Nie jestem nadprezesem Zagłębia
DEBATA Z GOŚCIEM „SPORTU”. Rozmowa z Arkadiuszem Chęcińskim, prezydentem Sosnowca
Arkadiusz Chęciński (drugi z lewej) był gościem naszej redakcji.
SPORT: W Sosnowcu powstał piękny stadion, a chwilę po jego otwarciu piłkarze Zagłębia, którego miasto jest właścicielem, spadli do II ligi. Jak się dzisiaj podoba panu gra zespołu, który zakończył jesień na 5. miejscu, ale ma aż 16 punktów straty do miejsca gwarantującego bezpośredni awans ? Czy sądzi pan, że Zagłębie z Markiem Saganowskim u sterów awansuje w tym sezonie?
Ostatnia runda w wykonaniu drużyny Zagłębia nie była słaba. Po prostu nie była tak dobra, jak zakładaliśmy. Pierwsze trzy mecze rozbudziły ambicje i sądziliśmy, że przed nami spacerek i powrót na zaplecze ekstraklasy będzie dziecinnie prosty. Trzeba sobie jednak zdawać sprawę z siły rywali.
ARKADIUSZ CHĘCIŃSKI: – To chyba jest czarna tradycja, że tam, gdzie buduje się nowe stadiony, tam drużyna spada klasę niżej. Tak było w Tychach, tak było w Sosnowcu, a teraz, patrząc na tabelę I ligi, nie najlepiej wygląda sytuacja Odry. Życzę opolanom powodzenia, nie chciałbym, żeby byli elementem takiego zbiegu okoliczności. Natomiast ostatnia runda w wykonaniu drużyny Zagłębia nie była słaba. Po prostu nie była tak dobra, jak zakładaliśmy. Pierwsze trzy mecze rozbudziły ambicje i sądziliśmy, że przed nami spacerek i powrót na zaplecze ekstraklasy będzie dziecinnie prosty. Trzeba sobie jednak zdawać sprawę z siły rywali. Z Wieczystą Kraków trudno jest rywalizować, jeśli chodzi o skład zespołu i finanse. Może nawet i w ekstraklasie ten zespół by sobie poradził. Polonia Bytom to drużyna, która jest budowana w fajny sposób. Pamiętajmy, że walczyła o utrzymanie, a skończyła w strefie barażowej i była blisko awansu do I ligi. Zdawaliśmy sobie sprawę, że to mocni przeciwnicy. Dlatego, gdy rozmawialiśmy z zarządem o przyszłości, ustaliliśmy, że naszym celem jest dostanie się do pierwszej szóstki, gra o awans. Celem też była gra naszymi wychowankami, żebyśmy w Pro Junior System mogli być wyżej niż zwykle. Patrząc więc na całość rundy, trzeba nasze miejsce przyjąć z optymizmem. Do zespołu przed sezonem dołączyło kilkudziesięciu, licząc z młodymi zawodnikami z rezerw, zawodników, więc była to nowa drużyna, z nowym trenerem. Mam nadzieję, że do końca będziemy liczyli się w tych rozgrywkach.
Naszym problemem był awans do ekstraklasy w 2018 roku. Nie byliśmy na to gotowi sportowo, nie mieliśmy pomysłu. Uważam, że nie spadliśmy z tej ligi sportowo. Spadliśmy, bo nie mieliśmy obiektu, nie byliśmy przygotowani organizacyjnie. Nie pasowaliśmy do towarzystwa.
Czy spadek do I ligi może oznaczać coś dobrego dla młodych piłkarzy z akademii? W końcu kibice narzekają na to, że przez lata Zagłębiu nie udało się wychować żadnego zawodnika, który radziłby sobie na ekstraklasowym poziomie.
– Czy ten spadek był czymś dobrym dla nich, okaże się mniej więcej za pięć lat. Ci piłkarze mają 18-20 lat. Trzeba zwrócić uwagę na to, że spadliśmy do II ligi, a zawodnicy z rezerw ogrywali się do tej pory w IV lidze. Przeskok jest widoczny. Trudno się dziwić, że czasem, gdy dostawali szansę w I lidze, nie dawali sobie rady. Czasem też za mało w nich wierzono. Każdy młody człowiek musi liczyć na zaufanie. Natomiast w I lidze bywało tak, że jeżeli zmieniano coś w składzie, to był to młodzieżowiec. Schodził jeden, wchodził drugi. Odnosiłem wrażenie, że starsi mieli się uczyć od młodych i to na nich spoczywała odpowiedzialność, a przecież powinno być odwrotnie. Cieszę się, że teraz w II lidze jest to bardziej zrównoważone, a młodzi zawodnicy grają coraz więcej. Z biegiem czasu pewnie będą podwyższali jakość zespołu, a bramkarz Kacper Siuta jest tego najlepszym przykładem. Dano mu szansę, za którą się odpłaca.
Zapewne liczył pan na to, że akademia Zagłębia będzie przynosić efekty. W końcu funkcjonuje już kilkanaście lat…
– Akademia ma mniej więcej 13-14 lat. Teraz jest ten moment, gdy powinniśmy widzieć owoce jej działalności, bo zawodnicy zaczynają trenować u nas w wieku pięciu lat. Dzisiaj mamy tego efekty. Mamy pięciu młodzieżowców w pierwszej drużynie, z czego czterech jest wychowanych w Sosnowcu. Spadek może więc przyczynić się do sukcesu tych młodych zawodników i mam nadzieję, że zostaną w Zagłębiu i będą cieszyć się z nami z awansu do I ligi i później na zapleczu ekstraklasy też będą odnosić sukcesy. Popatrzmy jednak na wychowanków szerzej. Zwróćmy uwagę na zespoły ekstraklasy – Polaków w ich składach można policzyć na palcach jednej ręki. Problem z wychowankami jest wszędzie. Nie szanujemy polskich młodych zawodników, nie szanujemy wychowanków i to jest przykre.
Czy w kadrze Zagłębia są piłkarze, którym specjalnie się pan przygląda?
– Oczywiście są zawodnicy, do których podchodzę z większą sympatią. Są też tacy, których nie lubię oglądać, ale to trener decyduje o tym, kto gra. Oczywiście patrzę na poczynania mojego syna, Bartosza (rocznik 2000 – przyp. red), który wszedł do pierwszej drużyny. To przy okazji jest też dodatkowy stres, bo ma dużo gorzej od pozostałych, przez to, jaką funkcję piastuję. Nieraz jest krytykowany jeszcze przed meczem. Na szczęście potem rzadziej pojawiają się krytyczne głosy. Na niego patrzę w inny sposób, nie tylko pod względem rodzicielskim, ale także kibicowskim.
Po meczach rozmawia pan z synem o piłce? Udziela mu pan jakichś rad?
– Sam grałem tylko w okręgówce i klasie A, więc trudno przychodzi mi podpowiadanie. Rozmawiamy o całym meczu. Mówię mu – jak kibic – że coś mi się podobało, a coś nie. Natomiast ma od tego trenera, który mówi mu, jak ma grać.
Marek Saganowski objął funkcję trenera w trakcie poprzedniego sezonu. Jest pan zadowolony z jego dotychczasowej pracy?
– Często przypisywana jest mi rola nadprezesa. Miasto Sosnowiec oczywiście jest właścicielem Zagłębia, ale nie przychodziłem i nie przychodzę do prezesów z propozycjami zakupu zawodników, z gotowym składem czy chęcią zwolnienia i zatrudnienia szkoleniowca. Oczywiście rozmawiamy ze sobą o finansach, przedstawiane są mi nazwiska, ale bardziej interesują mnie kwoty niż zatrudniani. Mam wgląd w finanse, ale pełną odpowiedzialność ponosi pani prezes Katarzyna Biały, podobnie jak za część sportową odpowiada dyrektor Grzegorz Kurdziel. Więc jako kibic mogę powiedzieć, że cieszę się z tego, że mamy trenera, który spełnia oczekiwania. Umówiliśmy się, że walczymy o pierwszą szóstkę i spokojnie budujemy zespół od nowa, nie mając za dużych oczekiwań. Trener je spełnia i trudno być niezadowolonym.
Jestem przeciwnikiem wspierania sportu zawodowego przez spółki Skarbu Państwa. Dla mnie to jest patologia. Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego Tauron, który dostarcza prąd i za który płacą mieszkańcy Sosnowca, jest sponsorem klubu nad morzem, gdzie nawet nie funkcjonuje.
Wspomniał pan o roli miasta jako właściciela. Czy uważa pan, że uratowało ono sport zawodowy w Sosnowcu?
– Trzeba na sprawę spojrzeć szerzej. Bez samorządów nie byłoby sportu w Polsce. Mówimy na razie tylko o piłce nożnej, gdzie może jest łatwiej znaleźć sponsora i prywatnego właściciela. Jednak w województwie śląskim jest to trudniejsze, a wynika to ze specyfiki regionu. Nie każdy chce sponsorować Zagłębie, bo boi się, że jego firma straci w Zabrzu czy Chorzowie. Ten, który mógłby być sponsorem w Chorzowie, nie chce stracić klientów w Sosnowcu. Jest obawa, że tradycyjne konflikty – choć funkcjonujące częściej w dowcipach – mogą przeszkodzić w działalności. Dlatego w naszym regionie samorządy muszą wspierać sport, żeby mógł funkcjonować. I mowa nie tylko o futbolu, gdzie o sponsorów łatwiej, ale bez pomocy miasta nie istniałyby w Polsce koszykówka, hokej, szermierka, dżudo czy zapasy. Czasem porównuje się wsparcie sportu przez spółki Skarbu Państwa do wsparcia samorządów. Tego się nie da porównać. Samorząd finansuje z pieniędzy podatników Sosnowca sportowców w tym mieście. Kibice Czarnych, Budowlanych czy innych klubów miejskich chodzą na zmagania sportowe. Na piłkarskie mecze Zagłębia, pomimo tego, że gramy w II lidze, chodzi mniej więcej pięć tysięcy ludzi. Wydajemy więc pieniądze na rozrywkę dla mieszkańców, podobnie jak wydajemy też na teatry czy domy kultury. Jestem natomiast przeciwnikiem wspierania sportu zawodowego przez spółki Skarbu Państwa. Dla mnie to jest patologia. Jestem zwolennikiem wsparcia całych rozgrywek, szkółek sportowych czy reprezentacji. Nie jestem jednak w stanie zrozumieć, dlaczego Tauron, który dostarcza prąd i za który płacą mieszkańcy Sosnowca, jest sponsorem klubu nad morzem, gdzie nawet nie funkcjonuje. Zrozumiałbym to, gdyby spółka chciała ocieplać swój wizerunek, ale często jest tak, że spółki Skarbu Państwa, które nie mają nic wspólnego z danym regionem, wydają pieniądze właśnie tam, a w miejscach, gdzie mają swoich klientów, w ogóle nie chcą być sponsorem.
Co stałoby się, gdyby nagle wprowadzono przepis o zakazie wsparcia zawodowego sportu przez samorządy?
– Boję się, że wynik 10 medali zdobytych na igrzyskach olimpijskich już nigdy by się nie powtórzył. Choć mówimy, że to marna liczba, byłby to rekord nie do pobicia, jeśli samorządy przestałyby finansować sport, zwłaszcza dyscypliny niszowe.
W przypadku piłkarskiego Zagłębia poszukiwany jest prywatny inwestor. Jak przebiega ten proces?
– Pojawiają się propozycje, ale nie zawsze są one poważne. Liczymy na znalezienie nowego właściciela, który zdejmie z miasta odpowiedzialność za finanse klubu. Widoczne są czasem nieciekawe efekty prywatyzacji klubów. Lechia Gdańsk jest w tragicznej sytuacji finansowej. W Kielcach prywatny właściciel został zastąpiony przez samorząd. Dlatego sprzedaż udziałów przez miasto nie jest łatwą rzeczą. Prowadzimy rozmowy z jednym z kontrahentów od paru miesięcy, ale różnica pomiędzy naszymi oczekiwaniami jest tak duża, że trudno dzisiaj przewidywać, jak rozmowy się zakończą. To nie oznacza, że nie szukamy gdzie indziej. Jednak w czasach niepewności gospodarczej znalezienie prywatnego inwestora naprawdę jest trudne.
A jak zakończyła się współpraca z firmą Matix Capital, która miała znaleźć inwestora dla Zagłębia? Rok temu ogłoszono współpracę, ale od tamtego momentu w przestrzeni publicznej nie pojawiły się żadne informacje na temat pracy tej firmy.
– Współpraca stanęła na niczym. Uważam tę współpracę za zamkniętą, bo nie mamy żadnego sygnału z drugiej strony. Inni mogą uważać, że sprawa jest otwarta, bo Matix zobowiązał się do pewnych rzeczy, a miasto miało zapłacić za usługę dopiero po znalezieniu potencjalnego inwestora. My natomiast nie zapłaciliśmy nic i teoretycznie może być tak, że Matix dalej swoje działania prowadzi. Jednym z problemów, które spowodowały, że firmie było trudniej, były wyniki sportowe. Ponadto to, co działo się wokół klubu, sprawiło, że właściciela było trudniej znaleźć.
W trakcie roku do klubu wszedł Rafał Collins, a wraz z nim białoruski trener Aleksandr Chackiewicz. Ta współpraca nie zakończyła się dobrze, bo podczas jednego z treningów ten szkoleniowiec został pobity…
– To nigdy nie powinno mieć miejsca. Natomiast fajnie rozmawia się po fakcie. Gdy spojrzy się na to, co trener Chackiewicz osiągnął w trakcie kariery, to zobaczymy, że nie jest to osoba znikąd. Okazało się jednak, że nie dał sobie rady w Zagłębiu. Trudno mi powiedzieć, dlaczego tak się stało. Rozmawiając z zawodnikami, doszedłem do wniosku, że w Polsce nie jesteśmy gotowi na rosyjską metodologię pracy. Styl takich trenerów nie do końca się u nas przyjmuje. Pamiętamy przecież Stanisława Czerczesowa w Legii. Przez chwilę odnosił sukcesy, ale jego styl pracy na dłuższą metę nie był do przyjęcia w tej części Europy. Gdy zatrudniany był trener Chackiewicz, uważaliśmy, że jesteśmy w tak beznadziejnej sytuacji sportowej, że ryzyko może się opłacać.
Ryzykiem można też nazwać samą współpracę z Rafałem Collinsem, który w Zagłębiu wykupił ledwie 0,74 proc. udziałów, a za to otrzymał władzę w pionie sportowym.
– Nie mogę mówić o wszystkim, bo powinienem być lojalny wobec ludzi, którzy pojawiali się wówczas w moim gabinecie. Za panem Collinsem stała jednak grupa osób, znana w świecie piłki nożnej i biznesu. Uważam, że mógł zostać wprowadzony w błąd. Ci ludzie, którzy z nim przychodzili, którzy byli zainteresowani zakupem udziałów w Zagłębiu, w pewnym momencie zostawili go samego. Zapewne to nie pan Collins wymyślił sobie dyrektora sportowego czy sztab trenerski, tylko stała za tym grupa ludzi. Zaczęły tworzyć się pierwsze problemy związane z budowaniem kadry na rundę wiosenną. W ten sposób, krok po kroku, okazało się, że pan Collins, który miał dobre intencje, został sam. Nie chcę go tłumaczyć, bo brał za działania w klubie odpowiedzialność. Uważałem jednak, że przez swoją rozpoznawalność może przyczynić się do ściągnięcia inwestorów, sponsorów. Tak naprawdę była to szansa, byliśmy w tak trudnej sytuacji sportowej, że musieliśmy spróbować. Mieliśmy też wkalkulowane, że drużyna może spaść. Nie udało się jednak przewidzieć całej otoczki związanej z panem Collinsem. Gdyby pojawił się w każdym innym klubie, byłby inaczej odebrany. W Zagłębiu natomiast od razu szukano negatywnych aspektów jego przyjścia.
Ostatecznie działania Rafała Collinsa w klubie się zakończyły, więc co stało się z 0,74 proc. akcji, które zostały przez niego wykupione?
– Wystąpiliśmy o to, żeby miasto przymusowo odkupiło te akcje od pana Collinsa. Dogadaliśmy się również z drugim prywatnym współwłaścicielem Grzegorzem Książkiem, który przekazał nam swoje akcje nieodpłatnie. Pozostał ułamek procenta udziału do odkupienia i 100 procent będzie po stronie miasta. To, mam nadzieję, ułatwi sprawę ewentualnym inwestorom.
Zgodzi się pan z opinią, że Zagłębie i tak jest w niezłej pozycji, mając do dyspozycji nowy obiekt i całą infrastrukturę akademii?
– Leszek Baczyński (były prezes Zagłębia – przyp. red.), którego bardzo cenię, powiedział mi kiedyś, że łatwiej jest wybudować stadion niż zbudować dobrą drużynę. Wtedy tylko się uśmiechnąłem, ale dzisiaj trzeba powiedzieć, że miał piłkarskiego nosa. Miejsce, w którym gramy, nie ma jednak sporego znaczenia, bo przecież awansowaliśmy do ekstraklasy, grając na Stadionie Ludowym. Naszym problemem był awans do ekstraklasy w 2018 roku. Nie byliśmy na to gotowi sportowo, nie mieliśmy pomysłu. To zaskoczyło wszystkich, choć każdy tego chciał. To był początek wszystkich negatywnych spraw, które działy się w Zagłębiu. Gdybyśmy wtedy mieli nowy stadion, dzisiaj bylibyśmy pewnie nadal drużyną ekstraklasy, a jeżeli nie, to na pewno bylibyśmy w czołówce I ligi. Wtedy mówiono, że Stadion Ludowy nie pasuje do ekstraklasy. Uważam, że nie spadliśmy z tej ligi sportowo. Spadliśmy, bo nie mieliśmy obiektu, nie byliśmy przygotowani organizacyjnie. Miałem nagrane 11 sytuacji z udziałem VAR-u, w których wydarzenia boiskowe oceniane były przeciwko Zagłębiu, a były kontrowersyjne. Nigdy nie zapomnę analizy VAR w meczu z Pogonią Szczecin. Ktoś z PZPN-u, kto zajmował się obsługą VAR-u, wysłał mi zdjęcie z sytuacją Vamary Sanogo – chyba chodziło o spalonego – z dopiskiem, że nie mamy szans na utrzymanie. Nie pasowaliśmy do towarzystwa.
W Sosnowcu jest świetna baza sportowa, jedna z najlepszych w Polsce. Czy uważa pan, że poza stadionem wszystkie obiekty są efektywnie wykorzystywane?
– Wydaję mi się, że tak. Oczywiście chcielibyśmy, żeby na stadionie w Lidze Mistrzów grało Zagłębie, a nie – tak jak w poprzednim sezonie – Raków Częstochowa. Oczywiście cieszę się, że Raków skorzystał z naszej gościny i liczę, że ten klub także znajdzie się w europejskich pucharach po tym sezonie i będzie mógł skorzystać ze stadionu w Sosnowcu. Ponadto mamy też nową halę sportową, na której grają koszykarki…
Ale czasem wybierają halę przy Żeromskiego…
– Grają w nowej hali wtedy, kiedy chcą. Są to różnego rodzaju kulisy sportu. Czasem wolą grać na Żeromskiego, ale są to rzadkie przypadki.
Nie oszukujmy się – Sosnowiec kilka lat temu znany był głównie z dowcipów. A teraz gdzie nie pojadę, słyszę, że mamy fajne obiekty sportowe, Egzotarium i inne miejsca, które powstały. Ekwiwalent reklamowy jest ogromny dzięki obiektom sportowym. Chciałbym tylko, żebyśmy jako Zagłębie odnosili większe sukcesy sportowe.
Czy nowa hala żyje na co dzień?
– Tak, na okrągło, bo oprócz imprez sportowych, są też organizowane wydarzenia kulturalne. Przede wszystkim jednak żyje sportem. Siatkarski zespół Warty Zawiercie mecze Ligi Mistrzów rozgrywa u nas. Podpisaliśmy umowę z Polskim Związkiem Koszykówki na rozgrywanie finałów Pucharu Polski w Sosnowcu. Ponadto gościły u nas reprezentacje Polski w koszykówce, także siatkarze. W przyszłym roku odbędą się młodzieżowe mistrzostwa świata w piłce ręcznej… Nie oszukujmy się – Sosnowiec kilka lat temu znany był głównie z dowcipów. A teraz gdziekolwiek pojadę, słyszę, że mamy fajne obiekty sportowe, Egzotarium i inne miejsca, które powstały. Ekwiwalent reklamowy jest ogromny dzięki obiektom sportowym. Pamiętajmy też o lodowisku, to także – oprócz stadionu i hali – część Zagłębiowskiego Parku Sportowego. Na co dzień gra tam Zagłębie, wielokrotnie występowały również reprezentacje Polski w hokeju. Chciałbym tylko, żebyśmy jako Zagłębie odnosili większe sukcesy sportowe. Krok po kroku będziemy szli do przodu, tak jak koszykarki, które są medalistkami mistrzostw Polski sprzed dwóch lat. Ale mamy także świetnych sportowców z innych dyscyplin. Fantastyczni są szermierze, którzy są nie do pokonania w Polsce. Ponadto mamy dobrych dżudoków i nasz sport naprawdę się rozwija. Nie wszystko jest jednak widoczne codziennie.
Prezydent Bytomia Mariusz Wołosz mówił, że problemem nie jest już budowanie obiektów sportowych, a późniejsze koszty ich utrzymania. W Sosnowcu gwarantuje to sponsor ArcelorMittal?
– W pierwszym roku działalności całego kompleksu 50 procent przychodów za imprezy zewnętrzne pokryło koszty. Gdyby nie to, co się wydarzyło, czyli ogromny wzrost kosztów energii, bylibyśmy samowystarczalni i obiekty utrzymałyby się same. Wzrost cen był jednak nie do przewidzenia. Proszę też zwrócić uwagę na to, jak wzrosły koszty budowy. Zagłębiowski Park Sportowy wybudowaliśmy za 270 milionów złotych. Teraz firmy szacują, że musielibyśmy zapłacić ponad dwa razy więcej. Dzisiaj nawet nie myślelibyśmy o budowie jednego z tych trzech obiektów, które już mamy! Trafiliśmy w lukę, gdy koszty budowy były mniejsze przez Covid i wojnę w Ukrainie. Koszty pracy były zdecydowanie niższe.
A jakie jest pana największe marzenie związane ze sportem w Sosnowcu?
– Mam marzenie na ten sezon, żeby koszykarki Zagłębia, które bardzo wspieram i zachęcam wszystkich do przychodzenia na mecze, zdobyły złoty medal. Wierzę w to. Chciałbym, żeby kibice przestali deprecjonować kobiecy sport, żeby pojawili się na ich meczach. Mamy jedną z najlepszych drużyn koszykarek w Polsce. Ponadto mamy też jedną z najlepszych kobiecych drużyn piłkarskich w kraju. Niestety, na tych spotkaniach łatwiej znaleźć puste miejsce na trybunie niż kibica. Zachęcam więc do tego, żeby dyscypliny kobiece traktować w sposób, na jaki zasługują. To pełnoprawny sport. Grają ambitne kobiety, walczące o najwyższe cele. Dajmy więc im wsparcie!
W rozmowie redakcję „Sportu” reprezentowali
Paweł Czado, Kacper Janoszka i Tomasz Mucha
Marek Saganowski cieszy się zaufaniem prezydenta Sosnowca, ale to nie on decyduje o trenerach i składzie piłkarskiego Zagłębia. Fot. KrzysztofPorębski/PressFocus