Sport

Nie boją się ekstraklasy

Czerwona kartka dla Oskara Repki w pierwszej połowie spowodowała, że GKS Katowice nie był w stanie pokonać trzecioligowej Unii Skierniewice.

Mateusz Szmyd genialnym uderzeniem z rzutu wolnego otworzył wynik meczu. Fot. Artur Kraszewski/PressFocus

Mecz w Skierniewicach był świętem dla kibiców Unii. Nie tylko dlatego, że na ich teren przyjechała ekstraklasowa drużyna. Ponadto dla trenera gospodarzy Kamila Sochy był to dwusetny mecz w roli szkoleniowca Unii. Z tej okazji przed spotkaniem otrzymał on pamiątkową koszulkę z liczbą „200”.

Fani ze Skierniewic tłumnie zgromadzili się na stadionie. Większość z nich przyszła z nadzieją, że ich zespół przedłuży serię 15 meczów bez porażki u siebie.

GieKSa była faworytem, ale musiała mieć się na baczności, pamiętając, że Unia wyeliminowała z rozgrywek ekstraklasowy Motor Lublin. Skierniewiczanie niesieni byli przez doping kibiców. Każda akcja ofensywna gospodarzy nagradzana była oklaskami  i okrzykami. Kilkukrotnie do przerwy Unia stworzyła zagrożenie pod bramką Strączka. Przyjezdni natomiast wyczekiwali na błąd trzecioligowca. Sami jednak popełniali proste błędy, przez co nie potrafili stworzyć składnej akcji. Gra gospodarzy nie wyglądała tak, jakby ich i przeciwników dzieliła różnica trzech poziomów rozgrywkowych.

I to właśnie Unia jako pierwsza stworzyła okazję na gola. W 39 minucie Kamil Sabiłło znalazł się w sytuacji sam na sam. Wydawało się, że musi trafić do siatki, ale przegrał pojedynek z Rafałem Strączkiem. Był to sygnał ostrzegawczy dla katowickiej obrony! Sytuacja gości skomplikowała się w 40 minucie, gdy drugą żółtą kartkę zobaczył Oskar Repka. GieKSa przez ponad połowę meczu musiała radzić sobie w osłabieniu! Co więcej, po faulu pomocnika bezpośrednio z rzutu wolnego gola strzelił Mateusz Szmyd. 21-latek uderzył idealnie, w okienko, nie dając golkiperowi szans. Skierniewiczanie poczuli, że mogą z ekipą z Katowic walczyć, a na dodatek - do szatni - strzelili drugiego gola. Tym razem na listę strzelców wpisał się Kamil Sabiłło, który najpierw wyprzedził Arkadiusza Jędrycha, a później przelobował Strączka.

Dwa ciosy i perspektywa gry w dziesięciu do końca meczu nie wprawiały przed drugą połową w optymistyczny nastrój kibiców GKS-u, którzy wypełnili sektor gości. A Unia po zmianie stron nie przestała atakować. W ciągu pierwszych dziesięciu minut od wznowienia gry piłkarze ze Skierniewic trzykrotnie zmusili Rafała Strączka do interwencji.

To jednak przyjezdni znaleźli drogę do bramki - Stanisława Pruszkowskiego pokonał Borja Galan. Hiszpan wykorzystał błąd w defensywie Unii i uderzył nie do obrony z okolic linii 16. metra. Nadzieja na awans w katowickim obozie odżyła.

Gospodarze, mając liczebną przewagę, nie skupiali się na obronie. Cały czas atakowali, a defensywa katowiczan nie w każdych okolicznościach była pewna. Z biegiem czasu jednak zaczynało być widoczne zmęczenie skierniewiczan. Rafał Górak przeprowadził pięć zmian z myślą o tym, żeby wypoczęci zawodnicy powalczyli na boisku z ciągle groźnym zespołem Kamila Sochy. Plan w teorii był dobry, ale w osłabieniu GieKSa nie była już w stanie doprowadzić do dogrywki - odpadła z Pucharu Polski, natomiast Unia Skierniewice może pochwalić się tym, że wyeliminowała już dwóch beniaminków ekstraklasy.

Kacper Janoszka