Niby człowiek wiedział...
Ruch od początku był jednym z kandydatów do spadku, ale zakończony sezon pokazał, że utrzymanie było jak najbardziej realne.
Krótko trwała przygoda „Niebieskich” w ekstraklasie, choć utrzymanie było w ich zasięgu. Fot. PressFocus
Niby człowiek wiedział...
Ruch od początku był jednym z kandydatów do spadku, ale zakończony sezon pokazał, że utrzymanie było jak najbardziej realne.
RUCH CHORZÓW
Po spektakularnych trzech awansach pobyt w ekstraklasie był dla „Niebieskich” cenniejszy niż wygrana głównej nagrody w Totolotka. Wiadome jednak było, że o ile w 2. czy 1. lidze beniaminek może jeszcze „zaszaleć”, o tyle w elicie potrzeba więcej wyrachowania i doświadczenia. Tego chorzowianom zabrakło.
Rozgrywki 2023/24 były w ekstraklasie wyjątkowo... słabe. Trzymając się wcześniejszej metafory - były jak loteria. Jagiellonia to pod względem punktowym bardzo słaby mistrz, zresztą Ruch w Białymstoku już przecież „witał się z gąską”, ale w 7 doliczonej minucie stracił prowadzenie. A ile było innych meczów, w których powinien ugrać więcej, bo tak wynikało z boiska... Zacznijmy od jesieni. Remis ze Stalą Mielec, gdzie wyborną „setkę” zmarnował Tomasz Swędrowski. Przegrana w Zabrzu po głupim błędzie. Bezbramkowy remis po ofensywnym zdominowaniu Radomiaka. Punkt stracony z Widzewem (w podwójnym osłabieniu) w 87 minucie. Wygrana z Koroną stracona w doliczonym czasie. Remis 4:4 z Cracovią mimo gry w przewadze. Niepokonanie ostatniego ŁKS-u... Potem wiosna. Bicie głową w mur Warty. Wspomniana Jagiellonia. Wirus w Mielcu. Przegrana z Górnikiem, który miał tylko dwie akcje. Bicie głową w mur Puszczy... Nie może więc dziwić, że według statystyki punktów oczekiwanych Ruch powinien ich mieć o 11 więcej! To największa dysproporcja w ekstraklasie.
Chorzowianie weszli do elity zbyt skromnie. Trzeba powiedzieć wprost, że przeprowadzili bardzo słabe letnie transfery, będące główną przyczyną jesiennej mizernej. Jakość wzmocnień poprawiła się po zatrudnieniu w roli głównego skauta Jakuba Komandera, ale stało się to dopiero w końcówce sierpnia. Czy gdyby Jarosław Skrobacz dostał trochę lepszych piłkarzy, poradziłby sobie lepiej? Nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że zupełnie przestrzelone okazało się zastąpienie go jego wieloletnim asystentem Janem Wosiem. Faktem jest, że przegrał tylko raz, ale żadnego meczu nie wygrał, choć tych, które wygrać „powinien”, miał na pęczki.
Zimowa rewolucja pod batutą trenera Janusza Niedźwiedzia wymierne efekty punktowe zaczęła przynosić zbyt późno. Gra Ruchu poprawiła się, ale początkowo tylko wizualnie -zaczął grać tak, jak niewielu w Polsce próbuje. Zabrakło wyrachowania i skuteczności, choć trzeba podkreślić, że Niedźwiedź objął „Niebieskich” w sytuacji wręcz beznadziejnej. Za samą wiosnę Ruch był w tabeli 13., z tylko 3 punktami mniej od 6. Śląska. To nie mogło dać utrzymania, zresztą trudno o nim myśleć, gdy przez 29 kolejek wygrywa się... ledwie dwukrotnie. 4 zwycięstwa w 5 ostatnich meczach ładnie wyglądają, ale efekty wizualne bytu w ekstraklasie nie zapewniają.
Piotr Tubacki