Drużynę Michała Pietraczyka czeka dziś bardzo ważny mecz... Fot. Dorota Dusik


Nie pora na emeryturę

Michał Pietraczyk nic sobie nie robi z 36 lat i nadal jest postrachem obrońców oraz bramkarzy Kuźni Ustroń.


Jeszcze trochę krzepy mi zostało - uśmiecha się napastnik Kuźni, która po rundzie jesiennej zajmowała 11. miejsce w II grupie IV ligi śląskiej, a w tabeli wiosny - mając mecz mniej od rywali z czołówki - plasuje się na 6. pozycji. Po zwycięstwie 5:1 w Lędzinach, zespół dla którego Michał Pietraczyk strzelił gola i w ogólnej klasyfikacji przesunął się na 9. miejsce, dziś o 18.00 rozegra zaległy mecz z LKS-em Czaniec, chcąc zrobić kolejny krok do przodu. - Fizycznie czuję się dobrze i dopóki zdrowie dopisuje, planuję dawać z siebie maksa - podkreśla lider i kapitan zespołu.


Jak oceni pan Kuźnię z rundy wiosennej?


- Jest to drużyna zdecydowanie lepsza niż ta z rundy jesiennej. Przede wszystkim poprawiliśmy grę obronną. Jesteśmy bardziej skoncentrowani pod swoją bramką i choć gramy mocno ofensywnie, a co za tym idzie narażamy się na kontry, to w sumie liczba strzelonych przez nas goli jest zdecydowanie wyższa niż straconych, dzięki czemu wygrywamy. Myślę, że nasz ofensywny futbol może się podobać.


Czy wasza międzynarodowa drużyna ma wspólny język poza boiskiem?


- Kolumbijczyk, Brazylijczyk, Portugalczyk, Ukraińcy, Polacy tworzą „internacional team”, ale na boisku nie mamy problemów z porozumiewaniem się, bo piłkarskie komendy są proste. Poza boiskiem jest hierarchia zawodników, którzy sterują i zarówno Polacy, jak i obcokrajowcy wiedzą kto mówi jako pierwszy. Jest Adrian Sikora, doświadczony i pomocny, więc się od niego uczymy. Ja też wyciągam od niego to co najlepsze i dokładam od siebie, bo zespół jako całość jest podstawą dobrego wyniku.


Które z rozegranych wiosną spotkań uzna pan za najlepsze w swoim wykonaniu?


- Na pewno z Gwarkiem w Ornontowicach będzie w czołówce. Strzeliłem dwa gole, wygraliśmy 4:2, było sporo dobrych akcji, więc mogłem być z tego występu zadowolony, aczkolwiek ja na to tak nie patrzę. Za każdym razem daję z siebie tyle ile mogę i to jest mój główny cel, gdy wychodzę na boisko. O planach trudno mi już jednak mówić. Chciałbym jeszcze pograć, ale rodzina ma też swoje wymagania i nie za bardzo na to pozwala. Treningi i mecze zajmują dużo czasu, więc rodzą się... dyskusje. Do końca tego sezonu na pewno będę grał, a co dalej? Jeszcze nie wiem. Na razie przeciągamy linę.


W jaki sposób człowiek urodzony w Knurowie, a następnie grający w młodzieżowych drużynach Górnika Zabrze oraz w III-ligowym Krasiejowie trafił do klubu z Ustronia?


- Najpierw zamieszkałem w Ustroniu, ale moim pierwszym klubem po przeprowadzce w te malownicze strony, gdzie przeprowadziłem się idąc za głosem serca, przed 14 laty był KS Wisła, z którym wszedłem do IV ligi. W 2016 roku otrzymałem jednak ofertę z Kuźni i także świętowałem z nią awans do IV ligi, w której mam nadzieję utrzymamy się w tym sezonie, choć z powodu reorganizacji nie jest łatwo. Myślę, że to będzie mój ostatni klub.


Co pan robi poza graniem w piłkę?


- Pracuję jako logistyk w firmie w Skoczowie. Mam pracę za biurkiem i choć na moim stanowisku muszę być czasem dyspozycyjny także po godzinach urzędowania, to jednak nie mam problemu z pogodzeniem pracy z grą. Rodzina też się już do mojego trybu przyzwyczaiła, bo z Patrycją doczekaliśmy się dzieci. Julia i Pola nie są piłkarkami. Starsza ma 9, a młodsza 4 lata i obie cały czas zmieniają swoje zainteresowania, a rodzice próbują nadążać i to powoli zaczyna wysuwać się na plan pierwszy.

Jerzy Dusik