierwszą połowę, podbudowaliśmy się w szatni, bo czuć było atmosferę derbów, ale wyszliśmy na drugą połowę i zagraliśmy... takie coś. Zostaliśmy w szatni. Naprawdę ciężko coś powiedzieć, a jeszcze w końcówce daliśmy się skontrować na 2:3. Takie zachowanie jest niewybaczalne. Ja zostawiłem na boisku serducho, bo kocham ten klub i oddam za niego wszystko. Nie wiem, czego zabrakło w drugiej połowie. Za mało biegaliśmy... W pierwszej połowie każdy pracował, pomagaliśmy sobie, a później... Nie wiem, co jeszcze powiedzieć. Naprawdę jest mi bardzo przykro i jestem bardzo zły na nasz zespół, a po strzeleniu gola bardzo się cieszyłem.


Pierwsze gole w sezonie

24-letni tyszanin szczególnie przeżywał porażkę z GKS-em Katowice. Wychowanek MOSM-u Tychy rozegrał 113. spotkanie ligowe z trójkolorowym trójkątem na piersi i strzelił 5. gola na zapleczu ekstraklasy - pierwszego od 6 listopada 2021 roku, kiedy podwyższył na 3:0 w spotkaniu z GKS-em Jastrzębie, wygranym 4:1. Jednak także piłkarze ściągnięci do zespołu Dariusza Banasika czuli się porażce z „imiennikiem” zza miedzy bardzo źle. - Po pierwszej połowie myśleliśmy, że będzie dobrze, bo chyba wszyscy widzieli, że dobrze graliśmy - dodał Patryk Mikita, którego pierwszy gol w tym sezonie, strzelony w doliczonym czasie pierwszej połowy, zapewnił tyszanom prowadzenie 2:1. - Druga połowa to było w ogóle co innego. Zagraliśmy słabo, bardzo słabo, chociaż też mieliśmy swoje dwie-trzy sytuacje, w których mogliśmy strzelić gola. Najgorsza była końcówka, która nie powinna się wydarzyć - skwitował Mikita.


Jest duży żal

- To była kontynuacja naszego stałego fragmentu gry. „Kikol” (Maciej Kikolski - przyp. red.) wrzucił na Tecława, ale piłka została wybita przez obrońcę. Mogłem na początku tej akcji nie wyskakiwać do Araka, który mnie wyprzedził i wybiegając ze swojego pola karnego zagrał głową, rozpoczynając kontrę, albo mogłem go chociaż sfaulować. A później były kolejne błędy i przegraliśmy mecz, w którym prowadziliśmy po pierwszej połowie 2:1 i wyszliśmy na drugą część spotkania, żeby kontynuować to, co nam przed przerwą bardzo dobrze wychodziło. Po przechwycie wyprowadzaliśmy szybkie kontry i kilka razy się udało przedostać pod bramkę, ale zabrakło ostatniego podania. Po takim meczu jest duży żal, bo mieliśmy szansę przeskoczyć GKS Katowice i znaleźć się na 3. miejscu, ale się nie udało. Chcielibyśmy też przeprosić kibiców, bo naprawdę była fajna atmosfera. Mam nadzieję, że w kolejnych meczach odbijemy się i zdobędziemy 6 punktów -zapewnił Mikita.

Jerzy Dusik