Nie ma powodów do smutku
Rozmowa z Piotrem Mosórem, byłym zawodnikiem siedmiu ekstraklasowych klubów, którego syn gra w Rakowie Częstochowa.
Fot. Mateusz Porzucek/Pressfocus.pl Ariel Mosór cieszy się z pierwszego gola w barwach Rakowa.
- Jeśli tracisz na pięć kolejek przed końcem dorobek na mistrzostwo Polski, to jest to na pewno powód do niedosytu. A przecież w końcówce sezonu miał przewagę nad Lechem i wszystko w swoich rękach. Z drugiej strony, jest przecież w europejskich pucharach. Teraz trzeba myśleć, żeby w Lidze Konferencji przejść eliminacje, to dla drużyny będzie najlepsza nagroda za cały udany sezon. A smucić się nie ma czym. Rok temu Raków nie był w pucharach, teraz wrócił do nich. Wrócił trener Marek Papszun i zbudował monolit, który do ostatniej minuty walczył o mistrzostwo Polski. Tak trzeba na to patrzeć.
W którym momencie Kolejorz sprzątnął Medalikom zawieszane już na szyjach złote medale?
- Zdecydowanie negatywnie odbił się mecz z Puszczą w Niepołomicach, gdy stracili bramkę i zwycięstwo w 93 minucie. To wtedy częstochowianie podali tlen goniącym im zespołom i tych punktów potem zabrakło. Drugi taki mecz, jaki przychodzi mi na myśl, to mecz z Jagiellonią i okoliczności, w jakich uciekły trzy punkty, czyli porażka po dwóch rzutach karnych. Te dwa mecze zadecydowały o tym, że nie zostali mistrzami Polski. I jeszcze w Szczecinie, gdzie grali w dziesiątkę i też przegrali 0:1, choć mieli w swoich rękach mecz. Trochę za dużo było tych zawalonych meczów, jak się walczy o tytuł.
Bez względu na okoliczności, to jednak trzeba mówić o sukcesie, a nie porażce drużyny?
- Nie wiemy, jakie było podejście klubu. Jakie były przedsezonowe założenia. Jeżeli zespół był budowany pod mistrza Polski, a nie udało się, to teraz trzeba zweryfikować plany i budować od nowa drużynę, którą stać będzie na skuteczną walkę w lidze i w europejskich pucharach. Legia i Jagiellonia pokazały, że można awansować do grupy, a Jaga dodatkowo, że można skutecznie grać na tych dwóch frontach.
Zostawmy już rozgoryczenie właściciela i trenera Papszuna na boku, a odpowiedzmy na pytanie, w czym tkwiła siła Rakowa? Super obrona – to wszyscy wiedzą.
- Na pewno miał bardzo dobrego, młodego bramkarza. Na początku nikt nie spodziewał się, że Kacper Trelowski będzie tak dobrze sobie radził, a dla mnie był prawdziwym objawieniem sezonu. Niezły chłopak. Oczywiście defensywa, która z bramkarzem była monolitem. Każdy, kto wchodził do obrony, wiedział, co ma w niej robić. Jak grać. Również siła tkwiła mimo wszystko w jedności zespołu, współpracującego ze sobą w każdej formacji. To również dobra robota całego sztabu szkoleniowego.
Co z przodem? Zgadza się pan z opinią, że trochę ognia jednak brakowało w ataku?
- Mnie też brakowało takiego rasowego napastnika, który będzie w sezonie strzelał 16-17-18 bramek. Takiego prawdziwego killera. Jonatan Brunes strzelił ich 14, ale brakowało z przodu drugiego, podobnego napastnika, który współpracowałby i jednocześnie rywalizował. Na pewno brak Iviego Lopeza, który nie grał w kilku meczach z powodu kontuzji, osłabił siłę uderzeniową Rakowa.
Patrząc na obiekty przy Bułgarskiej, Łazienkowskiej czy na Chorten Arenę w Białymstoku, to stadion w Częstochowie nazwany przez kibiców żartobliwie „kurnikiem”, nie przystaje do sportowego poziomu drużyny. To niezła pułapka czyhająca na zawodników, zwłaszcza zagranicznych, chcących przyjść do Rakowa?
- Oczywiście, że wicemistrzom Polski nie przystoi grać na czymś takim. Wiadomo, właściciel Michał Świerczewski łoży pieniądze na klub, utrzymuje wszystko, mądrze zbudował zespół. Teraz jednak włączyć się powinno miasto, pomóc klubowi i wreszcie wybudować nowy stadion. Nie może wszystko się opierać na panu Świerczewskim i liczyć na to, że za swoje pieniądze wybuduje w Częstochowie nową arenę. Żużlowcy już mają swój stadion, jest przepiękna hala, a brakuje stadionu na 12-15 tysięcy widzów. To byłby obiekt na miarę dzisiejszych wyników, a ten, na którym teraz grają, powinien być obiektem treningowym dla młodzieży.
Zapytam o syna. Jesteście zadowoleni z tego sezonu i zamiany Piasta na Raków?
- Arielowi bardzo dobrze szło do momentu, gdy poważna kontuzja, jakiej doznał w meczu młodzieżowej reprezentacji, wyeliminowała go na jakiś czas z gry. Prawie trzy miesiące pauzował, niedawno wrócił na boisko i wiadomo było, że musi walczyć o miejsce w składzie. Generalnie nie było źle, bo 11 ligowych meczów w pierwszym sezonie w Rakowie zaliczył, ale wiadomo, że zawsze chce się więcej. Poza tym sezon dla niego jeszcze się nie skończył.
Nie skończył?
- Nie, ponieważ mamy jeszcze w czerwcu mistrzostwa Europy, jeśli oczywiście zostanie powołany. Zobaczymy jak spiszemy się na Euro i dopiero wtedy podsumujemy sezon. Jest grupa fajnych zawodników, zobaczymy, co z tego trener Adam Majewski stworzy. Myślę, że mogą powalczyć. W eliminacjach zagrali bardzo fajne dwa mecze z Niemcami. Przegrali na wyjeździe, a mogli już do przerwy zamknąć mecz, a u siebie zremisowali i wywalczyli awans. Tam młody złapał kontuzje. Teraz 1 czerwca zaczynają przygotowania i zobaczymy.
Jak prowadzić syna, który jest dobrym piłkarzem, a jednocześnie porządnym, młodym chłopakiem?
- Prowadzi go menedżer Kamil Burzec
Nie pytam o sportowe prowadzenie...
- Z żoną pracujemy nad tym, by Ariel zawsze był uśmiechnięty. Zadowolony z tego, co ma i przede wszystkim pracował nad sobą. To jest najważniejsze dla nas.
Czyli za sukcesami w karierze zawsze stoi dom rodzinny?
- Jest bardzo ważny. W Warszawie mieszkał z nami. Potem przeprowadził się na Śląsk i mieszkał u mojej teściowej, czyli u swojej babci. A teraz już mieszka sam i musi sobie dawać radę. A my przyjeżdżamy na każdy jego mecz, wspieramy całą rodziną i dopingujemy, by coś w życiu osiągnął.
Rozmawiał Zbigniew Cieńciała
Plany Rakowa
Raków Częstochowa przedstawił plan przygotowań do nowego sezonu. Przewiduje on dwa zgrupowania i pięć sparingów. Podopieczni trenera Marka Papszuna powrócą z urlopów 19 czerwca i do końca miesiąca będą trenować w Częstochowie.
Na 28 czerwca mają zaplanowany pierwszy mecz kontrolny, w którym ich rywalem będzie beniaminek ekstraklasy Bruk-Bet Termalica Nieciecza. Od 30 czerwca do 7 lipca wicemistrzowie Polski będą przebywać na tygodniowym zgrupowaniu w Arłamowie i w jego trakcie zagrają ze słowacką drużyną FK Zeleziarnie Podbrezova (5 lipca). Prosto z Arłamowa 7 lipca udadzą się na drugie zgrupowanie do Holandii. Tam czekają ich trzy kolejne sprawdziany, ale na razie ujawniono tylko jednego ze sparingpartnerów. To wicemistrz Belgii Club Brugge, z którym zmierzą się 11 lipca. Do Częstochowy powrócą dzień później, na tydzień przed inauguracją rozgrywek ekstraklasy.
Piotr Mosór