Sport

Nie tylko bieganie po górach

Z lamusa

Przygotowania do sezonu pół wieku temu miały innych przebieg i charakter niż ma to miejsce obecnie. Fot. Jerzy Bydliński/„Sport”


Nie tylko bieganie po górach

Pół wieku temu przygotowania do rundy wiosennej były… ciekawsze niż teraz!


Za piłkarzami i sztabami szkoleniowymi koniec okresu przygotowawczego do drugiej części sezonu. Był krótki i dynamiczny. Większość ekstraklasowych drużyn treningi po świąteczno-noworocznej przerwie wznowiła w poniedziałek 8 stycznia. Potem prawie wszyscy, bo 14 z 18 ekstraklasowych ekip + 8 pierwszoligowych klubów, polecieli do Turcji na zimowy obóz i serię gier z zagranicznymi rywalami.


Dawał im wycisk

A jak było zimą 1974 roku? Czy naszym ligowcom w siermiężnym czasie PRL-u towarzyszyły tylko sztanga i długie bieganie po górach po pas śniegu? Nic bardziej mylnego! Część drużyn w epoce sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka wyjeżdżała na przygotowania jeszcze dalej niż teraz nasi ligowcy!

Przede wszystkim trzeba podkreślić, że zimowa przerwa trwała wtedy nie jak teraz 51 dni, a równo trzy miesiące. 15. kolejka tak udanego dla polskiej piłki sezonu 1973/74 rozegrana została 8 grudnia 1973. Wznowienie nastąpiło na początku marca, po 91 dniach.

Jak się rzekło, niektórzy nasi ligowcy mieli wtedy atrakcyjniejsze wyjazdy niż teraz. Przykładem jest Górnik Zabrze, który do wiosny 1974 przygotowywał się w… Afryce. Drużyna na zagraniczne zgrupowanie pojechała najpierw do Egiptu, a potem do Libii. To był czas współpracy krajów tzw. Bloku Wschodniego z krajami arabskimi.

Inaczej niż inni do rozgrywek musiał przygotowywać się mistrz rundy jesiennej i późniejszy mistrz Polski Ruch Chorzów. „Niebiescy” grali pierwszą część sezonu dłużej niż pozostali, w zasadzie prawie jak teraz. Skończyli jesień udanym meczem w 1/8 Pucharu UEFA z Honvedem Budapeszt 12 grudnia 1973. Efektowna wygrana aż 5:0 dała awans do ćwierćfinału europejskich rozgrywek. W styczniu drużyna prowadzona przez Michala Vicana poznała rywala w walce o 1/2, a był nią silny wtedy Feyenoord Rotterdam, zresztą późniejszy triumfator tamtych rozgrywek. „Niebieskim” jednak o mało co nie dał rady, wygrywając dopiero po dogrywce!

Chorzowianie trenowali wtedy na swoich obiektach, a także na Stadionie Śląskim, gdzie w salce gimnastycznej odbywały się rano, już o godz. 8.45, ćwiczenia ogólnorozwojowe. Wszystko z obciążeniem i na popularnym Atlasie. Nie brakowało też oczywiście popularnego wtedy przerzucania sztangi. Treningi pod okiem słowackiego szkoleniowca do najłatwiejszych nie należały… Mówił nam o tym swego czasu jeden z najlepszych wtedy zawodników Ruchu, świetny napastnik Joachim Marx.

– Na pierwszym zgrupowaniu poranny trening był jeszcze przed śniadaniem o godzinie 7. Z żadnym polskim trenerem tego nie przechodziliśmy. Od razu było bieganie i las. O 11 drugi trening, a o 17 trzeci. Myśleliśmy, że umrzemy na boisku. Tak było przez dwa tygodnie. Potem, jak zaczęły się rozgrywki, to nawet w dniu meczu trenowaliśmy rano. My nie byliśmy do tego przygotowani, nie było sił. Do tego trener nie był łatwym człowiekiem, miał ciężki charakter, był niedostępny. W pewnym momencie doszło do rewolty. Spotkaliśmy się razem, działacze, trener i my piłkarze. Wyjaśniliśmy sobie pewne rzeczy, on się trochę zmienił – wspominał Marx.

Warto dodać, że sezon 1973/74 był szczególnych dla Ruchu – wspomniany ćwierćfinał Pucharu UEFA, a także na koniec mistrzostwo i Puchar Polski. To był ostatni taki wielki sezon „Niebieskich”.


Metoda startowa nie pomogła

Jak było z innymi ligowymi szaraczkami, nie tak silnymi wtedy jak przykładowo Ruch czy Górnik, który został wtedy wicemistrzem Polski, trzy punkty za swoim wielkim rywalem? „Sport” w bardzo ciekawym wtedy cyklu artykułów „Forma w górę” przedstawiał, jak przygotowania wyglądały w ligowych drużynach. Poszczególne zespoły były odwiedzane przez czołowe pióra katowickiej gazety, jak Janusz Jeleń, Andrzej Gowarzewski czy Jan Fiszer. O tyle było łatwiej, że aż 6 z 16 ekipy było z Górnego Śląska, było też Zagłębie Sosnowiec, do tego opolska Odra i drugie Zagłębie, te z Wałbrzycha. Pożegnało się wtedy ono z I ligą (ekstraklasą) po sześciu latach i już do niej niestety nie wróciło. Teraz to ledwie wałbrzyska A-klasa. A zimą 1974? Były nadzieje, że Zagłębie powalczy po nieudanej jesieni. Do rozgrywek zespół przygotowywał się w stolicy polskich Tatr, czyli w Zakopanem, w ośrodku wypoczynkowym kopalni „Thorez”. Na obozie było 23 zawodników. Przeciętna wieku niska, bo 24,4 lat. Przygotowania były intensywne. W lutym wałbrzyszanie wyjechali na obóz na Węgry na zaproszenie innego górniczego klubu, Salgotorjan, a potem jeszcze udali się na wyjazd do Czechosłowacji. Rozegrano kilkanaście gier sparingowych, ale ta metoda startowa niewiele dała, bo ligę Zagłębie skończyło na ostatnim miejscu z 22 punktami. Do utrzymania zabrakło pięciu „oczek”.


Kłopoty Polonii

Przeglądając tekst sprzed pół wieku nie można nie odnieść wrażenia, że pewne rzeczy się nie zmieniają z upływem lat. Ot, Polonia Bytom i jej kłopoty z boiskową infrastrukturą. Jak z wszystkim mieliśmy do czynienia pół wieku temu, tak jest niestety i teraz. Klub z siedzibą przy ulicy Olimpijskiej odwiedzili wtedy Andrzej Gowarzewski i Stefan Riedel. W tekście o Polonii cytowali słowa kierownika drużyny Tadeusza Petryszkiewicza. Mówił on reporterom „Sportu” odnośnie bazy treningowej, a raczej jej braku w Bytomiu, tak: – To najistotniejsza sprawa dla działalności Polonii. Gdy nie ma gdzie trenować we właściwych warunkach, nie pomogą najzdolniejsi piłkarze, doskonali szkoleniowcy, wspaniali kibice. Nasza najważniejsza sekcja kołacze się po różnych obiektach – wyjaśniał kierownik Petryszkiewicz.


Zielona murawa w Rybniku

Jedni mieli kłopoty ze zmrożonymi boiskami, czy w ogóle ich brakiem, a u nich murawy były… podgrzewane i zielone! A przecież jeszcze teraz taki obiekt to dla naszych ligowców rarytas. O jakim klubie mówimy? O ROW-ie Rybnik, który sezon 1973/74 skończył na wysokim 6. miejscu. „Rybnicki stadion jest swoistym ewenementem w skali kraju, jednym z nielicznych jeszcze w Europie obiektów z zawsze zieloną murawą. Tajemnica tkwi w ogrzewającej tysiącami metrów przewodów płycie boiska. Niemal bez względu na aurę murawa zieleni się pyszną, wspaniałą trawą” – pisał wtedy „Sport”.

W Rybniku, także i zimą, było wtedy zielono na boisku, ale już nie tak dobrze z resztą rzeczy. Mizerne szatnie, zero odnowy biologicznej… „Piękna murawa, której zazdroszczą wszystkie kluby w kraju, tworzy z mizernym zapleczem niezbyt chwalebny kontrast” – można było przeczytać wtedy w naszej gazecie. Dodajmy, że jednym z liderów rybnickiej drużyn był wtedy nie kto inny, jak zmarły pod koniec stycznia Eugeniusz Lerch. Ten „łowca bramek” miał ich wtedy na koncie 105, większość zdobytą oczywiście w Ruchu w latach 60. Wiosną 1974 dorzucił jeszcze dwie bramki. Był pełen nadziei przed rundą rewanżową. – Bardzo dobrze przyjęli się w zespole młodzi: Lorens i Wita, a gdy nadal będą solidnie trenowali, wróżę im dużą przyszłość – mówił wtedy 35-letni już napastnik, który kończył ligowe granie.

Na koniec wspomnijmy o zagranicznych przygotowaniach innych ligowców. Oczywiście głównie w krajach socjalistycznych. Pogoń Szczecin grała przykładowo w NRD z Hansą Rostock, a Wisła Kraków od początku lutego przez 3 tygodnie trenowała w Jugosławii. Dodajmy, że w tym roku na kierunek adriatycki w ekstraklasie zdecydował się tylko lider tabeli Śląsk Wrocław.         


Michał Zichlarz

 


W cyklu artykułów „Forma w górę” nasza gazeta przedstawiała zimowe przygotowania ligowców w 1974 roku.