Nie muszę się wstydzić
Rozmowa z Grzegorzem Kopernickim, trenerem trzecioligowej Cariny Gubin
Co zadecydowało o waszej wygranej z Pniówkiem 74 Pawłowice?
- Nasza dobra gra (uśmiech). Zapewne oczekuje pan, że wskażę klucz do zwycięstwa 2:1... Wydaje mi się, że była nim zmiana naszego ustawienia w porównaniu do dwóch poprzednich meczów ze Stalą Brzeg i Ślęzą Wrocław. To z pewnością zaskoczyło naszego przeciwnika. Pniówek jest zespołem grającym bardzo fizycznie, a my pod względem fizycznym wytrzymaliśmy trudy tego spotkania. Nie znam jeszcze raportu, ale tak to wyglądało z perspektywy ławki rezerwowych.
Nie ukrywam, że zaskoczyła mnie zmiana, jakiej dokonał pan w przerwie, zdejmując z boiska Dawida Paraszczaka, który bardzo dobrze radził sobie na lewej stronie i desygnując w jego miejsce Rafała Dzidka. Czym była podyktowana ta roszada?
- Nie ma w tym żadnej tajemnicy, były to względy taktyczne. Jak się później okazało, decyzja okazała się słuszna, bo Dzidek zdobył dla nas zwycięską bramkę.
Kontuzja Wiktora Nahrebeckiego jest bardzo poważna. Widziałem, że po zakończeniu spotkania wyraźnie utykał...
- W tej chwili nie mogę nic sensownego powiedzieć na ten temat, musimy poczekać na szczegółowe badania. Może to być jednak poważny uraz, ponieważ ucierpiał jego mięsień dwugłowy. Oby nie było to zerwanie, a jedynie naciągnięcie.
Pracuje pan z piłkarzami Cariny ponad cztery lata, bo od 8 kwietnia 2020 roku. Co pa uważa za swój największy sukces w tym okresie?
- Myślę, że kilku osiągnięć nie muszę się wstydzić. Awans do 3. ligi w sezonie 2020/21, 5. miejsce w niej w sezonie 2022/23, zwycięstwo w Pucharze Polski na szczeblu okręgu i awans do 1/8 finał rozgrywek centralnych, w których z Piastem Gliwice.
Jaki cel wam przyświeca w bieżących rozgrywkach? Tylko walka o utrzymanie, czy może mierzycie zdecydowanie wyżej?
- Chcielibyśmy jak najszybciej zapewnić sobie utrzymanie i na mecie zameldować się w środku tabeli. Walka do ostatniej chwili o pozostanie na tym szczeblu to nic przyjemnego.
O awansie na razie nie myślicie?
- Nie, ponieważ nie mamy - przynajmniej na razie - żadnych argumentów sportowych i organizacyjnych. Wiadomo, że to pieniądze napędzają koniunkturę. W tej chwili czekamy na rozpoczęcie budowy nowego stadionu. Projekt był już dwa razy zmieniany, właśnie powstaje trzeci, więc wszystko rozciąga się w czasie.
W tym sezonie dysponuje pan lepszą drużyną niż w poprzednich rozgrywkach?
- Muszę odpowiedzieć twierdząco. Przede wszystkim jest progres ilościowy. W poprzednim sezonie miałem w kadrze 16 zawodników przygotowanych do gry na tym poziomie, teraz jest ich 24. Przepraszam, na razie tylko 22, ponieważ Brazylijczyk Elorhan Matheus i Japończyk Takato Sakai nie zostali jeszcze potwierdzeni do rozgrywek. Ale to i tak jest znaczący postęp w porównaniu do poprzedniego sezonu.
Sprawdziłem, że karierę piłkarską zakończył pan dopiero w 2018 roku w Sparcie Grabik. Przez kilka lat łączył pan grę z pracą szkoleniowca, bo Promień Żary prowadził pan od 12 lipca 2013 roku, a potem była Sprotavia i Dozamet Nowa Sól. Nie miał pan problemów, by to wszystko pogodzić?
- Nie, ponieważ była to czysta rekreacja, a nie poważne granie w piłkę. Wspomniana przez pana Sparta Grabik, w której grałem przez kilka lat, walczyła w „okręgówce” i w klasie A. To była gra dla przyjemności, żadne pół-zawodowstwo.
Rozmawiał Bogdan Nather