Sport

Niedosyt mimo wygranej

Raków nie zachwycił w starciu z Ardą Kyrdżali i w Bułgarii będzie musiał bronić najmniejszej, jednobramkowej zaliczki.

Jonatan Brunes powrócił do łask w Rakowie, ale na boisku nie zachwycił. Fot. Mateusz Porzucek / Press Focus

ELIMINACJE LIGI KONFERENCJI

W jednym z kluczowych spotkań Rakowa Marek Papszun wolał nie eksperymentować. Pewnym zaskoczeniem mógł być jedynie występ w podstawowym składzie Petera Baratha (w przerwie zmienił go Oskar Repka) oraz Lamine'a Diaby-Fadigi. Ten drugi dotąd był dżokerem w talii, który wchodził w drugiej połowie i strzelał gola. Szkoleniowiec Rakowa doszedł też najpewniej do wniosku, że zbyt wieloma Polakami w składzie Europy nie podbije. Z sześciu na początku sezonu na mecz z Ardą pozostało dwóch – Kacper Trelowski w bramce oraz sprowadzony nieco później Tomasz Pieńko.

Dwie różne połowy

Golkiper w pierwszych 45 minutach nie miał praktycznie nic do roboty. Bułgarzy nie mieli kompletnie żadnego pomysłu na zaskoczenie wicemistrza Polski. Drugi otworzył wynik meczu w 28. minucie, wykorzystując szkolny błąd w wyprowadzeniu piłki przez Anatolija Gospodinowa oraz Felixa Eboa Eboa. Pieńko chwilę później miał doskonałą okazję na kolejne trafienie, ale z najbliższej odległości zamiast do bramki kopnął piłką w bramkarza. Przewaga Rakowa była bezdyskusyjna, ale też nie stworzył sobie zbyt wielu okazji bramkowych.

Raków przyzwyczaił do tego, że zazwyczaj lepiej gra po przerwie. Tym razem niestety było inaczej. W 50. minucie Pieńko trafił w słupek, piłkę do pustej bramki dobił Diaby-Fadiga, ale niestety Polak był na spalonym. Na długie minuty był to ostatni pozytywny obrazek z gry częstochowian. Po kolejnej fatalnej stracie Rochy Papszun zdecydował się wprowadzić na boisko „syna marnotrawnego”, czyli Brauta Brunesa. Na boisku niestety przeważał chaos. W 64. minucie Arda po raz pierwszy poważniej zagroziła bramce „Trela”. Chwilę później w słupek trafił Lachezar Kotew. Raków postanowił oddać piłkę Bułgarom i czekać co się wydarzy. Pasywność częstochowian długimi fragmentami była trudna do wytłumaczenia. Powiewu świeżości dali nieco Ivi Lopez z Jeanem Carlosem, ale nawet im piłka nie chciała tego dnia wpaść do bramki rywali. W doliczonym czasie gry piłkę meczową miał Diaz, ale nie wykorzystał doskonałego dogrania Repki.

Po ostatnim gwizdku mimo wygranej dominującym uczuciem w szeregach gospodarzy było rozczarowanie. Częstochowianie na rewanż udadzą się z minimalną, jednobramkową zaliczką.

Chwila odpoczynku

W najbliższy weekend piłkarze Rakowa będą odpoczywać. Spotkanie z Lechem zostało przełożone na wniosek gości, ale przy Limanowskiego specjalnie na taką decyzję się raczej nie obrażą. Dodatkowy czas na trening przed decydującym o awansie do fazy ligowej Ligi Konferencji meczu jest na wagę złota. Z tego powodu w Rakowie najprawdopodobniej zrezygnują nawet z meczu kontrolnego, rozegrają jedynie wewnętrzną gierkę.

Na rewanż drużyna uda się lotem czarterowym w środowe (27.08.) przedpołudnie z Katowic. Do samego Kyrdżali piłkarze będą już musieli dojechać autokarem. Dzień przed meczem trenować będą o godzinie 18.00, a więc dwie godziny wcześniej niż planowany jest pierwszy gwizdek. Prosto z Bułgarii piłkarze polecą do Szczecina, gdzie w niedzielny wieczór (31.08., godz. 20.15) zagrają z Pogonią.


◼  Raków Częstochowa - Arda Kyrdżali 1:0 (1:0)

1:0 – Pieńko, 28 min

RAKÓW: Trelowski - Racovitan, Arsenić, Svarnas - Tudor (76. Silva), Bulat, Barath (46. Repka), Otieno - Diaby-Fadiga (67. Lopez), Pieńko (59. Diaz) - Rocha (59. Brunes). Trener Marek PAPSZUN.

ARDA: Gospodinov - Velev, Eboa Eboa, Husejnov (90. Vijaczki), Velkovski - Idowu, Kotev - Kovaczev (82. Mane), Jusein (60. Vutov), Kargaren (60. Szinajasziki) - Nikołov (82. Luan). Trener Aleksandyr TUNCZEW.

Sędziował Michal Ocenas (Słowacja). Widzów 5500.

Mariusz Rajek