Sport

„Nietykalny”

PODWÓJNY NELSON

Lukas Podolski był, bo niestety już nie jest, nietuzinkowym piłkarzem, na boisku bezwzględnym dla przeciwników reprezentacji Niemiec i jego drużyn klubowych. Przez lata szanowałem go za dokonania na boisku, chociaż tytuł mistrza świata w 2014 roku spadł mu z nieba. W turnieju w Brazylii nie strzelił ani jednego gola (zespół Joachima Loewa zdobył ich 18), zagrał tylko w dwóch meczach (z Portugalią i USA), w których spędził na boisku zaledwie 53 minuty. Nie byłem jednak drobiazgowy i absolutnie nie zamierzałem deprecjonować jego zasług dla drużyny narodowej naszych zachodnich sąsiadów.

Cieszyłem się jak głupi bateryjką, gdy okazało się, że „Poldi” dotrzyma wcześniejszej obietnicy i będzie piłkarzem Górnika Zabrze. Teraz okazało się, że napastnik urodzony w Gliwicach nie wyczuł momentu, kiedy ze sceny zejść niepokonanym - jak śpiewał w kultowej piosence „Perfectu” Grzegorz Markowski. W ostatnich miesiącach piłkarz Górnika w moich oczach stracił niemal wszystko, a powodem są jego chamskie zachowania i brzydkie faule na przeciwnikach. Powiem dosadniej, zwisa i powiewa mi to, że kibice Górnika uwielbiają go, wręcz szaleją za nim i traktują niemal jak Boga. W mojej hierarchii nie ma świętych krów oraz osób nietykalnych, nawet jeżeli są (były) wybitnymi sportowcami.

Ostatnimi czasy Lukas Podolski dostarczył wszystkim obiektywnym kibicom futbolu dowodów, że momentami „odcina mu prąd”. Ostatnim przykładem jest jego zachowanie podczas turnieju halowego w Spodku podczas meczu z 3-ligową Wisłoką Dębica. Kapitan zespołu z Zabrza w skandaliczny sposób zaatakował piłkarza rywali, Jakuba Siedleckiego. Potraktował 23-letniego zawodnika wślizgiem, podnosząc przy okazji nogę do góry tak, że trafił przeciwnika pod kolano! Ta „interwencja” mogła się zakończyć dla chłopaka ciężką kontuzją i wielomiesięczną rehabilitacją. Jakby tego było mało, „Poldi” miał ogromne pretensje do sędziego Sebastiana Jarzębaka, że ten odgwizdał przewinienie, a co gorsza - rzucił piłką w kierunku zwijającego się z bólu rywala. Arbiter za takie zachowanie miał obowiązek ukarać winowajcę czerwoną kartką, lecz zabrakło mu odwagi i sięgnął po „żółtko”. Każdy piłkarz, niezależnie od nazwiska i zasług, w takich przypadkach MUSI wylecieć z boiska. Sędzia Jarzębak nie wiedzieć czemu w tym konkretnym przypadku zastosował taryfę ulgową. Czyżby bał się gwiazdora? Nie kupuję gestu Podolskiego i jego przeprosin po turnieju w mediach społecznościowych, a także ofiarowanie „ofierze” swojej koszulki. W tym momencie przychodzi mi na myśl jeden ze skeczów legendarnego Kabaretu „Tey” z Poznania. Bohdan Smoleń stwierdził, że jeden kraj zbombardował „niechcący” inne państwo, ale nie ma się co wściekać, bo oni potem ich przeprosili i sprawa została załatwiona. Jak widać Zenon Laskowik i spółka byli bardzo przewidujący...

Nie wyparował mi z pamięci mecz Górnika Zabrze z Piastem Gliwice, w którym Lukas Podolski dał przykład wyjątkowego chamstwa. W końcówce spotkania, w ciągu zaledwie kilku minut, brutalnie sfaulował Damiana Kądziora, odepchnął po zdobytej bramce Jakuba Czerwińskiego, a do tego dołożył „gest Kozakiewicza”. W każdym z tych przypadków zapracował na czerwoną kartkę, lecz sędzia Paweł Raczkowski z Warszawy upomniał go tylko jednym „żółtkiem”. „Bohater” po meczu buńczucznie oświadczył, że nikogo i za nic nie będzie przepraszał.

Już nie oczekuję jakichkolwiek przeprosin ze strony kapitana Górnika, w jakiejkolwiek sprawie. Sędziowie powinni w końcu zrozumieć, że Lukas Podolski nie jest nietykalny. W przeciwnym razie kiedyś inny piłkarz „wyjdzie z siebie” i dojdzie do rękoczynów. To dopiero byłaby zabawa...

I na koniec smutna refleksja. Klasę się ma, albo się jej nie ma. Kapitanowi Górnika Zabrze zostałby tylko portal „Nasza klasa” w... internecie, ale niestety już jest nieosiągalny.

Bogdan Nather

Podczas towarzyskiego turnieju Spodek super Cup Lukas Podolski zasłużył na czerwoną kartkę. Fot. Marcin Bulanda/PressFocus