Tak cieszył się Bartosz Zmarzlik z 4. złotego medalu IMŚ. Fot. Marcin Karczewski/PressFocus


Niepowstrzymany

Po raz kolejny indywidualne mistrzostwa świata miały twarz jednego zawodnika.


GRAND PRIX

Czwarty raz w karierze Bartosz Zmarzlik sięgnął po tytuł w cyklu GP. Polski zawodnik znów pokazał, że mało kto może się z nim równać. Co prawda do ostatnich zawodów w kalendarzu musiał starać się o złoto, mierząc się z Fredrikiem Lindgrenem, ale nie pozostawił złudzeń rywalowi. W ostatnim turnieju w Toruniu odniósł piąte zwycięstwo w sezonie, dzięki czemu zapewnił sobie złoto. Był to dla niego wyjątkowy tytuł z jednego powodu - w przedostatnich zawodach w duńskim Vojens został wykluczony z rywalizacji, bo założył zły kevlar, bez logotypów sponsorów GP. Taka pomyłka wystarczyła oficjelom z FIM żeby Polaka wykluczyć. To zdecydowanie utrudniło drogę po mistrzostwo, ale nawet z taką barierą Zmarzlik dał sobie radę. - Pierwszy raz w karierze czułem, że muszę wygrać. Zazwyczaj mówię sobie, że „mogę”, nigdy „muszę”. Wszystko przez to, że źle czułem się po tym, co stało się w Vojens. To była w 100 procentach moja pomyłka, która wpłynęła na moją sytuację przed finałowym starciem w Toruniu - powiedział Zmarzlik już po zdobyciu złota.


Godny rywal

Po raz pierwszy w karierze niezwykle blisko złota był wspomniany 38-letni Lindgren. Szwed cały czas wywierał presję na Zmarzliku, a w Toruniu zajął drugie miejsce. Jego forma była też motywacją dla mistrza, który stracił największych konkurentów po tym, jak FIM zadecydował o wykluczeniu Rosjan z GP. Przy absencji Emila Sajfutdinowa oraz Artioma Łaguty Lindgren okazał się godnym przeciwnikiem dla Zmarzlika. - Mam za sobą trudny okres. Już sam start w tym sezonie spowodował, że czułem się jak zwycięzca. Znów jestem zdrowy i jestem o wiele szczęśliwszy. To jest moje życie i to jak prezentuję się na torze, jest bardzo ważne. Jednak koniec końców zdrowie jest najważniejsze - stwierdził niezwykle zadowolony ze srebrnego medalu Lindgren.


Nowe rozdanie

Doświadczony Szwed dotrzymywał tempa Zmarzlikowi, ale również napędzał młodszych kolegów. Świetny sezon ma za sobą Jack Holder, który ostatecznie zajął 4. miejsce w klasyfikacji generalnej. Dla Australijczyka był to pierwszy naprawdę udany sezon w GP. Co prawda jest stałym uczestnikiem cyklu od 2022 roku, ale dopiero w 2023 był w czynnej walce o miejsce na podium. Finalnie celu nie udało mu się osiągnąć, jednak nie zmienia to faktu, że za plecami Zmarzlika tworzy się konkurencja, która w najbliższych latach może realnie mu zagrozić. - Wszystko szło świetnie. Wiem, że jeszcze nie osiągnąłem szczytu swoich możliwości, ale jestem szczęśliwy z tego, co mam. Oczywiście, cieszyłbym się bardziej, gdybym zdobył brąz, ale to jest żużel i nie możesz marzyć o pewnych rzeczach za wcześnie. To długi proces - skomentował swój sezon w GP 27-latek z Australii.

Jednym z zaskoczeń był inny anglojęzyczny żużlowiec Daniel Bewley. Brytyjczyk - podobnie jak Holder - w GP znajduje się dopiero od 2022 roku. Mimo wszystko zdążył udowodnić, że trzeba zacząć zwracać na niego uwagę. Co prawda w trakcie zmagań tylko raz stanął na najwyższym stopniu podium (w Malilli), ale tylko trzy razy nie znalazł się w fazie finałowej zawodów. Brakuje mu jeszcze pewności w kluczowych momentach, ale w przyszłym roku może dołączyć do walki o najwyższe cele. Swój najlepszy wynik w GP w karierze zaliczył także Martin Vaculik. Na szyi Słowaka po raz pierwszy zawisł medal mistrzostw świata, a wiele wskazuje na to, że to dopiero początek.

 

Kacper Janoszka