W derbach Górnego Śląska nikt nie odpuszczał. Tu była chorzowianka Dominika Nimsz (z lewej) w walce z Natalią Doktorczyk. Fot. Marcin Bulanda/PressFocus


„Niebieskie” bez sentymentów

Choć na mecz z Sośnicą Gliwice trener Ivo Vavra miał do dyspozycji tylko 11 zawodniczek, po końcowym gwizdku mógł się cieszyć z... podwójnego zwycięstwa.

 

Przed laty kluby z Chorzowa i Gliwic rozdawały karty w ekstraklasie, co rusz wypuszczając w świat zdolne wychowanki. Obecnie Ruchowi i Sośnicy przychodzi walczyć w Lidze Centralnej, a cele obu zespołów są zgoła odmienne.

 

Waga derbów

To, że jeden ze sporą przewagą otwiera tabelę, a drugi ją zamyka, w derbowych starciach nie ma większego znaczenia. Zawodniczki oraz trenerzy znają się bardzo dobrze, ale serdeczności wymienili tylko przed rozgrzewką i pierwszym gwizdkiem. Marcin Księżyk do hali przy Dąbrowskiego dosłownie może chodzić w kapciach, a w ostatnich latach trzykrotnie prowadził Ruch i to nawet w Superlidze. Jego podopiecznymi są m.in. Sandra Kiel, Dominika Nimsz czy Sylwia Szołtysek, mające chorzowską przeszłość. Z kolei jedną z liderek „Niebieskich” jest Aleksandra Salisz, jeszcze w zeszłym sezonie ogrywająca się w Sośnicy. I to właśnie środkowa rozgrywająca była czołową postacią meczu, prowadząc zespół do 15. z rzędu zwycięstwa. Choć w tygodniu - ze względu na drobny uraz - nie trenowała na 100%, to w niedzielę dała z siebie wszystko, czego efektem było 10 trafień - 5 do przerwy i 5 po zmianie stron.

 

Sposób na pobudzenie

- W pierwszej połowie brakowało nam dyscypliny, ale trener zwrócił uwagę, co mamy poprawić, na czym się skupić i druga odsłona wyglądała już lepiej - powiedziała Salisz, ale gliwiczankom ani razu nie udało się wyjść na prowadzenie, a kroku faworytkom dotrzymywały przez 21 minut (11:10). Trener Ivo Vavra poprosił o czas, czego efektem były 4 bramki z rzędu. - Obawiałem się, jak dziewczyny zniosą ten mecz mentalnie; spotkania z outsiderami pod tym względem bywają bardzo trudne. Żeby się pobudzić, założyły się ze mną, że stracą maksymalnie 15 bramek. Ja stwierdziłem, że będzie ich więcej, więc wygrałem - uśmiechał się czeski szkoleniowiec, który - podobnie jak Salisz - zwrócił uwagę na słabsze pierwsze 30 minut. - Podstawą była skuteczność w ofensywie, a tymczasem przestrzeliliśmy 6-7 rzutów. Brakowało tych goli i pojawił się strach - dodał Ivo Vavra.

 

Chwile strachu

Za drugą połowę mógł jednak pochwalić zespół, który znacznie przyspieszył, zaczął grać agresywniej, z pomysłem w ataku i z konsekwencją w obronie. To dało efekt w postaci czterech bramkowych serii. Gliwiczanki nie nadążały, często uciekały się do fauli (patrz liczba karnych minut), ale to Nadia Bury, obrotowa „Niebieskich”, ujrzała czerwoną kartkę. Miało to miejsce w 46 minucie, gdy jej zespół prowadził 25:15. Kilka razy kibice truchleli, kiedy ucierpiały wspomniana Salisz (kolano), Polina Masałowa (zęby) i Agnieszka Iwanowicz (kolano), lecz wszystkie wracały do gry. - Trochę mnie zabolało, ale na szczęście wszystko jest w porządku - uśmiechnęła się ostatnia z wymienionych, która tuż po udzieleniu pomocy świetną kontrą ustaliła wynik. - Straciliśmy więcej niż 15 bramek, ale wygraliśmy 15, więc bilans się wyrównał. Zwycięstwo cieszy, jednak gra nie do końca. Na Koronę może to nie wystarczyć - dodał trener Ruchu, będący już myślami przy piątkowym meczu w Kielcach. W nim będzie już miał pewnie do dyspozycji Annę Diablo, Michalinę Gryczewską oraz Dominikę Sikorę, oddelegowane do pomocy drugiemu zespołowi, który walczy o awans do 1. ligi i niemal w tym samym czasie w Michałkowicach wygrał derby ze Startem 38:32 (19:13).

 

KPR Ruch Chorzów - SPR Sośnica Gliwice 33:18 (16:11)

RUCH: Ciesiółka, K. Gryczewska - Wiśniewska 3, Bondarenko 6, Salisz 10/6, Bury 3 (CZK, 46 min - gradacja kar), Masałowa 5, Doktorczyk 5, Iwanowicz 1, Gęga, Jasińska. Kary: 10 min. Trener Ivo VAVRA.

SOŚNICA: Wolak, Wasak - Kulik 2/1, Kalińska, Wyrzychowska 7/4, Kiel 1, Wroniewicz 1, Walus 1, Kopycińska, Markiewicz 3, Nimsz 1, Dubiniak 1, Zub 1, Szołtysek. Kary: 22 min. Trener Marcin KSIĘŻYK.


Marek Hajkowski