Nie ma gwarancji sukcesu
Rozmowa z dr Arturem Grabowskim, pracownikiem Katedry Ekonomii Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach
Dr Artur Grabowski to stały bywalec na stadionie w Zabrzu. Fot. Michał Zichlarz
Nowym prezydentem Zabrza został Kamil Żbikowski. Co to może oznaczać dla Górnika? Przyspieszy, opóźni prywatyzację klubu, czy nie będzie miało raczej wpływu na cały proces? Przypomnę tylko, że poprzednia prezydent, odwołana w maju Agnieszka Rupniewska, do kosza wyrzuciła rozpoczęty proces prywatyzacji przez Małgorzatę Mańkę-Szulik...
- Należy rozróżnić uprawianie propagandy publicznej od czynów. Politycy samorządowi używają licznych frazesów w szczególności, gdy dotyczy to kwestii związanych z prywatyzacją zawodowych klubów sportowych. Od ponad dekady prezydenci różnych miast województwa śląskiego wykorzystywali media do składania różnych deklaracji o tym, jakimi są zwolennikami prywatnej własności. Gdyby uwierzyć w te puste słowa, to dzisiaj tak naprawdę przedsiębiorstwa piłkarskie z naszego województwa stanowiłyby dominującą siłę w ekstraklasie. Obraz jest zgoła odmienny, wystarczy spojrzeć na sytuację Piasta Gliwice czy Zagłębia Sosnowiec. Biorąc pod uwagę wypowiedzi pana Kamila Żbikowskiego, to widzę, że chce wykorzystać szansę, jaką jest zainteresowanie prywatnego kapitału Górnikiem Zabrze i zakończyć wielomiesięczną sagę własnościową. Pan Żbikowski jest zwolennikiem szybkiego dopięcia transakcji na już ustalonych zasadach. Jednakże diabeł tkwi w szczegółach – proces prywatyzacji jest skomplikowany – jednak pierwsze sygnały z magistratu mogą wywołać umiarkowany optymizm.
A ciągłe przeciąganie wszystkiego? Odkładanie całego procesu w czasie?
- Harmonogram prywatyzacji Górnika już kilkukrotnie ulegał przesunięciom, ale jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, finalizacja powinna nastąpić w najbliższych miesiącach, najprawdopodobniej jesienią 2025 roku. Należy jednak pamiętać, że termin „jesienny” jest uzależniony od sprawnego przebiegu pozostałych etapów: finalizacji negocjacji warunków umowy, uzyskania zgody Rady Miasta na zbycie akcji oraz dopięcia wszystkich kwestii prawnych. Innymi słowy, celem jest sfinalizowanie transakcji jeszcze w 2025 roku lub na przełomie 2025/2026, co z punktu widzenia organizacyjnego umożliwiłoby prywatnemu inwestorowi przygotowanie klubu do kolejnego sezonu już w pełni we własnym zakresie. Reasumując: jeżeli nie nastąpi nic nadzwyczajnego, Górnik Zabrze powinien mieć nowego większościowego właściciela najpóźniej z początkiem 2026 roku, a bardzo możliwe że już w końcówce 2025. Taki harmonogram – choć ambitny – wydaje się wykonalny przy obecnej determinacji miasta i inwestora. Dla kibiców oznacza to, że bieżący sezon piłkarski może być ostatnim, w którym Górnik funkcjonuje jako klub miejski; kolejny rok powinien rozpocząć już jako klub prywatny.
Zajmuje się pan zawodowo prywatyzacją piłkarskich klubów, prowadzi pan na ten temat badania. Gdzie leżą największe problemy?
- Prywatyzacja tak zasłużonego dla polskiego piłkarstwa klubu jak Górnik Zabrze to proces złożony i obarczony kilkoma poważnymi wyzwaniami. Na podstawie badań podobnych procesów w innych klubach - m.in. w Cracovii, Koronie Kielce, Śląsku Wrocław - można wskazać kluczowe „rafy”, które trzeba bezpiecznie ominąć w przypadku Górnika.
Jakie są te „rafy”?
- Po pierwsze, zadłużenie i kondycja finansowa klubu – istnieje konieczność osiągnięcia porozumienia, kto i w jakiej części spłaci zobowiązania Górnika: czy miasto weźmie na siebie długi, choćby poprzez pozostawienie ich w spółce miejskiej lub umorzenie części zobowiązań wobec miasta, albo czy też inwestor dokona dokapitalizowania na spłatę długu w zamian za obniżenie ceny zakupu akcji. Bez rozwiązania kwestii długów prywatyzacja może utknąć, bo żadna prywatna firma nie zechce „wrzucić” na start kilkudziesięciu milionów złotych tylko po to, by uregulować stare zaległości zamiast inwestować w rozwój klubu. Negocjacje wokół tego punktu to jedno z najtrudniejszych zadań – od ich wyniku zależy, czy inwestor uzna transakcję za opłacalną i bezpieczną dla siebie.
To nie wszystko. Jest jeszcze kwestia stadionu…
- Tak. Kolejną znaczącą kwestią jest status Stadionu im. Ernesta Pohla i warunki, na jakich klub będzie z niego korzystać po prywatyzacji. Nowy inwestor będzie chciał wynegocjować znacznie korzystniejsze warunki korzystania z obiektu. W idealnych warunkach klub prywatny powinien mieć możliwość czerpania dochodów z dnia meczowego i komercyjnego wykorzystania obiektu, nie tracąc większości przychodów na czynsz. Możliwych rozwiązań jest kilka: długoterminowa umowa najmu za preferencyjną stawkę – na przykład symboliczna złotówka, a klub bierze na siebie koszty bieżącego utrzymania; czy też przejęcie przez inwestora zarządzania stadionem w formie operatora, który w zamian za niski czynsz organizuje wydarzenia i pozyskuje sponsorów stadionowych, albo nawet docelowo wykupienie stadionu lub jego części przez prywatnego właściciela klubu.
Co jeszcze?
- Inne potencjalne „rafy” – poza zobowiązaniami finansowymi i stadionem - to skrupulatne dopełnienie procedur formalno-prawnych, a także struktura transakcji - czyli ustalenie, ile dokładnie akcji kupuje inwestor i na jakich warunkach. Najważniejsze jest, aby uzgodnić strategię finansowania klubu po prywatyzacji – nowy właściciel powinien przedstawić plan inwestycyjny, aby Górnik nie tylko spłacił stare długi, ale też rozwijał się sportowo - transfery, akademia, marketing; ważny jest kapitał i przyciągnie sponsorów, kiedy miasto uwolni klub od balastu zadłużenia i da ulgę na stadionie, wtedy prywatyzacja odniesie sukces. Jeśli zaś którejś z tych kwestii nie dopilnuje się, może nastąpić potknięcie – na przykład przejęcie klubu z ukrytymi zobowiązaniami finansowymi grozi konfliktami po fakcie, a źle sformułowana umowa stadionowa mogłaby ciążyć klubowi przez lata.
Nie ma pan wrażenia, że Lukas Podolski, który ze swoim konsorcjum LP Holding Gmbh ma przejąć 14-krotnego mistrza Polski, zaczyna tonować nastroje w tej kwestii? Chodzi o wypowiedzi odnośnie straty finansowej Górnika, o to, że nie ma się co spieszyć...
- To tonowanie nastrojów wynika z kilku powodów. Po pierwsze, Lukas Podolski jako potencjalny inwestor negocjuje warunki i używa medialnych wypowiedzi, by wywrzeć presję na miasto. Jest to element negocjacji – pokazuje, że nie jest desperatem, który kupi klub za wszelką cenę, tylko poważnym partnerem stawiającym warunki. Taka postawa z biznesowego punktu widzenia jest całkowicie zrozumiała. Po drugie, Podolski zarządza oczekiwaniami kibiców. Jako lokalny bohater i gwiazda, która przyciągnęła uwagę do Górnika, ma świadomość, że fani mogą liczyć na „cud” po prywatyzacji – liczne transfery, walkę o najwyższe cele. Studzi więc te marzenia, mówiąc wprost, że pierwotnie trzeba zainwestować w uzdrowienie klubu, a sukces sportowy przyjdzie dopiero z czasem i ciężką pracą. To szczere postawienie sprawy zapobiega późniejszym rozczarowaniom. Można powiedzieć, że Podolski gra fair wobec kibiców, nie obiecując gruszek na wierzbie. Po trzecie, możliwe że na jego ton wpływają też realia polityczne i proceduralne. Z mojego punktu widzenia, takie tonowanie nastrojów przez Podolskiego to przejaw dojrzałości i realizmu. Lepiej, by kibice poznali wyzwania związane z przejęciem już teraz, niż mieli potem pretensje, że „miała być Liga Mistrzów, a jest walka o utrzymanie”. Podolski zdaje sobie sprawę, że prywatny właściciel nie jest cudotwórcą – żeby klub prosperował, musi mieć zdrowe fundamenty finansowe, a to wymaga czasu i często niepopularnych działań. Jego komunikaty przygotowują grunt pod takie właśnie podejście.
Poprzednie prywatyzacje Górnika kończyły się różnie: przypomnę czasy Stanisława Płoskonia w latach 90., nie mówiąc już o fiasku za czasów Marka Koźmińskiego i TU Allianz z lat 2007-11. Mamy przekonanie, że akurat teraz będzie w tej sprawie lepiej?
- Historia Górnika zna już kilka epizodów prywatyzacyjnych i niestety nie wszystkie zakończyły się happy-endem. Czy więc teraz będzie lepiej? Moim zdaniem są powody by uważać, że obecna próba prywatyzacji ma większe szanse powodzenia niż poprzednie – choć oczywiście nic nie jest pewne na sto procent. Po pierwsze, inwestorem jest osoba o ogromnym ładunku emocjonalnym i symbolicznym dla klubu – Lukas Podolski. To nie jest anonimowy biznesmen czy korporacja nastawiona na szybki zysk. Podolski to człowiek związany z Zabrzem i Górnym Śląskiem emocjonalnie, który na koniec kariery wrócił, by grać dla ukochanego klubu. Tacy inwestorzy są znacznie bardziej skłonni wykazać cierpliwość i wyrozumiałość w trudnych momentach. Po drugie, obecność konsorcjum LP Holding GmbH oznacza znaczne wsparcie dla Podolskiego. Ponadto realnym wydaje się wejście kolejnych firm lokalnych oraz dalszych zagranicznych partnerów biznesowych Po trzecie koniunktura i dojrzałość rynku piłkarskiego. Polskie kluby piłkarskie w 2025 roku funkcjonują w innych realiach niż w 2007 czy 2008 roku. Są znacznie większe wpływy z praw telewizyjnych, lepsza infrastruktura, a także obowiązują bardziej rygorystyczne wymogi licencyjne co do finansów. To oznacza, że prowadzenie klubu może być bardziej przewidywalne. Oczywiście, nie ma gwarancji sukcesu. Nawet najszczersze chęci mogą rozbić się o brutalną rzeczywistość. Jednakże w mojej opinii istnieją solidne podstawy, by wierzyć, że tym razem będzie lepiej.
Rozmawiał Michał Zichlarz
Dr Artur Grabowski
Pracuje na Uniwersytecie Ekonomicznym w Katowicach, gdzie m.in. prowadzi Koło Naukowe „Ekonomia Sportu”. Autor książek: „Przedsiębiorstwa sportowe w gospodarce rynkowej na przykładzie Bayernu Monachium”, „Ekonomia sportu. Zagadnienia metodologiczne i wybrane doświadczenia” oraz wydanej w tym roku przez PWE „Finansowanie sportu profesjonalnego oraz stadionów piłkarskich w Polsce przez jednostki samorządu terytorialnego. Przykłady i implikacje”.
