Lechia wygrała w Bielsku-Białej i objęła fotel lidera. Podbeskidzie pozostało w strefie spadkowej. Fot. Krzysztof Dzierżawa/Press Focus


Niemoc trwa

Podbeskidzie zaliczyło piąty mecz bez zwycięstwa. Po meczu trener Jarosław Skrobacz miał uwagi do zachowania swoich piłkarzy przy rzucie wolnym.

 

Na pomeczowej konferencji szkoleniowiec słusznie zauważył, że w zespole Lechii było widać „większą kulturę gry”. – Niemniej my też zagraliśmy zgodnie ze swoim planem. Największe atuty rywali zdołaliśmy zneutralizować. Ograniczyliśmy bardzo mocno ich grę skrzydłami. Nie lubię na gorąco oceniać, to trzeba sobie zobaczyć, ale na pewno o początek drugiej połowy możemy mieć do siebie pretensję. Mieliśmy w głowach nastawienie, że prowadzimy i być może gdybyśmy przetrzymali początkowe minuty, nie stracili bramki, to obraz gry by się zmieniał – mówił trener Jarosław Skrobacz.

 

Mogli temu zapobiec

Nowy szkoleniowiec Podbeskidzia uważa, że jego zespół stanowczo za łatwo dał sobie strzelić dwie bramki. – Widzieliśmy, że swoich stworzonych szans nie potrafiliśmy wykorzystać, pomimo że to nie były sytuacje gorsze niż te, po których przeciwnik strzelił bramkę – dodał. Trener został zapytany o pierwszą bramkę dla Lechii, gdy piłka po rzucie wolnym wpadła przy krótkim słupku, a mur nawet nie drgnął. – Oglądaliśmy to. My przy tym rzucie wolnym nie reagujemy, by nawet wznieść się wyżej na palce. Trzeba być zdeterminowanym, żeby wybronić taką piłkę. Też uważam, że piłka leciała na wysokości głowy i na pewno można było lepszym zachowaniem zapobiec bramce.

 

Powinni to wiedzieć

To, co martwi szkoleniowca, to złe nawyki piłkarzy. – Przy drugim wolnym, który w tym miejscu był, robimy popularnego „krokodylka”, a mur znów nie podskakuje. Dla mnie to trochę dziwne, to gdzieś zostało jeszcze i nie zdążyliśmy nad tymi elementami popracować. Wydaje się, że to rzeczy, które każdy powinien wiedzieć, a okazuje się, że... jednak nie – oceniał trener Skrobacz, który w trakcie konferencji prasowej został zapytany o sytuację Jaki Kolenca i Mateusza Wypycha. Jeszcze w trakcie letniego okienka obaj piłkarze zostali wystawieni na listę transferową i trenują z czwartoligowym zespołem rezerw. Podobny los spotkał Samuela Nnoshiriego, ale Nigeryjczyk momentalnie został przywrócony do zespołu. – Jaka wraca do treningu w poniedziałek – zadeklarował trener, który nie do końca orientował się w sytuacji z Wypychem. Stwierdził, że obrońca narzeka na uraz, ale w weekend grał w rezerwach. Jego los jest nadal niejasny.

 

Nieplanowana zmiana

Szkoleniowiec Lechii ocenił, że z przekroju całego spotkania jego zespół zasłużył na zwycięstwo. – Czekało nas ciężkie zadanie, mimo że byliśmy dobrze przygotowani. Przeciwnik zawiesił wysoko poprzeczkę i musieliśmy mocniej się napocić. Bardzo duże problemy sprawiała nam trójka zawodników: Abate, Banaszewski i Bida. Potem doszła dobra zmiana Sitka. Myślę, że w pierwszej połowie mieliśmy problem z naszym nastawieniem w defensywie, nie byliśmy zbyt agresywni, zostawialiśmy zbyt wiele przestrzeni przeciwnikowi. Nie byliśmy dobrze zorganizowani w fazie przejściowej, bo przy bramce byliśmy spóźnieni. Indywidualne błędy sprawiły, że Podbeskidzie wyszło na prowadzenie. W przerwie powiedzieliśmy sobie, że chcemy złamać wynik. Chcieliśmy odwrócić wynik spotkania. Druga połowa była dojrzała, mogła się skończyć większą ilością bramek – ocenił trener Szymon Grabowski. Wejście strzelca zwycięskiej bramki nie było planowane. – Ta zmiana miała troszeczkę inaczej wyglądać. Do gry był gotowy D'Arrigo, ale zdałem sobie sprawę, że nie mielibyśmy zawodnika młodzieżowego. Szybka reakcja, Sezonienko też był gotowy, ale bardzo fajnie, że odnalazł się na pozycji „10” – przyznał trener nowego lidera rozgrywek.

gru