Sport

Nie w tę stronę!

Stoperzy Lecha wykazali się kapitalną skutecznością, tyle że... strzelali do własnej bramki.

Bartosz Salamon pozazdrościł koledze ze środka obrony i również strzelił samobója. Fot. Jakub Kaczmarczyk/PAP


Nie w tę stronę!

Stoperzy Lecha wykazali się kapitalną skutecznością, tyle że... strzelali do własnej bramki.


Hitowy mecz Lecha z Legią rozpoczął się od kwadransa trzęsienia ziemi. Najpierw były dwie interwencje VAR-u. Pierwsza anulowała gola Pawła Wszołka dla przyjezdnych (faulował Maciej Rosołek), druga przyznała warszawiakom karnego (faulował Barry Douglas). Słabe uderzenie Josue obronił jednak Bartosz Mrozek, którego niecałe 2 minuty później... zaskoczył Miha Blażić. Słoweński obrońca „Kolejorza” niepotrzebnie interweniował i w fatalny sposób wpakował piłkę do własnej siatki. Był to pierwszy gol, jakiego poznaniacy stracili na swoim stadionie w 2024 roku.

Legia miała korzystny wynik, a Lech problemy z rozgrywaniem. Popełniał proste błędy, nie tworzył okazji, a biegający bez ładu i składu piłkarze decydowali się na wielokrotnie niezrozumiałe zagrania, jakby widzieli się po raz pierwszy. Podsumowaniem beznadziejnej połowy był... samobój Bartosza Salomona, który – patrząc po jego reakcji – omal nie przeszedł załamania nerwowego. Zarówno przy pierwszej, jak i drugiej bramce dośrodkowania w „szesnastkę” Lecha słał Paweł Wszołek. Niewiele lepiej z punktu widzenia „Kolejorza” było po przerwie. Jeśli ktoś był bliżej gola, to czyhająca na swoje momenty Legia, choć nie była to niezliczona liczba sytuacji. Pierwszy prawdziwie groźny strzał gospodarze oddali w 69 minucie, kiedy z dystansu przymierzył Radosław Murawski, ale fantastycznie obronił Kacper Tobiasz, który wrócił do bramki „wojskowych” po raz pierwszy od połowy lutego. Lech zaczynał powoli nabierać rozpędu, lecz w 78 minucie mecz został wstrzymany, bo sfrustrowani kibice z „Kotła” rzucili na boisko race. Grę szybko jednak wznowiono, a „Kolejorz” nie zwalniał tempa. Najlepszy w ich drużynie Joel Pereira dostał futbolówkę przed polem karnym, miał dużo czasu i rewelacyjnie przymierzył, dając zespołowi kontakt. Asystował mu Nika Kvekveskiri, który dał dobrą zmianę, ale to było za mało. Legia wygrała i wskoczyła na najniższy stopień podium!

Piotr Tubacki