Sprowadzony latem do Rakowa Łukasz Zwoliński nie spełnia pokładanych w nim nadziei. Fot. Łukasz Sobala/PressFocus


Napastnika pilnie zatrudnię

Mistrzowie Polski wciąż mają problem ze zdobywaniem goli. Przez nieskuteczność tracą kolejne punkty.


John Yeboah zdobył gola w debiutanckim meczu w reprezentacji Ekwadoru. Muhamed Szahinović obronił karnego w starciu młodzieżowej reprezentacji Bośni i Hercegowiny. Pozytywne wiadomości o zawodnikach Rakowa mimo wszystko nie przykrywają jego problemów. Gdy niecałe dwa tygodnie temu przełamał złą passę siedmiu ligowych meczów na wyjeździe bez zwycięstwa i wygrał z Koroną Kielce, wydawało się, że powoli wraca na właściwe tory. Od starcia w Kielcach minęło ledwie kilka dni, częstochowianie pojawili się w Łodzi i… psim swędem uratowali remis z ostatnim w tabeli ŁKS-em.


Wyniki zespołu są poniżej oczekiwań. Jeszcze przed przerwą zimową słabsze rezultaty na wyjeździe można było usprawiedliwić grą na trzech frontach. W końcu Raków do ostatnich chwil miał szansę, by dostać się do fazy pucharowej Ligi Konferencji Europy. Walczył także w Pucharze Polski. To już jednak nieaktualne Częstochowianie w Europie nie grają, odpadli z krajowego pucharu po porażce z Piastem i pozostało im jedynie marzenie o wysokiej lokacie w lidze.

Być może jednak nie jest to tylko i wyłącznie marzenie. Mistrzowie Polski zajmują trzecią lokatę, a do liderującej Jagiellonii tracą jedynie cztery punkty. Jak to jest możliwe, że zespół, który w 13 meczach wyjazdowych wygrał zaledwie 3 razy, wciąż znajduje się na miejscu gwarantującym udział w europejskich pucharach, z perspektywą dostania się na szczyt? Odpowiedź jest prosta – choć na wyjeździe Raków jest słaby, na swoim terenie nie znalazł jeszcze pogromcy - jako jedyny zespół w lidze.


Przykład mistrzów Polski pokazuje słabość ich przeciwników. W końcu co chwilę tracą punkty, grając w roli gościa, a żaden z konkurentów nie był w stanie zbudować  przewagi, która pozwoliłaby zapomnieć o istnieniu drużyny Dawida Szwargi.


By częstochowianie włączyli się do walki o obronę tytułu, muszą skupić się na wykorzystywaniu okazji. Podczas konferencji prasowej po rywalizacji z ŁKS-em dziennikarz telewizji „TOYA” Robert Fiećko wyliczył, że Raków miał co najmniej 11 okazji do zdobycia gola. Tym samym odpowiedział na słowa szkoleniowca, który zaczął podważać przepisy gry w piłkę nożną, gdy zaznaczył, że podyktowany rzut karny łodzianom się nie należał. – Zgadza się. Mieliśmy 11 sytuacji i jedną lub dwie trzeba było zamienić na bramkę. To jest coś, z czym się borykamy. Brakuje nam skuteczności i pazerności w działaniach indywidualnych w polu karnym – odpowiedział Dawid Szwarga. To problem, który po raz kolejny zmusza do zastanowienia się nad kadrą Rakowa, a w szczególności nad pozycją napastnika. Temat wraca jak bumerang i trudno się temu dziwić. Wydawało się, że zatrudnienie w klubie dyrektora sportowego Samuela Cardenasa otworzy możliwość sprowadzenia jeszcze zimą bramkostrzelnego snajpera. Do takiej transakcji nie doszło. Tymczasem najlepszym strzelcem zespołu jest Bartosz Nowak (7 trafień), który jest pomocnikiem. Bramkostrzelność napastników to element, który musi ulec poprawie, jeśli Raków naprawdę chce jeszcze mierzyć się w walce o kolejne mistrzostwo. Łukasz Zwoliński i Ante Crnac w tym sezonie w sumie zdobyli 9 goli… Promykiem nadziei na lepsze jutro jest powrót po kontuzji Iviego Lopeza. Czy jednak Hiszpan po długotrwałej przerwie z miejsca zagwarantuje Rakowowi poprawę skuteczności w ataku?

Kacper Janoszka