Biało-czerwoni gratulowali sobie cztery razy... Fot. PAP/Jarek Praszkiewicz


Nieposłuszny kauczuk

Krążek nie chciał nas słuchać, więc było wiele szarpanych akcji, ale najważniejsze jest zwycięstwo - stwierdził selekcjoner Robert Kalaber.

 

PREKWALIFIKACJE OLIMPIJSKIE

Od zwycięstwa 4:0 z Estonią rozpoczęli biało-czerwoni turniej na Stadionie Zimowym w Sosnowcu. Do gry, a zwłaszcza skuteczności, można mieć trochę zastrzeżeń, ale liczy się końcowy efekt. Do kolejnego etapu kwalifikacji jeszcze droga daleka, bo czekają nas równie trudne mecze z Ukrainą i Koreą Płd.   

W środę późnym wieczorem trener Robert Kalaber zdecydował, że poza składem znajdzie się młody obrońca Bartosz Florczak oraz lider najskuteczniejszych ligowych strzelców, Patryk Krężołek. W tej sytuacji Filip Komorski, który dołączył do kadry w trakcie zgrupowania w miejsce kontuzjowanego Filipa Starzyńskiego, wystąpi w roli środkowego czwartej formacji, natomiast Radosław Galant będzie lewoskrzydłowym. Słowacki trener wyraźnie zaznaczył, że wśród bramkarskiego duetu: Maciej Miarka - David Zabolotny nie ma zdecydowanej „jedynki”. W meczu z Estonią między słupkami stanął ten drugi i już w pierwszej akcji Estończyków pewnie interweniował.

Pierwsza tercja w wykonaniu biało-czerwonych rozczarowała pod względem skuteczności. Bilans strzałów 16-4, ale ani razu krążek nie zatrzepotał w siatce. Mieliśmy wiele sytuacji podbramkowych i Grzegorz Pasiut mógłby się chwalić dubletem (5 i 12 min), ale nie zdołał skierować krążka do siatki. Oskar Jaśkiewicz, rosły obrońca, nie stronił od soczystych uderzeń, ale krążek mijał cel lub stawał się łupem Willema-Henrika Koitmay. Zresztą nasi hokeiści wykreowali go na bohatera tej odsłony. W 13 min Marcin Kolusz, niezwykle pracowity na całej tafli, stanął sam na sam z bramkarzem. Miał czas zapytać go, w który róg chce krążek, a tymczasem trafił w Koitmaę! Gdy zjeżdżał z lodu, był wściekły na siebie, bo swoją grą solidnie zapracował na gola.

Dość długo utrzymywał się bezbramkowy wynik i niektórzy już zaczęli się niepokoić. W końcu Komorski, początkowo przypisany do roli rezerwowego, otworzył wynik, sprytnie strzelając na „raty”. Pierwszy strzał bramkarz estoński odbił, ale przy dobitce nie miał żadnych szans. Po raz drugi do bramki trafił Mateusz Michalski, który przejął krążek po uderzeniu z daleka Mateusza Zielińskiego.

- Cieszy mnie, że po golach naszego ataku nieco uspokoiliśmy rywali i „wyciszyliśmy” mecz - powiedział potem zadowolony Komorski, który po raz kolejny pokazał się z jak najlepszej strony. - Konsekwentna gra, szczególnie przed bramką Estończyków, przyniosła takie efekty. David Zabolotny kilka razy nas uchronił przed stratą gola i w pełni zasłużenie zdobył nagrodę dla najlepszego zawodnika. Przed nami kolejny mecz i trzeba przygotować się pod względem mentalnym. Pewnie nie będzie łatwo, ale chcemy wygrywać.   

Dominik Paś na początku trzeciej tercji po kolejnym potężnym uderzeniu Jaśkiewicza sprytnie przekierował krążek i zdobył trzeciego gola. I od tego momentu rozpoczęła się „ślizgawka” zakończona efektownym golem Jakuba Wanackiego.

- Spodziewałem się takiego meczu, bo przecież rywale również mieli swoje cele - stwierdził trener Kalaber. - Chcieliśmy grać efektownie i strzelać piękne gole, zwłaszcza podczas gry w przewadze, a przecież nie o to chodziło. W takich potyczkach trzeba zdobywać „brzydkie” gole i odnosić zwycięstwa. Takie właśnie były dwie pierwsze bramki. I potem było już znacznie łatwiej. Jestem zadowolony z postawy Zabolotnego, a o Komorskim mogę powiedzieć: w pełni profesjonalista. W tym meczu krążek nie chciał nas słuchać, ale w kolejnych powinno być lepiej.

Liczyliśmy na efektowniejszą wygraną, ale nie wybrzydzajmy, bo przecież liczą się punkty.


Włodzimierz Sowiński

 

Polska - Estonia 4:0 (0:0, 2:0, 2:0)

1:0 - Komorski - Michalski - Galant (27:35), 2:0 - Michalski - Zieliński - Kolusz (31:02), 3:0 - Paś - Jaśkiewicz - Ciura (41:22), 4:0 - Wanacki - Kolusz (59:06).    

Sędziowali: Martin Jobbagy (Słowacja) i Aleksij Roszczin (Hiszpania) - Attila Andre (Rumunia) i Norbett Muzsik (Węgry). Widzów 930.

POLSKA: Zabolotny; Górny - Wajda (2), Jaśkiewicz - Ciura, Dronia - Wanacki, Zieliński - Horzelski; Wronka - Pasiut - Fraszko, Zygmunt - Wałęga - Paś, Jeziorski - Dziubiński (2) - Kolusz, Michalski - Komorski - Galant. Trener Robert KALABER.

ESTONIA: Koitmaa; Osipow - Kulincew, Kokmaa (2) - Sildre (2), Lahesalu - Tammerog, Luht; Vittanen - Jugens - Rooba, Appelberg - Arrak - Wasjonikin (2), Łowkow - Aleksandrow - Kiik, Romanow - Fedorowic - Puzakow, Fursa. Trener Petri SKRIKO.

Kary: Polska - 4 min, Estonia - 6 min.

 

Dzisiaj grają: Korea Płd. - Estonia (16.30), POLSKA - UKRAINA (20.15).

W niedzielę: Ukraina - Estonia (16.30), POLSKA - KOREA PŁD. (20.15). 

 

40

STRZAŁÓW

oddali biało-czerwoni na bramkę Koitmay, który został najlepszym zawodnikiem w ekipie Estonii. Rywale zrewanżowali się 12 uderzeniami na bramkę Zabolotnego.

 

60

WYSTĘPÓW

w reprezentacji zanotowali Jeziorski i Paś. Ten drugi okrasił to golem.