Nie można dalej milczeć
Rozmowa z mecenasem Grzegorzem Jaworskim, byłym wieloletnim przewodniczącym rady nadzorczej Piasta Gliwice
- Co z nami dalej? - zdaje zastanawiać się Jakub Czerwiński, który z Piastem zdobywał mistrzostwo Polski w 2019 roku.
Piast osunął się właśnie na ostatnie miejsce w tabeli ekstraklasy. Jak duży to problem?
- Jest to wielki problem dla wielu ludzi zaangażowanych w kibicowanie w Gliwicach. Przecież jeszcze nie tak dawno mogli cieszyć się z mistrzostwa, a teraz oglądają upadek tego klubu i ostatnie miejsce w tabeli.
Jakie błędy zostały popełnione?
- Problem tkwi w tym, że w czerwcu 2024 roku po wygraniu wyborów na prezydenta Gliwic przez panią Katarzynę Kuczyńską-Budkę nagle okazało się, że... trzeba ratować Piasta! Pani Budka ogłosiła to na jakimś briefingu. Wszyscy się pytali przed kim ona tego Piasta chce ratować... Piast przez ostatnie dziesięć lat był bardzo dobrze zarządzany, osiągał sukcesy zarówno sportowe, jak i ekonomiczne, finansowe. Za zawodników, którzy przychodzili do Piasta za nieduże pieniądze albo nawet za darmo, uzyskiwaliśmy bardzo dobre wpływy do klubu.
Przed kim więc pani prezydent Piasta chciała ratować? Chyba przed mniejszościowym akcjonariuszem, bo zostaliśmy odwołani z rady nadzorczej we wspomnianym czerwcu. Pani Budka powołała własną, jak i własnego prezesa. Pytałem o kompetencje, usłyszałem zdanie, że... "oni się nauczą". Uważała, że zarządzać klubem piłkarskim ekstraklasy nie jest takie trudne - trzeba im tylko dać szansę i czas. Uważam więc, że ten ruch, wprowadzenie do klubu totalnych amatorów, którzy uczą się na żywym organizmie, spowodowało, że ten klub zaczął pomału się rozpadać...
Drugim istotnym czynnikiem było sprowadzenie do klubu dyrektora sportowego Łukasza Piworowicza. To człowiek, który został sprowadzony jako wielki autorytet, znawca piłki nożnej. Tymczasem to on odpowiada za całość zamieszania, jeśli chodzi o pion sportowy.
Transfery wyróżniających się piłkarzy Piasta - Mosóra, Ameyawa - do Rakowa Częstochowa zostały przedstawione jako sukces klubu. Zgadza się pan z tą opinią?
- Chyba żarty pan sobie robi, panie redaktorze (uśmiech). Ci piłkarze, podobnie jeszcze jak Arkadiusz Pyrka, przyszli do naszego klubu jako nastolatkowie i w Gliwicach uczyli się piłkarskiego rzemiosła. Stawali się w Piaście coraz lepsi. W 2024 roku grali w pierwszym składzie, razem z nimi graliśmy jeszcze w półfinale Pucharu Polski z Wisłą Kraków, była szansa, że tą drogą trafimy do europejskich pucharów. Za wygranie Pucharu Polski było 5 milionów. Ustaliliśmy z trenerem Vukoviciem, że nie będziemy osłabiać drużyny, spróbujemy powalczyć o puchar i dopiero latem usiądziemy do rozmów. Nie udało się ostatecznie w PP, przegraliśmy w Krakowie 1:2, choć do tej pory nie wiem, jak to się stało. Niemniej piłkarze, o których mówimy, stali się uznanymi zawodnikami. Mieliśmy precyzyjne plany transferowe, ale wtedy wkroczył pan Jarosław Zięba, wiceprezydent Gliwic. Postanowił, że to on będzie teraz rozdawał karty w klubie. Zmieniona została rada nadzorcza, która wybrała nowego prezesa. Prezes zatrudnił nowego dyrektora, a dyrektor zatrudnił - choć nie od razu - nowego trenera. Mam wrażenie, że pan Piworowicz bał się, tak po prostu zwolnić trenera Vukovicia. Trener zachował się bardzo elegancko; wypełnił swój kontrakt do końca. Dograł sezon, skończył go na bezpiecznym dziesiątym miejscu, mimo że próbowano mu wpychać do składu różnych dziwnych zawodników, a potem odszedł, bo - jak słyszałem nie mógł porozumieć się z dyrektorem sportowym.
Mosór czy Ameyaw mogli zostać sprzedani drożej?
- Oczywiście, mamy dokumenty, mamy maile. W międzyczasie naszym tematem transferowym numer jeden stał się Arek Pyrka, który bardzo dobrze się rozwijał, grał w kadrze U-17, U-18, U-19. Wydawało się, że na tym zawodniku klub zarobi najwięcej pieniędzy. Tymczasem tego gracza prezes do spółki z dyrektorem próbowali zniszczyć delegując go do IV ligi, do rezerw Piasta. To jest jakiś skandal. Trenerzy kadry młodzieżowej wydzwaniali do klubu z pretensjami. Skarżyli się w PZPN: jak można zawodnika, który jest reprezentantem juniorów, pokazuje dobrą formę, odsyłać do rezerw tylko dlatego, że nie chciał pójść do Rakowa? To zmarnowany czas, ale i zmarnowane pieniądze, płaciliśmy mu przecież tak jakby grał w ekstraklasie... Oferty za Pyrkę były na poziomie 2,2 mln euro... Nieładnie mówiąc to był nasz sztandarowy towar.
Kiedy Piast zdobywał mistrzostwo Polski miał do dyspozycji znacznie mniej pieniędzy niż dziś, kiedy jest na ostatnim miejscu w tabeli. Jak pan to wytłumaczy?
- Z kręgów związanych z panią prezydent dowiadujemy się, że klub miał wielkie długi, zobowiązania, które musiały zostać uregulowane. Do tej pory czekamy więc na wyniki audytu, który miał być zrobiony zaraz po naszym odejściu.
Czyli wyników audytu jeszcze nie ma?
- Podobno są, ale... nikt ich nie widział. Radni mieli podobno prawo się z nim zapoznać, ale nie wiem czy to zrobili. Podobno były długi, o których nikt nie chce mówić, nikt nie wie co się stało. Jestem tym bardzo zdziwiony, bo przecież w radzie nadzorczej klubu zasiada teraz pani Agnieszka Dylewska, wiceprezydent Gliwic, poprzednio skarbnik miasta. Rozumiem więc, że finanse i rozliczenia nie są jej obce. Wydaje mi się, że jak taka osoba wchodzi do rady nadzorczej, to po to, żeby pilnować finansów, żeby nie dopuszczać do marnotrawienia pieniędzy, czy dopuszczania do jakichś nierozważnych zakupów transferowych. Jest jeszcze w radzie nadzorczej pani Agnieszka Leszczyńska, która jest w urzędzie miasta kierowniczką nadzoru nad spółkami miejskimi, która działała bardzo szczegółowo w poprzedniej kadencji, za poprzednich prezesów. Oni co chwilę musieli pisać jakieś wyjaśnienia, jakieś sprawozdania dla pani Leszczyńskiej. Rozumiem, że teraz ma pełną wiedzę na temat sytuacji Piasta, jego finansów, o tym co się w klubie dzieje. Nie widać jednak, żeby ktoś z miasta w obecnej sytuacji klubu stwierdził: "jest źle, będziemy robić coś nowego". Jest przekaz, że wszystko jest super.
Tymczasem poważnie trzeba brać pod uwagę, że Piast po tym sezonie spadnie z ekstraklasy. Czy spadek dla takiego klubu jak Piast oznaczałby "mroczną noc"?
- Przy tej władzy w Gliwicach i przy takim podejściu do zarządzania klubem, może się okazać końcem tego klubu.
Aż tak?!
- Przelecieć przez pierwszą i drugą ligę jest bardzo łatwo... Są wielkie kluby, większe od Piasta, które po spadku nie potrafią do tej ekstraklasy wrócić. Spadek byłby dla Piasta klęską... A co dalej? Pobyt w ekstraklasie daje poczucie bezpieczeństwa finansowego, pieniądze z praw medialnych w ekstraklasie są niebagatelne, są podstawową bazą, dla każdego klubu, który tam gra.
Jako przewodniczący rady nadzorczej Piasta współpracował pan z Waldemarem Fornalikiem czy Aleksandarem Vukoviciem. Jak pan ocenia obecnego trenera Maxa Moldera?
- To jak ja go oceniam to jedno, ale to jak ocenia go środowisko złożone z ludzi, którzy znają się na piłce - działacze, właściciele klubów - to drugie. To jest jakaś groteska... Słyszałem, że został wybrany spośród setki trenerów, bo ma taką samą wizję rozwoju jak obecne władze Piasta. Czyli: nie wiemy właściwie jaką oni mają wizję, ale Molder ma taką samą wizję jak oni (uśmiech). Sam nie znajduję argumentów za tym, żeby takiego trenera zatrudnić. Mnie przeraża, że trener Molder stoi przy linii bocznej podczas meczów i nie potrafi powiedzieć zawodnikom co robią źle. Klaszcze, robi jakieś dziwne miny, ruchy, a na końcu okazuje się, że zawodnicy sami muszą wymyślić jak mają grać. Kontrakt jest podpisany na trzy lata. Słyszę, że jest pomysł zmiany trenera, ale co się stanie z tym kontraktem? Czy pan Molder przejmie czwartoligową drużynę rezerw Piasta i tam będzie trenował? Nie wiem.
W tym roku Piast świętuje 80-lecie. To dobry pretekst, żeby wszystkie środowiska związane z klubem zjednoczyły się i działały dla jego dobra . Był pan zaproszony na jubileusz?
- Oprócz tego, że od 50 lat jestem kibicem Piasta to działałem tylko w jego radzie nadzorczej. Była uroczysta akademia, wręczanie odznak i jakoś nikt w jej trakcie się nie zająknął o Piotrze Wieczorku, zmarłym byłym wiceprezydencie, który był twórcą odrodzenia tego klubu, od czasów gdy startował od nowa w B klasie. Piotr nie żyje, ale jest przecież jego rodzina - żona, dzieci. Inne faux pas - nikt nie podziękował Zbyszkowi Kałuży, udziałowcowi klubu za to, co dotychczas dla klubu zrobił, który poświęcił dziesięć lat życia, który duże pieniądze dokładał do Piasta, osobiście angażował się w to, żeby Piast się rozwijał. Trochę żenada, ale obecne władze klubu orazmiasta lubią bawić się w swoim towarzystwie.
Ale pan na Piasta się nie obraża. W klapie marynarki widzę znaczek.
- Kupiłem go i zacząłem się zastanawiać: dlaczego ten znaczek jest... czarny? Czy to jakaś przepowiednia trudnych czasów dla tego klubu? Andrzej Sługocki, spiker Piasta związany z nim od kilkudziesięciu lat napisał, że w tym klubie musi nastąpić tsunami. Mam apel do wszystkich ludzi, którzy ten klub kochają od kilkudziesięciu lat: nie można dalej milczeć. Nie można siedzieć z założonymi rękami. Trzeba coś robić. W Gliwicach jest wielu mądrych, odpowiedzialnych ludzi, którzy są w stanie temu klubowi pomóc.
Rozmawiał Paweł Czado
Cały nagrany wywiad na www.dzienniksport.com.pl
