Niewinny jak anioł
PODWÓJNY NELSON - Bogdan Nather
Nie kryję, że jednym z moich „ulubieńców” w ekstraklasie jest trener warszawskiej Legii, Goncalo Feio. 34-letni Portugalczyk ma głowę pełną pomysłów, niekoniecznie związanych wyłącznie z piłką nożną. Na swój sposób bywa oryginalny, ale mnie wiele jego wypowiedzi, a zwłaszcza zachowań, w ogóle nie bawi. Powiedzieć, że często są one bardzo kontrowersyjne, to nic nie powiedzieć. A przy okazji robi tak niewinną minę, że nawet anioł zostałby przy nim uznany za notorycznego przestępcę.
Senior Feio raczy wszystkich swoimi „złotymi myślami” z regularnością karabinu maszynowego „wypluwającego” naboje. Szkoleniowiec zespołu z Łazienkowskiej odstawił również mały teatr podczas ostatniego meczu ligowego z Rakowem Częstochowa. – Taki jest futbol, że czasami przegrywa drużyna, która stworzyła sobie więcej sytuacji podbramkowych. Dla mnie byliśmy lepsi i solidniejsi, dlatego uważam, że przegrała drużyna lepsza. Oddaliśmy 10 strzałów, a przeciwnik tylko dwa – powiedział po tym spotkaniu. Jego komentarz zahacza o herezję, no bo o co chodzi w futbolu? Dla mnie najważniejszy jest wynik, bo on decyduje o losie trenerów. Wygrasz – zostajesz na stanowisku, przegrywasz – możesz stracić posadę. Tej prawidłowości i logiki nie zmienią gorzkie żale szkoleniowca Legii.
Feio nie byłby sobą, gdyby nie wdał się w „dyskusję” z arbitrem. Tym razem „starł się” z Jarosławem Przybyłem z Kluczborka. Na początku meczu rozjemca zwrócił uwagę trenerowi Legii, że jego wrzaski go denerwują. – Chce mnie pan posłuchać, czy chce pan krzyczeć? – zapytał Portugalczyka, co zarejestrowały mikrofony stacji telewizyjnej Canal+ Sport. – Jak chce pan krzyczeć, to może pan wyjść. Nie chcę, żeby pan mi popsuł zawody. To ostatnie ostrzeżenie – dodał Przybył.
Reprymenda arbitra nie zrobiła jednak żadnego wrażenia na Portugalczyku. Feio przez chwilę jeszcze strzępił język, po czym wykonał gest pokazania kartki. Sędzia Przybył spełnił jego „prośbę” i upomniał go żółtym kartonikiem, w myśl zasady „mówisz – masz”. Oczywiście inni trenerzy też wdają się z sędziami w słowne przepychanki, ale w porównaniu do 34-latka robią to rzadko. Dlatego zarzut, że uwziąłem się na Portugalczyka, z całą stanowczością muszę oddalić. Wyznaję bowiem zasadę, że nie strzela się do wszystkich psów (bez podtekstów) tylko dlatego, że jeden z nich ma pchły.
A teraz wątek z zupełnie innej bajki. Denerwują mnie mianowicie zachowania i komentarze rodziców, oceniających pracę trenerów sprawujących pieczę nad ich pociechami. Niedawno byłem świadkiem sceny, gdy pewien rodzic krytykował ćwiczenia serwowane przez dwóch szkoleniowców (pierwszy i tak zwany wspierający). – Powinien zrobić tak, a nie tak, czemu to ma służyć – perorował. Trener oczywiście słyszał jego wywody i w pewnym momencie podszedł do jegomościa, wyciągnął do niego rękę, w której trzymał gwizdek i złożył mu propozycję nie do odrzucenia: – Skoro potrafi pan lepiej, to proszę przez kwadrans poprowadzić zajęcia. Facet został bez słowa, purpurowy na twarzy jak burak.