Niepowtarzalna szansa

Michał Probierz schodzący do szatni po ostatnim meczu na Euro z Sebastianem Walukiewiczem, Janem Bednarkiem i Sebastianem Świderskim. Fot: Mateusz Porzucek/PressFocus

Niepowtarzalna szansa

Rozmowa z Antonim Piechniczkiem, trenerem, który doprowadził Polskę do trzeciego miejsca na świecie

Mistrzostwa Europy za nami. Ludzie ciągle zastanawiają się, czy to była ciekawa impreza. Niektórzy mają wątpliwości.

- Ja nie mam żadnych: to były fantastyczne mistrzostwa, niezwykle zajmujące, z mnóstwem interesujących detali! Narzekającym mógłbym zaproponować, żeby poszli do... cyrku, tam z pewnością jest ciekawiej. Oglądałem właściwie wszystkie mecze, rytm dnia był przygotowany pod te spotkania. Patrzyłem tylko jak długo żona wytrzyma przy mnie. Z reguły wytrzymywała do końca (uśmiech). Prawda jest taka, że każdy trener mógłby zanotować mnóstwo obserwacji, wiele impresji, bo pamięć jest zawodna, z których wyniósłby korzyść. Czasem od razu, czasem jakaś obserwacja może przydać się za rok...

Można się zastanawiać, czy końcowe rozstrzygnięcia są sprawiedliwe.

- Sprawiedliwości stało się zadość. Nie tylko dlatego, że Hiszpanie wygrali wszystkie mecze, ale przede wszystkim dlatego, że sposób ich gry w ocenie prawie całej Europy jest w pełni akceptowalny. Wszyscy chcemy przecież taką piłkę oglądać jak najczęściej. Ona jest bardzo atrakcyjna z kilku powodów. Warunkiem oczywistym jest fakt, że piłka im - eufemistycznie to ujmując - nie przeszkadza w grze. Dzięki temu fantastycznie rozpoczynają akcje od własnego bramkarza. W obecnych czasach nie da się dobrze grać w piłkę, jeśli drużyna nie ma dobrze opanowanego jej wyprowadzania. Hiszpanie wcale nie przejmują się, że dwaj napastnicy czyhają przy narożnikach pola karnego, ich bramkarz i tak zagrywa piłkę do stopera stojącego przed „szesnastką". Myślę sobie: „Co on robi? Przecież zaraz zabiorą mu piłkę!". Tymczasem obrońca błyskawicznie odgrywa do bramkarza lub innego wolnego kolegi z drużyny i akcja sprawnie się toczy. To jeden z elementów, który wyróżniał Hiszpanię w trakcie tych mistrzostw. Inny to fakt, że mieli w składzie wyjątkowo dużo wybitnych indywidualności. Dwaj zjawiskowi skrzydłowi, do tego znakomici środkowi pomocnicy, sprawnie regulujący tempo gry, dostrzegający wszystko na boisku, dysponujący fantastycznym uderzeniem. Hiszpanie wbili aż 15 bramek. To przypomina mi naszą reprezentację z 1974 roku - Polacy pięćdziesiąt lat temu wbili 16 goli i też mieli fantastycznych skrzydłowych, znakomitych pomocników...  Wszyscy mówią: od tamtego czasu piłka poszła do przodu. Ależ oczywiście, że poszła, ona zmienia się z każdymi mistrzostwami Europy czy świata. Ale główne założenia zostają. Zmiany dokonują się małymi kroczkami, za którymi stoją pojedynczy ludzie, a nie jeden wielki strategiczny umysł. Przypominają mi się słowa Fernando Hierro, wielkiego hiszpańskiego piłkarza, który po zakończeniu kariery powiedział coś, co zapamiętałem. Jakiś dziennikarz stwierdził, że każda hiszpańska młodzieżówka gra jak pierwsza reprezentacja. „Jest odwrotnie" - stwierdził trochę zaskakująco Hierro. „My od dziecka tak szkolimy, żeby zawodnik to, czego nauczył się jako junior, stosował potem w dorosłej piłce. To pierwsza reprezentacja ma grać jak juniorzy!" Coś w tym jest...

Tak czy inaczej - zaskakujących momentów w trakcie tej imprezy było wiele.

- Bardzo wiele! Weźmy choćby takich Austriaków, którzy wygrali naszą grupę, a potem nie potrafili się zmobilizować na tyle, by wygrać z Turcją. Ich trauma musi być większa niż nasza - myśmy się nastawiali na to, że trzy punkty to niezły wynik, że wyjście z grupy będzie osiągnięciem. Tymczasem oni wyszli na pierwszym miejscu, żeby zaraz potem odpaść.

Reprezentacja Polski?

- Straciliśmy na tej imprezie najwięcej bramek oprócz Szkotów, oni siedem, my i Chorwaci sześć, z drugiej strony w każdym meczu potrafiliśmy ją zdobyć. Ale gdybym mógł usiąść z reprezentantami, to powiedziałbym im: „Panowie, zmarnowaliśmy wielką szansę, szansę na coś niepowtarzalnego. Dla wielu z was może już się taka nie powtórzyć. Nie ma żadnej gwarancji awansu na kolejną imprezę, nie ma gwarancji, że będziecie wtedy zdrowi albo w formie". Każdy z nich powinien się zastanowić: co zadecydowało, że zajęliśmy w grupie czwarte miejsce, chciałbym to od nich usłyszeć. Oglądałem ich mecze z wielką życzliwością i serdecznością. Mimo tej porażki uważam jednak, że pozostanie Michała Probierza na stanowisku to dobry krok.

Podczas tych mistrzostw było wiele momentów, które zapadną w pamięć.

- To prawda. Bardzo różnych. Najbardziej zaimponował mi sposób, w jaki Hiszpanie w ćwierćfinale ograli Niemców. Długo prowadzili, niedługo przed końcem to prowadzenie stracili. Dogrywka! Niejeden zespół by się załamał, a oni potrafili zwycięską bramkę strzelić jeszcze przed końcem meczu, tak żeby uniknąć karnych. Dokonali wcześniej kilku zmian, wcale nie pod kątem konkursu „jedenastek". Chcieli wygrać przed upływem dogrywki i... wygrali (trener w tym momencie bił brawo - przyp. aut.). Inne momenty? Przewrotka Bellinghama, w tak ważnym dla angielskiej drużyny momencie to poezja... Albo historia związana z Kroosem! Przez cały sezon grając w Realu Niemiec nie wykonał tyle brutalnych fauli, jak w tym jednym meczu z Hiszpanią. Sposób, w jaki na początku spotkania skasował Pedriego, woła o pomstę do nieba. Grał przeciwko głównemu rozgrywającemu, wiedział, że wyeliminowanie go z gry to obniżenie wartości rywala o wiele procent. To było na czerwoną kartkę, on wiedział, co robi. Zawsze Kroosowi kibicowałem, zawsze będę go cenił za całokształt, jednak ten moment bardzo mi się nie podobał. Co jeszcze? Z pewnością prysł czar długowiecznych zawodników. Przykład Cristiano Ronaldo uzmysławia, że czasu się nie oszuka. Nawet jeśli wydaje mu się, że fantastycznie się czuje, nawet jeśli wydaje mu się, że nie stracił szybkości to... niekoniecznie tak jest. Najważniejsze to przekonać takich zawodników w rozmowie, że nie zawsze wszystko jest takie, jakie się wydaje. Coś w stylu: „Słuchaj, stary, daję ci grać, ale jeśli coś nie wyjdzie, to zmienię cię nie dlatego, żeby moje ego wygrało, ale zmieniam cię dla dobra drużyny i ciebie samego...". Oczywiście są momenty, w których go podziwiałem. Choćby za sposób, w jaki strzelił karnego w konkursie, po tym, jak nie strzelił w regulaminowym czasie. Wykazał się ogromną odpornością psychiczną. Jak sieknął, to nie było co zbierać... Nie bał się, poszedł na maksa...

Coś się panu nie podobało?

- Trenerzy mają coraz większy wpływ na przebieg gry, bo mogą dokonać już pięciu zmian. W związku z tym mam zastrzeżenia do sędziów, że pozwalają na to, że w ten sposób kradziony jest czas gry. Wychodzi czasem, że od siedmiu do dziesięciu minut na jedną połowę! To jest wyjątkowo irytujące. Drażni mnie też fakt, że przed konkursem karnych sędzia przeszkadza bramkarzom w koncentracji, mówiąc im, jak mają zachowywać się na linii, co oni przecież doskonale to wiedzą. Tak samo niezmiennie irytuje mnie, że w sposób pobłażliwy traktowane są dwa rodzaje fauli: uderzenie łokciem w twarz albo nadepnięcie na stopę. Przy naskoku na stopę korkiem można się zsikać z bólu! Gdybym dziś na kogoś grał, to bym mu zapowiedział: „Słuchaj, stary: ja cię nie zaatakuję na stopę, ale jeśli ty to zrobisz, to dostaniesz ode mnie w dziób bez względu na konsekwencje. Mogę być zawieszony, ale wcześniej cię zniszczę, jeśli będziesz tak grał". Bo w piłce trzeba się szanować. Dlatego denerwuję się, gdy widzę tego rodzaju faule bez kartkowych konsekwencji! Albo jeszcze coś. Sposobem na wygraną może być zabieganie przeciwnika. Trener zadbał o to, żeby drużyna była nadzwyczajnie przygotowana fizycznie. Mecz trwa, a jej przewaga rośnie. Jak broni się druga drużyna? Najprościej jak się da: fauluje, żeby odpocząć. Przerwa nie może trwać kilka sekund... Zawodnik leży, masują mu nogę, a cały efekt pracy właśnie umarł... A sędziowie na to pozwalają!

Gdyby miał pan wybrać po jednym piłkarzu z każdej formacji, którzy zrobili na panu wrażenie...

- Holandia do finału nie dotarła, ale ze stoperów niezmiennie wielkie wrażenie robi na mniej jej kapitan van Dijk. Rządzi, ustawia, słowem - ma osobowość. Mówię to jako były obrońca. Z pomocników bardzo podobał mi się Rodri, którego skasował Kroos. A z napastników - Yamal. No, fenomenalny chłopaczek... A wie pan, dlaczego Mbappe w meczu z Hiszpanią ściągnął maskę?

Nie!

- Żeby lepiej widzieć, jaką bramkę strzeli Yamal! (obaj się śmiejemy). Na zakończenie naszej rozmowy proponuję cytat, który idealnie oddaje to, co ciągle jest ważne w piłce i co powoduje, że to ciągle ta sama gra co kiedyś: „Musisz zostawić w sobie coś z czasów, gdy grałeś na ulicy. Tylko wtedy wytrwasz."

Świetne! Kto to powiedział?

- Zinedine Zidane.

Rozmawiał Paweł Czado