Sport

Nie ma bramek, nie ma zwycięstw

Michał Janota po raz pierwszy wystąpił w Zagłębiu w roli kapitana. Fot. Mateusz Sobczak/PressFocus


Nie ma bramek, nie ma zwycięstw

Piłkarze z Sosnowca w trzecim wiosennym meczu nie zdobyli gola i przedłużyli niechlubną serię meczów bez wygranej do 14 pojedynków.

 

Bielszczan po raz pierwszy poprowadził Jarosław Skrobacz, który kilka dni temu przejął zespół od Dariusza Marca. I to właśnie goście odważniej weszli w mecz. W pierwszych minutach stworzyli kilka groźnych sytuacji pod bramką Oleksieja Szewczenki. Bardzo aktywny w zespole bielszczan był Maksymilian Banaszewski, były gracz Zagłębia, który przed meczem odebrał z rąk prezesa Arkadiusza Aleksandra okolicznościowy kolaż ze zdjęciami z dwóch poprzednich sezonów. To właśnie po jego akcji w 4 minucie na bramkę sosnowiczan strzelał Marko Martinaga. Piłka minęła golkipera, ale sprzed linii bramkowej piłkę wybił William Remy. Chwilę później groźnie uderzał Bartosz Bida, ale tym razem Szewczenko skutecznie piąstkował.

Zagłębie próbowało tworzyć akcje zaczepne, ale – podobnie jak w poprzednich meczach – bez wielkiego powodzenia. W 17 minucie miejscowi odnotowali pierwszy strzał, ale po uderzeniu Artema Polarusa piłka poszybowała nad poprzeczką.


Motorem napędowym większości ataków gości był wspomniany Banaszewski, z którym sosnowiczanie mieli spore problemy. Gracze z Bielska-Białej mieli jednak problemy z wykończeniem akcji i poza kilkoma niecelnymi strzałami nie stworzyli bramkowych okazji. Sosnowiczanie także nie mieli zbyt dobrze nastawionych celowników. Udowodnił to Kamil Biliński w 44 minucie, gdy niecelnie główkował. Do przerwy w Sosnowcu gole więc nie padły.

Początek drugiej połowy był podobny do pierwszych 45 minut. Bielszczanie zapędzali się pod bramkę sosnowiczan, ale bez pomysłu na wykończenie swoich ataków. W 57 minucie groźnie zrobiło się pod bramką gości, gdy zza pola karnego uderzył Polarus, ale golkiper Podbeskidzia była na miejscu.

Po godzinie gry trener Skrobacz zdecydował się na potrójną zmianę, ale nie przyniosła spodziewanych efektów. Oba zespoły chciały, ale za bardzo nie wiedziały jak „nakłuć” defensywę rywala. Tak też było w 76 minucie, gdy Banaszewski po rajdzie w pole karne próbował ustawić sobie piłkę do strzału. Ostatecznie spod nóg wybił mu ją interweniujący Dominik Sokół.


W końcówce groźniejsi byli goście, którzy za wszelką cenę próbowali podnieść z murawy komplet punktów. W 81 minucie dwukrotnie w roli głównej wystąpił Marco Siveiro, który najpierw szarżował i próbował wstrzelić piłkę w pole karne, ale został zastopowany przez Maksymiliana Rozwandowicza, a chwilę potem groźnie uderzał z kilku metrów po dograniu Martinagi.


W ostatnich minutach spotkanie zaostrzyło się i sędzia musiał temperować – przede wszystkim graczy Zagłębia – żółtymi kartkami. Ostatecznie żadna ze stron nie zadała decydującego ciosu i po słabym meczu drużyn nieprzypadkowo zajmujących ostatnie miejsca w tabeli, starcie skończyło się bezbramkowym remisem, który pogrąża przede wszystkim zespół z Sosnowca. Zagłębiu na osłodę pozostaje fakt, że po ośmiu z rzędu przegranych w końcu zapunktowali w lidze, choć patrząc na jego sytuację w tabeli to i tak marne pocieszenie…

Krzysztof Polaczkiewicz