Sport

Nic się nie stało?

Dziś GieKSa ma udowodnić, że porażka z Górnikiem była dziełem przypadku.

Czy piłkarzom GieKSy uda się zapomnieć o wpadce w Zabrzu? Fot. Tomasz Folta / Press Focus

GKS KATOWICE

Po sześciu kolejkach GKS Katowice znajduje się na 16. miejscu. Wyprzedza tylko Piasta Gliwice, który rozegrał dwa spotkania mniej oraz Lechię Gdańsk, która rozpoczynała zmagania z minusowym bilansem punktowym. Gdyby nie to, że gdańszczanie w poprzednim sezonie zaniedbali kwestie finansowe, za co zostali ukarani przez władze ligi, byliby nad GieKSą, bo dwukrotnie w tym sezonie remisowali i odnieśli jedno zwycięstwo, w poprzedniej kolejce pokonując Arkę Gdynia. Zapewne zupełnie inne nastroje panowałyby w katowickim obozie, gdyby drużyna Rafała Góraka nieźle zaprezentowała się niecały tydzień temu w Zabrzu. GKS zagrał jednak słabo, przegrał 0:3 i udane starcie przeciwko Arce Gdynia z wcześniejszej kolejki (4:1) odeszło w zapomnienie.

A wydawało się przecież, że zespół Rafała Góraka przebrnął przez początkowy zastój. Już w meczu z Legią wyglądał nieźle, a z gdynianami zaprezentował się świetnie. Rywalizacja z Górnikiem miała potwierdzić, że drużyna najgorsze chwile ma już za sobą, a ostatecznie sprawiła, że kibice nie wiedzą, w jakiej tak naprawdę formie są katowiccy piłkarze.

Podobnie było zresztą w zeszłym roku. We wrześniu GieKSa pechowo zremisowała 2:2 z Widzewem Łódź, tracąc bramkę w doliczonym czasie (gola zdobył Jakub Łukowski, który przed bieżącym sezonem przeniósł się do... GKS-u). Następnie pojechała do Zabrza i – tak jak teraz – przegrała 0:3. I jeśli kibice GKS-u chcą szukać pocieszenia po sobotniej porażce z Górnikiem, to właśnie powinni spojrzeć na ten okres. Rok temu po utracie punktów przy Roosevelta GieKSa pojechała na pucharowy mecz do Niecieczy i wygrała tam 2:1. Następnie do Katowic przyjechała rozpędzona Pogoń Szczecin (wygrała 1:0 z Legią i 3:0 ze Stalą Rzeszów w PP) i katowiczanie pokonali ją 3:1. Tydzień później GieKSa zawitała do Krakowa na mecz z Puszczą Niepołomice, którą pokonała 6:0. – Wtedy świetnie zareagowaliśmy po porażce. Zawsze jest to niebezpieczny moment, kiedy z kretesem przegrywa się taki prestiżowy mecz. Najważniejsze, by szybko wrócić do równowagi, bo nic się nie stało. Musimy zagrać po swojemu, jak najlepiej w defensywie i strzelić jednego gola więcej niż goście – stwierdził Rafał Górak. I jeśli powiedzenie, że historia lubi się powtarzać, znajdzie odzwierciedlenie w najbliższym czasie w przypadku GieKSy, oznaczać to będzie, że katowiczanie dziś pokonają Radomiaka, a następnie pójdą za ciosem i po przerwie reprezentacyjnej wygrają także z Lechią Gdańsk i Cracovią. Już pierwsza przeszkoda nie będzie jednak prosta do przeskoczenia.

Radomiak był pierwszym rywalem GKS-u w poprzednich rozgrywkach, od razu po awansie. Piłkarze dowodzeni wówczas przez Bruno Baltazara pokazali beniaminkowi, że gra w ekstraklasie to nieco inna bajka niż zmagania w I lidze. Ekipa z Górnego Śląska przegrała 1:2 przy Bukowej. Z kolei 6 grudnia, w rundzie rewanżowej, katowiczanie pojechali do Radomia i wywieźli stamtąd jedynie niezadowalający remis 1:1.

Co ciekawe, historia rywalizacji katowiczan i radomian nie jest szczególnie bogata. Do tej pory obie drużyny grały przeciwko sobie zaledwie sześć razy. Poza meczami w poprzednim sezonie drużyny GKS-u i Radomiaka spotkały się w rozgrywkach 1974/75 (II liga, grupa południowa), gdy GKS wygrywał najpierw 4:0 u siebie, a następnie 1:0 na wyjeździe. Na kolejne spotkania tych ekip trzeba było czekać 10 lat. W sezonie 1984/85 już w ekstraklasie katowiczanie wygrali przy Bukowej 1:0, a radomianie u siebie pokonali GieKSę 2:0.

(kaj)