Nie widział innej opcji
W Radomiu Bartłomiej Barański (nr 24) zagrał 69 minut, zaliczając swój najdłuższy występ w Ruchu Chorzów. Fot. Marcin Bulanda/Press Focus
Nie widział innej opcji
Urodzony w 2006 roku Bartłomiej Barański na zawsze zapamięta poniedziałkowy mecz z Radomiakiem.
RUCH CHORZÓW
Na świat przyszedł w Katowicach, przez kilka lat występował w GieKSie, skąd jako 14-latek trafił do słynnej akademii Lecha Poznań. Stamtąd jednak w 2022 roku ściągnął go Ruch, który jako beniaminek I ligi sensacyjnie awansował do ekstraklasy. Bartłomiej Barański wielkiej w tym roli nie odegrał. Jako młody chłopak siedział co najwyżej na ławce, zaliczył tylko dwa krótkie wyjazdowe epizody – z ŁKS-em oraz Podbeskidziem. Razem z Antonim Franke był testowany w juniorach Lazio. Jego kolega pozostał we Włoszech, tyle że w Cagliari, podczas gdy Barański wiosną został wypożyczony do Odry Wodzisław. Do Ruchu wrócił przed sezonem ekstraklasy, ale w jego trakcie nie dostawał wielu szans. W Radomiu wybiegł na boisko dopiero po raz 5.
U boku Starzyńskiego
Zameldował się na nim już w 17 minucie, co było skutkiem kontuzji Juliusza Letniowskiego. – Liczyłem się z tym, aczkolwiek było to dość mocne zaskoczenie. W takim momencie dość trudno wejść w meczu po niedługiej rozgrzewce, ale udało mi się. Z każdą minutą czułem się coraz lepiej i myślę, że wyszło bardzo dobrze – powiedział 17-letni zawodnik. Na ten moment trudno jednoznacznie zdefiniować jego pozycję. We wcześniejszych epizodach był rzucany za plecy napastników, czasem bliżej flanek, natomiast w Radomiu musiał wejść w rolę środkowego pomocnika u boku Filipa Starzyńskiego. Od początku starał się być aktywny, ale dość szybko wtopił się w boisko i w grze było trochę za mało. W drugiej połowie zagrał bardzo niecelne podanie, które napędziło groźną kontrę Radomiaka, ale szybko „naprawił” swój błąd, popełniając faul taktyczny na żółtą kartkę, co było wtedy najlepszym rozwiązaniem. O tym jednak wiele się nie mówi, bo uwagę wszystkich przykuło jego trafienie na 1:0 zaliczone kilka minut później.
Nie dograł do końca
– Gola zapamiętam wyjątkowo, ale uważam, że cały czas na to pracowałem – mówił uśmiechnięty od ucha do ucha młodzieżowiec „Niebieskich”. – Miałem też swoją okazję w spotkaniu z Pogonią Szczecin, tyle że jej nie wykorzystałem. Przy akcji w Radomiu wszystko poszło po naszej myśli. Cieszę się, że dostałem tak zgraną piłkę, czysto ją trafiłem i nie widziałem innej opcji niż bramka. W tym meczu mieliśmy trochę szczęścia, ale wydaje mi się, że w trakcie sezonu tego szczęścia nam brakowało, więc dobrze, że chociaż w tym spotkaniu nam dopisało – przyznał Barański, który starcia z Radomiakiem... nie do kończył. Został zdjęty w 86 minucie razem z Robertem Dadokiem, a na boisko weszli dwaj obrońcy, Mateusz Bartolewski i Maciej Sadlok. 17-latek wyglądał na zdziwionego zmianą, ale potem sam przyznał, że odczuwał lekki ból w mięśniu i nie chciał ryzykować.
Żeby ich zapamiętano
– Niestety, okazało się, że spadamy z ligi, ale zrobimy wszystko, by nas zapamiętano i wszystkie pozostałe mecze będziemy grać na sto procent. Mam nadzieję, że je wygramy – zapowiedział bojowo nastawiony Barański. Ruch szykuje się do sobotniego spotkania wyjazdowego z Koroną Kielce, a potem czeka go jeszcze zamknięcie sezonu na Stadionie Śląskim, gdzie przyjedzie Cracovia.
Piotr Tubacki
CZY WIESZ, ŻE...
Bartłomiej Barański to najmłodszy piłkarz, jaki zagrał w tym sezonie dla Ruchu. Dopiero 19 października będzie świętował 18. urodziny. Oprócz niego piłkarzem z rocznika 2006, który założył też koszulkę „Niebieskich”, jest Mike Huras, mający na razie 2 występy za sobą. Były zawodnik Stuttgartu osiągnięcie pełnoletności świętował 28 stycznia, kiedy chorzowianie znajdowali się na obozie przygotowawczym w Turcji.