Jak po raz kolejny podkreśliła historia – Polacy w Cardiff nie przegrywają! Fot. Leszek Szymański/PAP


Kazimierz Mochliński z Cardiff

 

Nie było ważniejszego

Mecz w Cardiff był drogą przez mękę, ale Polakom udało się zdobyć ostatnie wolne miejsce na Euro 2024.

Wszystko zależało od hymnów. Przed finałem baraży na Euro 2024 Mazurek Dąbrowskiego został wygwizdany przez kibiców gospodarzy i według Roberta Lewandowskiego to pobudziło polską ekipę.

 

Walka na hymny

Po rzutach karnych polscy piłkarze szybko pobiegli do sektora, gdzie znajdowali się fani biało-czerwonych. Wspólnie zaśpiewali niemożliwego do uciszenia Mazurka Dąbrowskiego i uczcili swój sukces. Połączenie reprezentacji z najbardziej oddanymi miłośnikami w walijskiej stolicy będzie zapamiętane na zawsze, bo spontanicznie i radośnie stworzono wydarzenie wyjątkowe i specjalne. Może gwizdy kibiców Walii podczas hymnu Polski wynikały z tego, że zależało im na awansie na kolejny wielki turniej. Byłyby to ich trzecie mistrzostwa Europy z rzędu, w dodatku po udziale w mundialu w Katarze. A może buntowali się przeciwko racom odpalonym przez gości podczas grania Mazurka. Chociaż te sztuczne ognie były w kolorze… czerwonym, czyli w barwach reprezentacji Walii! Przyjezdni zagrali natomiast cali na biało. Gwizdy były pewnie częściowo rewanżem Walijczyków za podobne zachowanie polskich przyjezdnych na poprzednim meczu tych ekip, w Lidze Narodów 2022, gdy miejscowi fani dostali nieprzyjemną niespodziankę w postaci gwizdów i zagłuszania ich przez Polaków na własnym stadionie. Walijczycy swój piękny hymn zaśpiewali chóralnie przed meczem i powtórzyli to również po meczu, aby podnieść na duchu swych piłkarzy po przegraniu w tak okrutny sposób meczu o miejsce na Euro 2024. Zależało ono od jednego kopnięcia piłki i jednej skutecznej obrony bramkarskiej.

 

Rankingowe zagwozdki

Walijczycy walczyli przez całe 120 minut, a ich nowa, młoda drużyna dobrze spisała się w wyrównanym spotkaniu, czego można było się spodziewać od reprezentacji znajdujących się tuż obok siebie w rankingu FIFA. To, że Polska pokonała Walię, było może spowodowane tym, że brytyjski przeciwnik był w zestawieniu o jeden krok wyżej. Pokonanie Estonii jest znacznie mniejszym wyczynem, gdy bierze się pod uwagę jej niską lokatę – jest na 123. miejscu. Pytanie, czy naprawdę te rankingi mają znaczenie, jest tematem gorącej dyskusji, ale w tym wypadku ciekawe jest to, że Walia została wyprzedzona w grupie eliminacyjnej przez Turcję o niższej randze (35.), a Polska przez Czechy (40.) i Albanię (64.). Można jeszcze wspomnieć sukces barażowy Gruzji – 77. reprezentacji na świecie.

 

Wytrzymali presję

W Cardiff istotny był brak przewagi jednej czy drugiej drużyny. Po eliminacjach Polacy musieli przeżyć kolejną mękę. Czołowi trenerzy, m.in. Pep Guardiola czy Mikel Arteta, twierdzą, że nie da się tego uniknąć, jeśli chce się osiągać sukcesy. Guardiola, Arteta czy Juergen Klopp lubią, gdy ich zespoły mają kontrolę nad meczem. Tym razem ani jedna, ani druga drużyna nie mogła jej zyskać i raczej starała się uniknąć błędu, który dałby przeciwnikowi przewagę. Było to trudne do oglądania. Mimo to rzadko przeżywa się spotkanie w takich nerwach. W domu można odejść sprzed telewizora, lecz na stadionie nie ma ucieczki od wielkiego napięcia i cierpienia, których intensywność rośnie z każdą mijającą minutą. A na trybunach jest o wiele gorzej niż na boisku... W opinii trenera biało-czerwonych Michała Probierza największym atutem jego podopiecznych było wytrzymanie presji. Z takich wyczynów tworzą się dobre drużyny, więc może jest to recepta na lepszą przyszłość dla polskiej reprezentacji?

Nie chcieli więcej Polaków

Wielką rzeczą jest przekrzyczenie stadionu pełnego muzyki i wsparcia dla Walii. Tego udało się dokonać ok. 1500 polskich kibiców, przy frekwencji 31876 widzów. Walijski ZPN (FAW) przyznał, że z łatwością zapełniłby sąsiedni, ponad dwukrotnie większy Millennium Stadium. Głównym powodem nieskorzystania z tej opcji było to, że Walijczycy nie chcieli zapewnić rywalom... większego wsparcia polskiej publiki. Sporo kibiców z Polski przybyło do Cardiff nawet bez biletów i zebrało się w dużej liczbie przy hotelu reprezentacji. Wielu witało też autokar ekipy jadącej na stadion. Wszyscy kadrowicze podkreślali wdzięczność za gorący doping, mimo otarcia się o przegraną. Tym samym Polska dołączyła do Gruzji i Ukrainy, które również wygrały baraże i zdobyła 24., czyli ostatnie miejsce na Euro. Dla biało-czerwonych będzie to 5. występ na mistrzostwach Europy z rzędu.

 

Fundamenty dla Probierza

Ostatni raz nie byli obecni na Euro 20 lat temu, w 2004 roku, uczestniczyli także w dwóch ostatnich mundialach. Ostatnio zabrakło ich na mistrzostwach świata w 2014 roku. Udało się zakwalifikować mimo częstych zmian trenerów i zakończenia karier sporej części dawnych gwiazd reprezentacji. Dlatego sukces w Cardiff jest tym bardziej ważny, bo daje Probierzowi i jego odmłodzonej kadrze bezcenne fundamenty, na których będzie można budować lepszą przyszłość. Słychać natychmiast krytykę sposobu, w jaki udało się to osiągnąć. Są skargi na niewidoczny jeszcze styl gry trenera. Probierz przeciwstawił się walijskiej formacji 3-4-3 przez powtórzenie systemu 3-5-2 z meczu z Estonią, wybierając tę samą jedenastkę.

 

Specjalista od karnych

Obie reprezentacje zdobyły dużo bramek w półfinałach baraży – Walia strzeliła 4 gole z Finlandią, a Polska strzeliła 5 Estonii. Mimo tego w pierwszej połowie na Cardiff City Stadium nie zdołały oddać żadnego celnego strzału, a niewiele zmieniło się aż do samych karnych. Polska przeszła całe 120 minut bez uderzenia na bramkę. Walia wbiła piłkę do siatki tuż przed przerwą, po główce Bena Daviesa, ale ulgę dał Polakom liniowy sygnalizujący spalonego. Tuż po przerwie, w 49 minucie, Kieffer Moore już myślał, że trafił na 1:0, lecz Wojciech Szczęsny dokonał czegoś niesamowitego. Bramkarz Juventusu niewiarygodnie obronił strzał w meczu, który – jak sam przyznał – z dużą dozą prawdopodobieństwa byłby jego ostatnim w kadrze, gdyby Polska przegrała. W tej sytuacji wybił się w powietrze, gotowy zostać bohaterem meczu, co potwierdził w decydujących karnych. Szczęsny wspaniale obronił strzał z 11 metrów Dana Jamesa i to wystarczyło, by zdobyć miejsce na Euro. Polak podtrzymał swoją dobrą dyspozycję z mundialu w Katarze, kiedy obronił dwa rzuty karne – w tym jeden Lionela Messiego.

 

Polacy się nie mylą

Może nie powinno być niespodzianką, że polscy strzelcy idealnie wykonali swoje karne. W serii „jedenastek” tylko raz się zdarzyło, że polski zawodnik chybił – Jakub Błaszczykowski przeciwko Portugalii na Euro 2016. Pozostałych 18 graczy robiło to bezbłędnie. Teraz było to większym wyczynem, bo tylko Lewandowski miał doświadczenie w takich sytuacjach. Jak i wcześniej, snajper Barcelony wziął odpowiedzialność za strzelenie pierwszego karnego, ale tym razem nie miał za sobą Arkadiusza Milika, Kamila Glika, Grzegorza Krychowiaka i Błaszczykowskiego, na których zawsze mógł polegać. Aczkolwiek Sebastian Szymański i Przemysław Frankowski mieli pewność siebie po bramkach z Estonią. Krzysztof Piątek już wielokrotnie dobrze spisywał się przed bramką, przywołując w pamięci kibiców jego kowbojskie przezwisko z czasów gry we Włoszech – „Il Pistolero”. Jednak dla Nicoli Zalewskiego karny przeciwko Walii był pierwszym trafieniem dla reprezentacji. Po występie w Cardiff – i w ogóle po meczach pod wodzą Probierza – jawi się on jako jeden z najlepszych kreatywnych graczy w biało-czerwonym trykocie.

 

Lewandowski nie patrzył

Walijczycy być może przyczynili się do porażki swoim brakiem doświadczenia. Była to ich pierwsza seria rzutów karnych w historii i wykonywali je przed swoimi najbardziej zagorzałymi kibicami na trybunie Canton Stand. A to dodaje napięcia i trudu w takich sytuacjach. Co więcej, Polacy woleli uderzać jako pierwsi, co również miało znaczenie. Nerwy były tak ogromne, że Lewandowski, razem z Bartoszem Sliszem i wieloma innymi na stadionie, nie mógł patrzeć na ostatni strzał Jamesa. „Lewy” zareagował jako ostatni na paradę Szczęsnego. Kapitan nie mógł również biec tak szybko do swojego bramkarza, bo zakończył grę z lekkim urazem. Wykonanie przez niego „11” było jeszcze wspanialszym osiągnięciem, gdy widziało się go kuśtykającego ze stadionu do autokaru. Pomógł podtrzymać serię reprezentacji Polski przeciwko Walii, która jest niepokonana w 10 kolejnych spotkaniach w starciach z Wyspiarzami. Co więcej, Polacy wygrali w tym czasie 8 razy, z czego 7 z rzędu i 4 razy w Cardiff. Jednak żaden wynik nie był ważniejszy niż ten ostatni.