W meczu z Kecskemeti Ruchowi nie zabrakło ambicji, sytuacji czy... urazów. Fot. Ruch Chorzów/niebiescy.pl


Nie ma przypadku

Remis z wicemistrzem Węgier ujmy nie przynosi, choć trener Janusz Niedźwiedź wie, które elementy gry wymagają poprawy.

 

Czy się stoi, czy się leży, remis z Ruchem się należy. Licząc ostatnie dwa sparingi - czy jak woli mówić trener Niedźwiedź - mecze kontrolne, „Niebiescy” zremisowali 6 spotkań z rzędu. Były podziały punktów w lidze z Koroną, Cracovią, Zagłębiem i ŁKS-em, a już w 2024 roku z walczącą o utrzymanie w II lidze Polonią Bytom i we wtorek z wicemistrzem Węgier, Kecskemeti. - Będę powtarzał, że jeśli nie wygrywamy, to nie ma pełnego zadowolenia - komentował remis 1:1 Janusz Niedźwiedź.

 

Czasami za dużo

Ruch rozpoczął obóz w Beleku od siłowni, w której zajęcia przyspieszono o jeden dzień z powodu... deszczu utrudniającego zajęcia na boisku. Kiedy wróciła pogoda, piłkarze wyszli na murawę i początkowo koncentrowali się przede wszystkim na zachowaniach w defensywie. W dalszej kolejności trenowany był pressing, a potem ofensywa, również wychodzenie spod pressingu - jakże istotny element filozofii trenera Niedźwiedzia. W meczu kontrolnym jedne rzeczy wychodziły Ruchowi lepiej, inne gorzej. - Pracowaliśmy nad pewnymi elementami, które chcieliśmy wypróbować w spotkaniu. Momentami nawet... było ich zbyt dużo, ale chcieliśmy się sprawdzić z tym przeciwnikiem, bo trening i mecz to różnica. Z wielu aspektów jestem zadowolony, ale wciąż mamy jeszcze kilka rzeczy do poprawy - podkreślił szkoleniowiec 14-krotnych mistrzów Polski.

 

Szanse Hurasa i Szczepana

Pierwszego gola na tureckim zgrupowaniu zdobył dla Ruchu Miłosz Kozak. Strzelił w swoim stylu - łamiąc akcję na lewą nogę i „zawijając” piłkę w dalszy róg. - W drugiej połowie była bardzo podobna sytuacja Mike'a Hurasa, ale bramkarz obronił. Potem był rzut rożny i Daniel Szczepan uderzył głową, lecz golkiper znowu zaliczył świetną interwencję. Szkoda, że nie zakończyło się to golem, bo byłoby to dobre zwieńczenie wykonanej pracy - ocenił Niedźwiedź, który szanował nieznanego szerzej w Polsce rywala. - To był mocny przeciwnik. Liga węgierska nie należy do najsłabszych, a ten zespół nie jest na ostatnim miejscu w tabeli. Zwracaliśmy uwagę, że trzeba wykazać się dużą intensywnością - nie tylko biegania, ale również myślenia. Na tle tego rywala zaprezentowaliśmy się z dobrej strony. Teraz pracujemy dalej - powiedział trener.

 

Niebieski tort

Co ciekawe, choć było to tylko spotkanie sparingowe, Ruch podszedł do niego w pełni profesjonalnie. Dokonał możliwie najbardziej szczegółowej analizy przeciwnika, jego formacji i stylu gry. Sprawdzono także... jak gracze Kecskemeti mogą wykonywać rzuty karne, dzięki czemu Dantemu Stipicy łatwiej było go wybronić. - Dante już w lidze pokazał, że jest specjalistą w tym aspekcie. Zawodnicy rywala byli analizowani przed tym meczem, więc wierzyliśmy, że uda mu się obronić „jedenastkę”. Jesteśmy w futbolu zawodowym i nie ma tu miejsca na przypadek, zostawienie czegoś losowi - podkreślił Niedźwiedź, który w dniu meczu... obchodził 42. urodziny. Nie mogło więc zabraknąć gromkiego „sto lat”, tortu z herbem klubu i świeczkami. Jakie życzenie pomyślał sobie trener Ruchu podczas ich zdmuchiwania, można tylko domniemywać.

 

Urazy i kontuzje

Meczu z Kecskemeti w dobrych humorach nie zakończyli Szymon Szymański oraz wspomniany Huras. Ten pierwszy w pierwszej połowie nie dość, że sprokurował karnego, to przy - zdaniem sędziego - nieprzepisowej interwencji został uderzony w twarz i musiał opuścić murawę. Nic mu jednak nie jest i wrócił do treningów. Gorzej wygląda sytuacja z byłym zawodnikiem Stuttgartu, który doznał silnego stłuczenia i na razie wypadł z zajęć. Do treningów z zespołem wrócił z kolei Wiktor Długosz. Nie zagrał w sparingu z powodu przeciążenia kolana. Jutro, w meczu z Dritą Gnjilane, będzie do dyspozycji sztabu. Piotr Tubacki