Sport

Niedaleko pada jabłko od... wujka

W Strasbourgu między słupkami bramki Jagi stanie 19-letni Miłosz Piekutowski, mający za sobą ledwie jeden mecz w ekstraklasie. Mógł jednak liczyć na dobre wzorce bramkarskie.

To fotka tylko z treningu Miłosza Piekutowskiego. Ale dziś ma już za sobą ekstraklasowy debiut. Przed sobą zaś poważny egzamin pucharowy. Fot. Michał Kość / Press Focus

Kiedy na kilka godzin przed eliminacyjnym meczem polskiej młodzieżówki z Czarnogórą ze zgrupowania kadry napłynęła do Białegostoku dramatyczna informacja o urazie łokcia Sławomira Abramowicza, niejeden kibic Dumy Podlasia złapał się za głowę. Kontuzję leczy bowiem także najbardziej doświadczony z „jagiellońskich” golkiperów, Bartłomiej Żynel. A poza tym na ławce – młokosy jeszcze bardziej małoletnie niż wspomniany Abramowicz!

Przy Jurowieckiej 21 paniki jednak nie było. Już latem przecież całkiem realnie liczono się z możliwością odejścia Abramowicza. Jedynym ruchem, jaki wtedy wykonano w kontekście obsady bramki, było jednak wyłącznie ściągnięcie z wypożyczenia do Stali Stalowa Wola 19-letniego Miłosza Piekutowskiego. I to właśnie on miał być nowym numerem 1. Ostatecznie został „dwójką”, bo zamiary transferowe Jagi wobec młodzieżowego reprezentanta Polski odłożono na przyszłość. Piekutowski – grywając od czasu do czasu w rezerwach – czekał więc na swoją szansę. No i w końcu „stało się”.

Cegiełka w murze obronnym

- Brakuje mi słów, by opisać szczęście, że mogłem zadebiutować w ekstraklasie. I do tego właśnie tutaj, w Białymstoku – mówił po spotkaniu z Arką golkiper pochodzący z Wysokiego Mazowieckiego, ale sportowo od początku związany z Akademią Piłkarską Jagiellonii. W starciu z gdynianami zachował czyste konto, co w przypadku ligowego nowicjusza nie zdarza się przesadnie często. - To efekt wspólnej pracy całego zespołu. Cieszę się, że w jednej czy dwóch sytuacjach mogłem dołożyć swoją cegiełkę do wygranej, ale równocześnie wdzięczny jestem naszym obrońcom. Nie tylko kierowali mną, ale często dawali cenne podpowiedzi – w rozmowie z klubowymi mediami Piekutowski nie zapominał o swych starszych i bardziej doświadczonych kolegach z defensywy.

W czerwcu pierwsza liga, w październiku puchary

W czwartek dla młodego bramkarza poprzeczka pójdzie zdecydowanie w górę. Bronić będzie musiał „pociski” posyłane w jego stronę przez napastników, wartych na rynku co najmniej kilkanaście milionów euro! - Dopiero co występowałem w pierwszej lidze w Stalowej Woli, a teraz mam szansę na występ w pucharach... - Piekutowski, mający w domowym sejfie brązowy medal mistrzostw Europy U-17 sprzed dwóch lat, dziwił się nieoczekiwanym zwrotom w karierze. - Ale jestem skoncentrowany i przygotowany do każdego spotkania tak samo – podkreślał.

U Boruca na barana

Dziewiętnastolatek – jak zauważyliśmy na wstępie – ma świetne wzorce w bramkarskim fachu. Jego wujkiem - „przyszywanym”, bo to po prostu przyjaciel taty młodego bramkarza - jest bowiem Łukasz Załuska, też rodem z Wysokiego Mazowieckiego. Były reprezentant Polski (1 mecz) przez rok był zawodnikiem Jagiellonii – jeszcze przed przyjściem Miłosza na świat. Gdy ten miał lat kilka, często bywał w gościnie u wujka, będącego wówczas drugim bramkarzem Celticu. Pierwszym był Artur Boruc. Do dziś 19-latek w pamięci przechowuje chwile, w których legendarny golkiper małego szkraba nosi na barana! - Szczerze mówiąc akurat tego nie pamiętam, ale... nie wykluczam, że tak było. Miłosz jako pięciolatek często „wpadał” do mnie ze swym tatą, kiedy grałem w Glasgow. Bywali na meczach, na treningach – przyznaje Załuska.

Telefony, telefony

- Być może wtedy zobaczył, że to fajna rzecz i właśnie to chce robić w życiu. I jeżeli w ten sposób rzeczywiście dołożyłem jakąś maleńką cegiełkę do tego, kim jest dzisiaj – a jego tata czasami prosił mnie o podpowiedź, jak pokierować sportowymi losami syna – to jest mi bardzo miło – dodaje z uśmiechem dzisiejszy trener golkiperów krakowskiej Wisły. - Później zaś czasami sam Miłosz dzwonił i pytał o jakieś fachowe, bramkarskie sprawy. Ale nie przypisuję sobie zasług w tym, że to ja go „stworzyłem” jako bramkarza. Od tego miał wystarczająco wielu dobrych fachowców w Białymstoku. A ja po prostu byłem... dobrym wujkiem – podkreśla Załuska.

Tydzień boiskowej weryfikacji

Dziś ten „dobry wujek” z wielkim zainteresowaniem (i napięciem?) ogląda postępy swego „piłkarskiego chrześniaka”. - Jakiś czas temu zapytałem mojego „bramkarskiego ojca”, czyli trenera Andrzeja Dawidziuka, gdzie jest sufit Miłosza. „Wysoko. Bardzo wysoko” - odpowiedział. Teraz nadszedł dla chłopaka moment pierwszej poważnej weryfikacji. Z Arką zagrał super, ale przed nim Strasbourg, zaraz potem Zabrze. Więc... czekamy – tłumaczy nasz rozmówca. I kończy rozmowę z wielką pewnością w głosie: - Myślę, a wręcz jestem pewien, że ten chłopak da radę i jeszcze wiele razy nas pozytywnie zaskoczy!

Dariusz Leśnikowski

Liga Konferencji – 2. kolejka
◼  RC Strasbourg – Jagiellonia Białystok
czwartek, 18.45 – Polsat Sport 2


CZY WIESZ, ŻE...

Za plecami 19-letniego Piekutowskiego – a de facto na ławce rezerwowych – do gry w Strasbourgu gotowy być musi... młodszy od niego jeszcze o dwa lata Adrian Damasiewicz, pozyskany z Rakowa Częstochowa. Jego z kolei naciska rówieśnik, a więc 17-letni Jakub Rabiczko.

Dobry wujek Łukasz Załuska z wielką ciekawością patrzy w przyszłość Miłosza Piekutowskiego. Fot. Krzysztof Porębski