Sport

Nie można nagradzać za cwaniactwo

Rozmowa z Marcinem Szulcem, przewodniczącym Kolegium Sędziów PZPN

Praca arbitrów – w tym przypadku Bartosza Frankowskiego – budzi wiele emocji wśród piłkarzy. Fot. Tomasz Folta / Press Focus

Komunikat wydany przez Kolegium Sędziów PZPN jeszcze w niedzielny wieczór nie wymienia nikogo z nazwiska. Rozumiem, że sprawa nie ogranicza się wyłącznie do Bartosza Frankowskiego, ale także asystentów pracujących na VAR-ze?

- Dotyczy to – jak napisaliśmy w komunikacie – „sędziów, którzy są odpowiedzialni za podjęcie decyzji”. Będziemy jeszcze analizować z klipu VAR-owego całą komunikację wewnątrz zespołu sędziowskiego. Wstępną diagnozę tej sytuacji mieliśmy już w niedzielę, dlatego zareagowaliśmy tak szybko.

Kiedy VAR wchodził do polskiej piłki – co generalnie wywoływało zachwyt środowiska, często powtarzałem argument, że niezależnie od tej technologii, ostateczna decyzja i tak zależna będzie od interpretacji człowieka. I może być błędna. Mecz w Zabrzu był tego jaskrawym przykładem.

- No tak, bo to ludzie używają VAR-u. Więc nie będzie on idealnym antidotum na wszystkie pomyłki, skoro pojawia się i w nim czynnik ludzki. Natomiast – co chciałbym przypomnieć z całą mocą – VAR ma dotyczyć tylko i wyłącznie oczywistych, klarownych pomyłek sędziów, a nie sytuacji kontrowersyjnych, dyskusyjnych, w których może istnieć kilka – a co najmniej dwie – rozbieżnych opinii. Za taką oczywistą pomyłkę uznaję tę z meczu Górnik – Jagiellonia. VAR jest po to, żeby taką sytuację naprawiać. Niestety, w tym przypadku nie dał rady tego zrobić.

Jak pan odebrał tą ubiegłotygodniową wypowiedź pana sędziego Marciniaka? Sugerował w niej, że są karne, które nie powinny być podyktowane. Ale są, bo taki jest nacisk opinii publicznej, ekspertów, komentatorów.

- Mogę w odpowiedzi na to pytanie odwołać się do mojej – zakończonej już czternaście lat temu – przygody sędziowskiej. Między ówczesną „nieostrożnością”, o której mówią „Przepisy Gry”, a wskutek której sędzia przyznaje faul, a dzisiejszą „nieostrożnością” nie można postawić znaku równości. Dziś oko kamery jest zdecydowanie lepsze, wyłapujące sytuacje trudne do zauważenia dla ludzkiego oka. I w tym kontekście rozumiem tę wypowiedź Szymona, który wskazał na czasami bardzo „miękkie” upadki zawodników. VAR spowodował, że kontakty między zawodnikami na murawie – te, w których może interweniować, a więc w polu karnym - są bardziej widoczne.

Natomiast w tym momencie mamy do czynienia z sytuacją, w której identyczny kontakt między zawodnikami poza polem karnym i w jego obrębie potraktowany będzie zupełnie inaczej! Poza „szesnastką” nie zostanie odgwizdany rzut wolny, w „szesnastce” - po interwencji VAR-u – arbiter podyktuje karnego!

- Nie ma dwóch identycznych kontaktów czy sytuacji między zawodnikami. Sam rzut karny nie może być nagrodą za cwaniactwo, tylko karą dla drużyny przeciwnej za realnie popełnione przewinienie. I ma być ten faul jasny i klarowny. Rzecz jasna musimy zachowywać spójność artykułu 12 „Przepisów Gry” („Gra niedozwolona i niewłaściwe zachowanie” - dop. aut.) w naszej pracy na boisku. Ważna jest dla nas świadomość po stronie trenerów oraz zawodników, dlatego chcemy o tym z nimi rozmawiać. Są sytuacje, kiedy jeden faul jest bardziej „miękki” od innego, ale cały czas mieszczą się one w kategoriach przewinienia, które musi być przerwane gwizdkiem sędziego.

Rozumiem. Ale czy w przypadku takich „miękkich” fauli w polu karnym zawsze niezbędna jest interwencja VAR-u?

- Przede wszystkim pamiętajmy, że VAR musi sprawdzić każde zdarzenie w polu karnym, które ma znamiona jakiegokolwiek złamania „Przepisów Gry” m.in. faule. Najważniejsze, żebyśmy pilnowali właściwego poziomu interwencji VAR. To jest w tej chwili jeden z naszych głównych celów. Będziemy o tym rozmawiać na zbliżających się szkoleniach sędziowskich. Ale także - jak powiedziałem wcześniej – chcemy o tym rozmawiać i z trenerami, i z zawodnikami. Wiele rzeczy w tej materii zależy właśnie od samych piłkarzy i trenerów. Niektóre zmiany powinny pochodzić właśnie stamtąd. Niech takim najprostszym przykładem będą symulacje.

Za chwilę dojdziemy do sytuacji, w której w każdej drużynie będzie jeden czy dwóch specjalistów od tego, żeby ładnie nogę włożyć przed nogę obrońcy i sprowokować VAR do interwencji!

- Miewaliśmy już sytuacje, że zawodnicy celowo dłużej leżeli na murawie i - na przykład - trzymali się za głowę, bo być może coś sędzia VAR znajdzie. Tego nie chcemy! Chcemy walki, ale i zachowań fair ze strony zawodników wobec swoich rywali. Druga rzecz: chodzi o to, by sędziowie – czy to na boisku, czy na VAR-ze - właściwie rozumieli daną sytuację. To, czy kontakt, który nastąpił między zawodnikami, ma realny wpływ na możliwość poruszania się „poszkodowanego”. Powtórzę: najważniejsze jest to, żebyśmy przestrzegali poziomu interwencji i stosowali go jednakowo we wszystkich meczach.

Kilka tygodni temu w przestrzeni publicznej wywiązała się też dyskusja na temat tego, czy sędziowie nie są przemęczeni nadmiarem obowiązków?

- Trzeba pamiętać, że sędziowie prowadzący mecze w ekstraklasie w zdecydowanej większości są sędziami zawodowymi, więc jest to ich praca. Niemniej bierzemy pod uwagę odległości, które pokonują – tak, by nie delegować ich na odległe od siebie mecze dzień po dniu, by mogli złapać świeżość i się zregenerować. Również zwiększając liczbę sędziów z uprawnieniami VAR albo uprawnieniami do prowadzenia meczów ekstraklasy na murawie spowodujemy, że będą oni mieli co jakiś czas przerwę w rozgrywkach, która bynajmniej nie będzie związana ze złym prowadzeniem zawodów. Po prostu większa liczba arbitrów będzie zapewniała nam większe możliwości obsadowe. Natomiast trzeba pamiętać, że w procesie szkoleniowym nie jesteśmy w stanie wyszkolić sędziego w rok lub w dwa lata. To proces żmudny i czasochłonny.

Niedzielny błyskawiczny komunikat Kolegium Sędziów po błędzie w meczu Górnik – Jagiellonia to nowy element. Czy będzie standardem? I czyn należy go wiązać z pana obecnością na czele tej instytucji?

- Każdy szef Kolegium Sędziów ma swój sposób zarządzania. Uważam, że niekiedy komunikat może być potrzebny. Wierzę, że będzie bardzo, bardzo rzadko redagowany.

A jak pan przyjął publiczne przeprosiny, jakie wystosował pan Frankowski, między innymi przed kamerą?

- Przede wszystkim chciałbym, aby sędziowie rozmawiali ze mną i mnie tłumaczyli swoje decyzje. Chciałbym też, żeby przeprosiny wobec klubów były ograniczone, albo żeby w ogóle nie miały miejsca. Jeśli sędzia popełni błąd – wówczas taką wiadomość otrzymuje od nas jeszcze przed ukazaniem się jakiegokolwiek komunikat - rozumiem, że źle się z tym czuje. Zgodnie z przepisami – może publicznie wyjaśnić przyczyny podjęcia konkretnej decyzji. A przeprosiny? Nas, co do zasady, nikt nie przeprasza za niewłaściwe zachowania – mam na myśli drugą stronę, czyli zawodników lub trenerów, którzy np. nieodpowiednio zachowują się w strefach technicznych i przy ławkach rezerwowych.

Wiemy już, że sędziowie meczu Górnik – Jagiellonia nie będą na razie obsadzani. A kiedy spodziewać się można ostatecznej decyzji władz Kolegium co długości owego odsunięcia od sędziowania?

- Będę w kontakcie z sędziami tego meczu, więc będę widział i czuł jak wygląda ich sfera mentalna – bo do tej fizycznej nigdy nie było zastrzeżeń. Natomiast decyzji, jak długo potrwa okres, w którym nie będą wyznaczani do pracy, nie będziemy komunikować. W tym aspekcie proszę o zaufanie do mojej osoby. To moja rola – oraz moich współpracowników w prezydium – żeby przywrócić sędziów do obsady, gdy będą na to gotowi. Każdemu z nas zależy na tym, żeby błędów nie było, a mnie przede wszystkim.

Rozmawiał

Dariusz Leśnikowski

Marcin Szulc, przewodniczący Kolegium Sędziów PZPN. Fot. Norbert Barczyk / Press Focus