Sport

Nie dali rady

Mistrz Polski nie miał wiele do powiedzenia w starciu z FK Bodo/Glimt.

Bodo/Glimt wygrało w Białymstoku 1:0. We wtorkowym rewanżu to mistrz Norwegii będzie faworytem. Fot. Michał Kość / Press Focus

ELIMINACJE LIGI MISTRZÓW

Drużyna zza koła podbiegunowego dekadę temu była na krawędzi egzystencji. Klub z 50-tysięcznego miasta udało się jednak uratować. W 2016 r. Bodo spadło nawet ligę niżej, ale od 2019 nie schodzi poniżej… 2. miejsca w norweskiej Eliteserien, grając też regularnie w europejskich pucharach. Robi to z sukcesami, bo przykładowo dwa lata temu było w ćwierćfinale Ligi Konferencji. Teraz apetyty u Norwegów są większe, mimo że budżet klubu nie jest wyższy niż ten, którym dysponują czołowe kluby nad Wisłą. Dodatkowo w meczowej kadrze próżno szukać tabunu obcokrajowców (jak u nas). Grają tam głównie piłkarze z Norwegii. Zresztą to samo przerabialiśmy pół roku temu, kiedy Legia z kretesem odpadała z europejskiej rywalizacji z innym norweskim klubem, Molde FK. Tam też grali sami rodzimi piłkarze. To coś, co różni ekstraklasę od Eliteserien i co było też widać w Białymstoku w środowy wieczór.

„Jaga”, która w lidze odprawia wszystkich z kwitkiem i chwalona jest za sposób grania, w starciu z Bodo/Glimt nie miała wiele do powiedzenia. Tak po prawdzie, porażka 0:1 była najniższym wymiarem kary. Jasne, ambicji mistrzowi Polski nie można odmówić, nie można też przejść obojętnie wokół świetnej atmosfery na stadionie w Białymstoku, ale… to wszystko. Atuty w tym meczu były po stronie drużyny prowadzonej przez trenera Kjetila Knudsena.

- Staraliśmy się kontrolować grę poprzez posiadanie piłki, bo zdawaliśmy sobie sprawę, że rywale są mocni w ataku. Mogliśmy strzelić więcej goli, ale mecze nie zawsze tak się układają. Graliśmy z dobrym przeciwnikiem. Teraz przed nami przygotowania do rewanżu. Zaprocentowało nasze doświadczenie z gier w europejskich pucharach. Teraz najważniejsze jest sobotnie spotkanie z Vikingiem w lidze, ponieważ to nasza następna rywalizacja. Potem skupimy się na rewanżu z Jagiellonią. Obecnie musimy zregenerować się i przystąpić do kolejnych spotkań - mówi szkoleniowiec norweskiej drużyny.

Bodo nie przekłada ligowego meczu, ale „Jaga” już tak. Czy coś to da, przekonamy się we wtorek, ale IV runda eliminacji Ligi Mistrzów i rywalizacja z Crvena Zvezdą mocno się oddaliły. Za kołem podbiegunowym i na sztucznej nawierzchni łatwo nie będzie…

- Mamy trochę więcej czasu na regenerację i wierzę, że wszyscy zawodnicy będą dostępni na rewanż. Im lepszy jakościowo przeciwnik, tym intensywność gry jest wyższa. W meczach ekstraklasy nie zawsze jesteśmy zmuszani do takiej pracy bez piłki, jak w spotkaniu z Bodo. Były momenty, kiedy mogliśmy dłużej utrzymać się przy futbolówce, ale jednak szybko ją traciliśmy. Nasza drużyna wchodzi w europejską piłkę i przekonuje się, jakie są w niej wymagania. Potrzebujemy trochę czasu, żeby do tych warunków się zaadaptować. Mierzymy się z mocnym rywalem, ale stać nas na więcej - komentuje Adrian Siemieniec, trener białostocczan.

Michał Zichlarz          

 

DWA PYTANIA DO MICHALA SACKA

Nie zwieszać głów

1. Jak pan oceni drużynę z Norwegii?

- Dobrze utrzymywała się przy piłce, przez niektóre fragmenty kontrolowała przebieg spotkania. Częścią piłki nożnej jest to, że czasem musisz skupić się na obronie. Pierwsza połowa nie była w naszym wykonaniu zbyt dobra, natomiast po zmianie nasza gra się poprawiła.

2. Przełożenie meczu z Motorem to dla was plus?

- Jeśli grasz co 3-4 dni, zmęczenie jest czymś normalnym. To dobry ruch dla zespołu. Teraz mamy czas na odpoczynek, by w rewanżu zagrać z pełną mocą. Polecimy tam z nastawieniem na wygraną. W rewanżu musimy być odważniejsi. Musimy też częściej utrzymywać się przy piłce oraz spróbować zrobić coś więcej. Nie możemy spuszczać głów!


Michal Sacek. Fot. Marta Badowska / Press Focus