Nie ma na co czekać
Ulegamy często złudzeniu, że mecze na początku sezonu to coś innego niż te grane w środku czy na końcu rozgrywek.
Jednak punkty w tabeli liczą się tak samo i jeśli zabraknie oczka po ostatniej kolejce, to remis czy porażka z pierwszych spotkań wliczają się w rachunek strat dokładnie w ten sam sposób.
Jan Urban musi się zdobyć na większą odwagę i nastawić zawodników na agresywny odbiór i bardziej ofensywną grę. Na pewno można to wymusić przez wyższy pressing, bo na dziś Górnik gra nisko, a to zaś powoduje, że późno odbieramy piłkę i środkowi pomocnicy są zmuszani do otwierania gry nawet na 20 metrze od swojej bramki. Dziwi ten upór trenera, bo kadra zbudowana na ten sezon ma dużo większe inklinacje do ataku pozycyjnego, a żeby ten przynosił owoce, potrzebne jest posiadanie piłki i zdobywanie przestrzeni. Wielka szkoda, że zabrakło jaj w Poznaniu, co potem przełożyło się na brak pewności siebie w meczu z Puszczą. Wystarczył moment odważniejszej gry i Górnik zdobywał bramki. Dlaczego gramy zachowawczo, skoro nawet obrońcy tacy jak Janża czy Manu Sanchez uwielbiają rajdy do przodu, a stoper Josema potrafi otwierać grę i szuka ofensywnych rozwiązań? Też ciężko mieć pretensje do napastników, skoro za bardzo tych sytuacji w polu karnym nie ma.
Panie trenerze, tu nie ma co czekać na przeciwnika, tu trzeba atakować! Tym bardziej że w erze VAR-u po prostu opłaca się trzymać grę z dala od własnego pola karnego, bo to zmniejsza ryzyko przypadkowego karnego.
Na plus należy zapisać zmiany w strukturze organizacyjnej klubu i gołym okiem można dostrzec pewne ożywienie działu marketingu. Aktywizacja poprzez rywalizację gmin, promowanie strefy kibica w dniu meczowym to bardzo dobre pomysły. Tak samo cieszy wzmocnienie działu skautingu, bo CV nowego szefa może dawać nadzieję, że z tej mąki będzie chleb. Trzeba też mieć świadomość, że struktury są w trakcie budowy i było mało czasu na przygotowanie, a i tak widać kolosalną różnicę. Oby jak najszybciej się to przełożyło na wynik sportowy i finansowy.