Sport

Nie wstydźmy się kochać piłki

Rozmowa z Rafałem Górakiem, trenerem GKS-u Katowice

Przez lata Rafał Górak ze swoim sztabem szkoleniowym dopracowuje model gry GKS-u. Fot. Łukasz Laskowski/PressFocus

Obserwując GKS Katowice, gdy grał w 1. lidze i gdy teraz gra w ekstraklasie, widzę, że sposób gry zespołu nie za bardzo się zmienił. Wielu określa formację, jaką gra GieKSa, jako 1-3-4-2-1. Czy to jest poprawne rozumienie systemu, w którym pańska drużyna się prezentuje?

- Przede wszystkim jeżeli bronimy, główną ideą obrony jest formacja 1-5-4-1. Najważniejszym jej elementem, jest obrona strefowa. To ona dominuje w idei defensywnej. Co to znaczy? Chodzi o to, że niezależnie od miejsca, gdzie nasi przeciwnicy są ustawieni, u nas panują te same zasady. Na przykład - jeżeli na prawym skrzydle znajdzie się czterech zawodników drużyny przeciwnej, to przy nich nie będzie czterech zawodników GKS-u Katowice, tylko zawsze ci sami. W tej przykładowej sytuacji współpracować będą ze sobą lewy środkowy obrońca, lewy wahadłowy oraz ofensywny pomocnik ustawiony na lewej stronie. To oczywiście najprostsze tłumaczenie. To jednak jest rzecz najtrudniejsza w zrozumieniu naszej gry obronnej, a przy okazji też najbardziej zagadkowa. Zazwyczaj drużyny grają inaczej, grają w obronie 1 na 1. To także bardzo skuteczne podejście, ale nasz pomysł jest inny. Najważniejsze w grze w obronie GKS-u Katowice jest coś, co nazywamy zasadą „4xP”.

Jakie jest tego rozwinięcie?

- Pierwsze „P” to jest piłka. Drugie „P” to przestrzeń. Gra przeciwnika - to następne „P” - gdy jest w posiadaniu piłki, nie może spowodować, że wygenerujemy wolną przestrzeń. Kolejnym bardzo ważnym „P” jest partner. Ruch partnera wywołuje działania kolejnego zawodnika. Jeżeli jeden zawodnik wychodzi do przodu, partnerzy reagują na jego ruch. To zasada, która obowiązuje, jeżeli chcemy grać w obronie strefowej. Czyli, jeśli mamy wyjściową formację 1-5-4-1, może ona zostać odczytana w zupełnie inny sposób, jeżeli zawodnicy zaczną przemieszczać się po boisku.

A co dzieje się w momencie, gdy GKS Katowice gra w ataku?

- Ideą naszego atakowania jest formacja 1-3-4-3.  To są jednak tylko teoretyczne systemy, podobnie jak wspomniane 1-5-4-1 w obronie, a według mnie, tak jak ja rozumiem piłkę nożną, systemów w dzisiejszym futbolu już nie ma. O wiele ważniejsze jest pozycjonowanie. System określa ściśle pozycje zawodników na boisku. Z kolei pozycjonowanie można wrzucić nawet jako nasze piąte „P”. Pozycjonujemy się w stosunku do piłki, przestrzeni, partnera i przeciwnika. Powiedział pan na początku, że widzi pan GieKSę w systemie 1-3-4-2-1. I to jest prawda, ale przecież gdy atakujemy, gdy jesteśmy bardzo blisko bramki, wahadłowi są ustawieni bardzo wysoko. Wówczas można nas zobaczyć w pozycjonowaniu z pięcioma zawodnikami z przodu.

W ataku nie można też zapominać o obronie...

- Bardzo dbam o to, by - bez względu na to, jaka jest sytuacja na boisku - funkcjonował system obronny 3-1, czyli trzech obrońców i zawodnik buforowy. To jest podstawą w GieKSie i nie zawsze te funkcje obronne wypełniają ci sami zawodnicy. Zdarzają się sytuacje, gdy z tyłu zostaje trzech obrońców, defensywny pomocnik, a z przodu pozostaje cała reszta. Wracając więc do systemu - jaka wtedy jest to formacja? Nie da się jej określić liczbami. Chodzi o czyste pozycjonowanie. Moim celem jest stworzenie takiej sytuacji na boisku, aby przez pozycjonowanie uzyskać balans. To zapewnia właśnie ustawienie 3-1 w obronie - ci zawodnicy zawsze gotowi są do podjęcia działań defensywnych, gdziekolwiek znalazłaby się piłka. Im większe zawodnicy będą mieli doświadczenie, im więcej będzie rotacji pomiędzy zawodnikami przy pozycjonowaniu, tym łatwiej przychodzić będą im nieszablonowe zagrania, a przecież o nieszablonowość w ofensywie chodzi.

Ile czasu potrzebuje zawodnik, który dołącza do GKS-u, żeby przystosować się do pomysłu na grę drużyny?

- Mamy dopracowany model gry. Zawodnik otrzymuje od nas cały materiał dotyczący tego, jak on wygląda. Około 7-8 miesięcy wymaga piłkarz, nawet o dużej klasie, który nie grał wcześniej tak, jak my, aby się wdrożyć. Dlaczego? Bo ma do przyswojenia około 70 zasad i metod w obronie i około 50 w ataku. Zasady są bardzo przeze mnie pilnowane. I są rzeczy, które są nienegocjowalne, szczególnie działania w defensywie. To, co sobie cenię, to fakt, że podczas odpraw rozmawiamy właśnie o tym, a nie o indywidualnych błędach zawodników. Nasza analiza nie służy szukaniu winnych, a do znajdowania możliwych ulepszeń.

70 zasad w obronie i 50 w ofensywie… Sądzę, że zawodnicy muszą wykonać sporo pracy.

- To jest moja piłka nożna i moje zasady, dzięki którym doprowadziłem wraz ze sztabem GKS Katowice do tego miejsca, w którym jest. A udało nam się to przecież osiągnąć, grając z zawodnikami, którzy na początku drogi do ekstraklasy byli anonimowi. Wiadomo, że Bartosz Nowak, Adam Zrelak i Alan Czerwiński, którzy do nas dołączyli przed obecnym sezonem, to zawodnicy znani. Oni byli mi potrzebni, bo potrzebowaliśmy w GKS-ie doświadczenia. Mieli pomóc nam szybko robić postęp w realiach ekstraklasy.

Kiedy ten model GKS-u powstał?

- Gdy wróciłem do klubu w 2019 roku, zaczęliśmy mocno pracować z Dawidem Szwargą nad modelem gry. Zastanawialiśmy się, co model ma nam dać i w jaki sposób należy pracować z zawodnikami. Nie mieliśmy żadnego materiału. Po spadku do 2. ligi zastaliśmy w GKS-ie mentalne zgliszcza. Wiedzieliśmy, że musimy wyciągać wnioski na bieżąco i oglądając mecze z sezonu spadkowego. Z tego materiału próbowaliśmy wdrażać pomysł na grę. I na początku graliśmy inaczej niż teraz. Wtedy ten model, a wówczas pomysł, zaczął się jednak idealizować, żeby na bazie rzeczy powtarzalnych zacząć rozmawiać z drużyną, żeby wiedziała, dlaczego wygrywa. Zazwyczaj, gdy zespół przegrywa, wie, dlaczego stracił punkty. Świadomość tego, dlaczego się wygrywa, jest znacznie trudniejsza. Nie chodzi o to, żeby cieszyć się z wygranej, gdy ona jest przypadkowa.

W jaki sposób model zmieniał się na przestrzeni lat?

- Szybko z Dawidem Szwargą zaczęliśmy nadawać na tych samych falach, dzięki czemu po pół roku mieliśmy już coś wypracowane. Na początku powiedziałem, że nikomu nie jestem w stanie zagwarantować awansu do 1. ligi od razu w pierwszym sezonie. Miałem 20 nowych ludzi i uczyłem ich nowych zasad. Byliśmy wówczas w podstawówce, jeśli chodzi o budowanie rozumienia gry. To ewoluowało. Dawid odszedł do Rakowa po naszym awansie do 1. ligi. Dołączył wtedy do sztabu Tomasz Włodarek, co zachowało ciągłość, bo był przez nas przygotowywany przez 3 miesiące, żeby widział, jak gra GieKSa. Po 10. kolejce na zapleczu ekstraklasy byliśmy na ostatnim miejscu i mieliśmy 7 punktów. Wtedy podjęliśmy decyzję o zmianie systemu pozycjonowania w grze obronnej i przeszliśmy na 1-5-4-1. Planowaliśmy to wprowadzić po rundzie jesiennej, ale zdecydowaliśmy się ten proces przyspieszyć. Mieliśmy mało czasu, ale to nie była zmiana całego modelu. Idea gry już istniała, zmieniliśmy tylko pozycjonowanie. Na tej bazie cały czas budujemy model, który ciągle się rozwija. Dziś współpracuję z Dariuszem Mrózkiem i cenię sobie jego idee. Cały czas znajdujemy nowe pomysły. Czerpię sporo z gry innych zespołów. Innych trenerów również podpatrujemy. Staramy się wdrażać wiele rzeczy i dlatego możemy mówić o około 70 zadaniach w obronie i 50 zadaniach w ataku. Cały czas nam się to rozrasta. Nie byłbym w stanie wdrożyć tego w innej drużynie. Musiałbym zacząć od 5-10 zasad w defensywie i 5 w ofensywie. Moja idea w nowej drużynie mogłaby być zrozumiana w pełni po mniej więcej 7-8 miesiącach. Czy gdziekolwiek dostałbym na to czas? W polskiej piłce to szaleństwo.

Pana słowa potwierdzają, że niezwykle ważna jest cierpliwość klubów wobec trenerów.

- Choć jestem wymagający wobec innych trenerów, zgadzam się, że każdy potrzebuje czasu. Klub, zatrudniając szkoleniowca, musi natomiast przyjrzeć się temu, w czym jest najlepszy. To nie jest tak, że istnieją doskonali stratedzy, którzy od razu polepszą grę zespołu. Trzeba zdawać sobie sprawę z mocnych stron trenera, a słabe strony należy uzupełniać w sztabie szkoleniowym. Na przykład - trener nie ma dobrze rozwiniętych kompetencji miękkich i wówczas potrzebuje kogoś, kto go wspomoże. Pierwszy trener przy okazji musi być świadomy swoich wad i zalet. Każdy z nas ma deficyty i po to właśnie są sztaby szkoleniowe. W GKS-ie dbam o to razem z dyrektorem sportowym, żeby w sztabie każdy czuł do innych zaufanie. Mam w sobie sporo pasji i wymagam też od wszystkich bardzo dużych kompetencji.

Chciałbym jeszcze wrócić do idei gry GieKSy. Co jest dla mnie ciekawe, to fakt, że w sposobie gry GKS-u Katowice nie ma tradycyjnych skrzydłowych.

- Rolę skrzydłowych wypełniają wahadłowi. Kiedyś mówiło się na nich boczni obrońcy, a dziś to zawodnicy poruszający się po całej przestrzeni. W obronie tworzą blok pięcioosobowy, a w ataku są skrzydłowymi, wzmacniając atak. Jeżeli atakuje prawe wahadło, lewe wahadło ma trzy punkty referencyjne, które może zajmować. Wracamy w tym przypadku do pozycjonowania - musi znaleźć dla siebie odpowiednie miejsce w zależności od tego, co się stanie z daną akcją. Może wejść w pole karne, może czekać na strzał, a może czekać na dobitkę. A co jeśli stracimy piłkę? Wahadłowy musi być na to gotowy. Znajduje więc punkt, w którym będzie gotowy na różne scenariusze. Taka jest idea pracy tych zawodników w ofensywie.

Gdy patrzę na mecze GKS-u, mam wrażenie, że właśnie wahadłowi pełnią bardzo ważną funkcję. Często mają piłkę przy nodze, napędzają akcje. Na tym polega pomysł GKS-u na grę w ataku?

- Wahadłowi z pewnością są bardzo widoczni, ponieważ zawodnicy grający na tych pozycjach, grają bardzo intensywnie. Trochę innym zawodnikiem jest Borja Galan, bo to nie jest urodzony wahadłowy. Ma dobrą technikę użytkową, potrafi grać 1 na 1, ale ma też dużą wytrzymałość. Ta ostatnia cecha jest bardzo ważna, bo ta pozycja wymaga dużej liczby przebiegniętych kilometrów, sporej liczby sprintów. Dobrze, że wahadłowi są widoczni, ale nie skupiamy się tylko na grze skrzydłami. Gra przez środek też jest ważna i nieraz dzięki niej zdobyliśmy bramkę. Należy jednak pamiętać, że akcje oskrzydlające może realizować praktycznie każdy z zawodników, gdy nastąpi odpowiednia rotacja w pozycjonowaniu lub w samym atakowani. Moi zawodnicy sami powinni znajdować rozwiązania, patrząc na to, gdzie przeciwnik w danym momencie popełnił błąd.

Często widzimy wahadłowych GKS-u, m.in. Borję Galana, z piłką przy nodze. Fot. Mateusz Sobczak/PressFocus

Ceni pan sobie to, że Borja Galan nie jest typowym wahadłowym?

- Borja lubi mieć piłkę przy nodze. Wykonując 10 kroków, potrafi 10 razy dotknąć piłkę. To typowa hiszpańska szkoła. Przesuwa piłkę, a nie prowadzi jej. Obrońca ma wtedy kłopoty, bo nie wie, czy Galan pójdzie do przodu, czy złamie do środka. Nie wie też, kiedy ewentualnie zejdzie z piłką, żeby przymierzyć się do strzału. Obrońca przez to się martwi, zastanawia. Borja to robi bardzo dobrze, gra inaczej, specyficznie, ale to świadczy też o tym, że chcemy być trudni do rozgryzienia dla przeciwnika.

Jak ważna jest z kolei analiza rywala, żeby przystosować się do tego, jak gra?

- Każdy przeciwnik gra inaczej. Dokonując analizy rywala, szukamy materiałów wideo, w których gra mecz przeciwko zespołowi, grającemu podobnie do nas. Wówczas widzimy, jak przeciwnik może zagrać przeciwko nam, w jaki sposób może nam utrudnić grę. U nas mikrocykl odbywa się od analizy do analizy. Nie ma czegoś takiego, że analizujemy coś z drużyną i mówimy piłkarzom: „tak rywale będą grali, radźcie sobie”. Najpierw jest analiza, później przedstawiamy pomysł na trening. Ustawiamy w treningu „11” w naszym modelu, drugą drużynę w modelu, w jakim gra przeciwnik i realizujemy zadania obronne oraz ofensywne, jakie dajemy zawodnikom na dany mecz.

Po latach pracy w GKS-ie ma pan pewność, że wszyscy pana zawodnicy w pełni rozumieją model zespołu?

- Jestem przekonany o tym, że drużyna rozumie ten model gry. Jest jednak różnica pomiędzy rozumieniem a realizacją. Możemy po meczach dyskutować o tym, czy wszystko udało nam się zrealizować. Rozumienie jest jednak bardzo ważne. Jeżeli zawodnicy rozumieją swoje zadania, zespół będzie się rozwijał. Poziom gry, jaki może dać nam ten model, sięga najlepszych klubów świata. Dochodzi jednak jeszcze kwestia jakościowa, którą trzeba zaakceptować. Jeśli natomiast zawodnik ma pewne umiejętności i zaczyna rozumieć swoje zadania, to jego umiejętności będą tylko rosły. Jeśli do tego piłkarz będzie nad sobą pracował, zwracał uwagę na to, co mówi trener, progres może być olbrzymi. Spójrzmy na Oskara Repkę. Gdy do nas przychodził, był zawodnikiem drugoligowym. Teraz jest czołowym pomocnikiem w ekstraklasie. Wykonał niesamowitą pracę. Ale sposób, w jaki u nas gra, jak funkcjonuje na boisku, jest robotą GKS-u Katowice, wynikającą z modelu gry.

Oskar Repka szybko stał się wyróżniającym pomocnikiem w ekstraklasie. Fot. Łukasz Laskowski/PressFocus

Czy można powiedzieć, że siłą GKS-u w tym sezonie jest fakt, że drużyna nie zmieniła się mocno w porównaniu do 1. ligi? Mam wrażenie, że dzięki temu zawodnicy rozumieją się bez słów.

- Prowadzenie zespołu przez trenera w oparciu o rozumienie gry daje piłkarzom to, co nazywamy rozumieniem się bez słów. To możliwe jest dzięki relacjom, które panują w zespole. To jest 25-30 różnych ludzi. W każdej szatni jest tak samo. Zadaniem trenera jest stworzenie z tej grupy drużyny. Jeżeli trener będzie regularnie odpalał grilla, jasne, będzie wtedy fajna atmosfera w zespole, jednak później trzeba wyjść na boisko. Opowiem o tym obrazowo - jeżeli tego „grilla” będziemy rozpalać zawsze, ale na boisku, w oparciu o model gry, piłkarze będą lepiej rozumieć idee, to też będą się lepiej ze sobą rozumieć. W ten sposób tworzą się też relacje. Dwóch ludzi, którzy charakterami zupełnie do siebie nie pasują, na boisku tworzą zespół. Można się zastanawiać, jak to jest możliwe? Odpowiedź brzmi: bo kochają grać w piłkę. Jeśli stworzymy im warunki, w których będą czuć się bezpiecznie, w których wiedzą, czego trener od nich wymaga, będą budować relacje, których podstawą będzie futbol. Dzięki temu awansowaliśmy do ekstraklasy. Dzięki temu byliśmy też w stanie pokonać w tym sezonie np. Raków u niego w domu, a to wcale nie było łatwe zadanie.

A czy często zdarza się, że zawodnicy przychodzą do pana i zaproponują jakąś nowość, którą można zaimplementować  w modelu GieKSy?

- Niekiedy zawodnicy zaproponują ciekawe rzeczy. Lubią nowinki i słuchamy piłkarzy, którzy  na przykład w meczu na drugim końcu świata zauważyli ciekawe rozwiązanie stałego fragmentu. Świetne jest to, gdy drużyna interesuje się rozgrywkami, gdy ogląda ekstraklasę, gdy rozmawia o meczu. To są ważne wartości. Moi piłkarze są fantastycznymi ludźmi. I chcę wzmacniać w nich pasję do futbolu. Chcę, żeby byli jej świadomi. Czasem ktoś zbiera znaczki i się tego wstydzi. Później przez przypadek pokaże to na imprezie i nagle okaże się, że wszyscy są tym zainteresowani. Swojej pasji nie można się wstydzić, trzeba się nią chwalić. Dlatego chcę, żeby piłkarze nie wstydzili się kochać piłki.

Brzmi to jak romantyczne podejście do piłki nożnej.

- Jestem romantykiem futbolu, ale też trochę... matematykiem. Bardzo doceniam ścisłe zasady, które muszą funkcjonować  w drużynie. Z drugiej strony piłka sama w sobie jest cudowna. Uwielbiam piękne bramki, ale też detaliczną organizację gry.

Rozmawiał Kacper Janoszka