Najważniejsze: rozumieć co się dzieje
Rozmowa z Januszem Kowalskim, trenerem i członkiem zarządu Gwarka Zabrze
- To bardzo złożony temat. Z pewnością o kilku ważnych punktach trzeba byłoby powiedzieć. Prawda jest taka, że do pewnego momentu wszystko opierało się na podwórkach i w efekcie to jakoś wychodziło. Potem zostaliśmy wtłoczeni w szkołę środkowo-wschodnią, która opierała się na motoryce i na walce. Jednak w ostatnim czasie wydaje mi się, że idziemy w dobrym kierunku. Zwracamy już bowiem większą uwagę na obszar techniczno-taktyczny. To bardzo ważne, bo jeśli w takim duchu będziemy wychowywać młodego zawodnika, to on zawsze się potem obroni jako piłkarz. Podejmowanie właściwych decyzji, szybka reakcja na boisku to sprawy decydujące.
Rozmawiamy na obiekcie Gwarka, za oknem właśnie trwa trening. Czy podczas zajęć zwracacie wychowankom uwagę na taktykę?
- Wszystko zależy od tego, co rozumiemy przez to pojęcie. Jasne, że możemy rozumieć ją tak, że przygotowujemy się pod jakiegoś przeciwnika, że ustalamy sobie pewne warunki pod grę. Ale my w Gwarku inaczej rozumiemy to pojęcie. Dla nas taktyka to, najprościej mówiąc, rozumienie gry. Czyli gdy uczestniczymy na boisku w jakiejś grze, to musimy wiedzieć, po co się gra i co powinniśmy robić.
Czyli chłopców, których widzę na treningu, uczycie, żeby rozumieli, co robią i dlaczego w danym momencie meczu.
- Tak jest, to jest bardzo ważne, i nie tylko w danym momencie, ale i w danym miejscu na boisku. Czyli jeśli chłopak jest akurat w posiadaniu piłki, to jaki jest jego cel w tej dokładnie fazie gry. Co trzeba zrobić akurat teraz. No bo trudno mówić, że jeśli posiadamy piłkę pod własną bramką, to chcemy strzelić gola. Najpierw z tą piłką chcemy zdobyć przestrzeń, przybliżyć się do bramki rywali, żeby wykreować jakąś sytuację bramkową. Dlatego ci chłopcy muszą poznać i zrozumieć zasady, które rządzą tą grą. To jest niezmiernie istotne.
Gdy rozmawiam czasem z byłymi zawodnikami Górnika Zabrze z lat jego największej świetności, to potwierdzają niejako nasz sposób myślenia o piłce. Proszę sobie wyobrazić, że jesteśmy na meczu Górnika i ktoś mówi: „ale on świetnie broni”. Na co starszy pan, który siedzi niedaleko, a zdobył kilka tytułów mistrzowskich, odwraca się i odpowiada: „no dobrze, ale po co on tam właściwie stoi?”. To jest według mnie sedno sprawy. Właśnie w ten sposób musimy postrzegać piłkę nożną. Czasem problem polega na tym, że trzeba zawodnikom tłumaczyć, że trzeba grać do przodu. Brzmi to dziwnie, ale jeśli ktoś jest wychowany na grze, kiedy większość zawodników nie chce ponosić ryzyka i podaje wszerz albo do tyłu? Właśnie dlatego dawnych utytułowanych zawodników dziwią sytuacje, gdy widzą piłkarza, który nagle zatrzymuje się i gra w bok lub do tyłu, choć ma przed sobą miejsce. Cóż, znaleźliśmy się w takim momencie, że te nawet najprostsze rzeczy trzeba tłumaczyć…
Dostrzegam jeszcze inny problem. Obserwuję czasem młodzież wychodzącą na boisko. Jak pan myśli – kiedy wychodzą na plac, to co oni robią? Najczęściej kopią na bramkę. Każdy z nich ma już teraz do dyspozycji piłkę, to już nie te czasy, gdy futbolówka była jedna lub dwie na całą drużynę. Potem robią sobie przerwę, szukają czegoś w smartfonach, które mają przy sobie. Potem znów zabierają się za kopanie w stronę bramki. Dawniej to wyglądało inaczej: gdy była jedna piłka i ośmiu chłopaków, to od razu zabierali się za grę czterech na czterech, gdy ich było ledwie dwóch – to grali jeden na jednego.
Każda chwila była dobra, żeby zagrać mecz.
- Tak jest! Wtedy kształtowało się doświadczenie gry w piłkę, przychodziło często samo. Powodowało, że uczyli się na czym ta gra polega, nabierali różne nawyki, które okazywały się przydatne. W tej chwili tego podwórkowego doświadczenia, tej gry, która trwała czasem cztery-pięć godzin w ciągu dnia - często brakuje. Jeśli ktoś nie ma tego wszystkiego usystematyzowanego, brakuje postępów, taki chłopak błądzi, robi coś od przypadku do przypadku. A teraz wszystko trzeba zmieścić w półtoragodzinnym treningu na zajęciach w klubie. Ale żeby to dało taki sam efekt, jak wcześniej te cztery, pięć godzin na podwórku, to trzeba to bardzo dobrze przemyśleć. Trzeba to ubrać w zasady, cele, zmieścić się w określonym czasie. To jest istota sprawy.
Mecz juniorów między Gwarkiem Zabrze a Stadionem Śląskim Chorzów. Fot. Marcin Bulanda / PressFocus
Na tym polega tajemnica sukcesów Gwarka? Co takiego ma w sobie ten klub, a czego brakuje wielu akademiom o znacznie większych budżetach?
- Odpowiedź jest prosta: mamy u siebie bardzo dobrych trenerów, fachowców. Doświadczonych i takich, którzy potrafią odpowiednio reagować na konkretne sytuacje. To nie takie proste, by człowiek dobrze rozumiał, na czym dokładnie polega nauczanie młodzieży. Trzeba mieć wyczucie, kiedy na przykład przerwać ćwiczenie, pokazać jak coś wykonać, czy też wytłumaczyć, dlaczego jest to potrzebne… Jednak żeby to zrobić, należy wiedzieć, na czym polega gra. Trzeba ją rozumieć, mówiłem o tym wcześniej.
W 1998 roku Francuzi zdobyli mistrzostwo świata i wtedy wszyscy zachwycali się ich pomysłem na grę. Gerard Houllier pod koniec lat 80. zaczął tworzyć regionalne centres de formation – regionalne ośrodki szkolenia należące do federacji. W dużej mierze one miały wpływ na rosnącą potęgę tamtejszego futbolu. Ale przecież Polsce było to już wprowadzane dwie dekady wcześniej, akurat tu gdzie jesteśmy!
- To prawda. Oparcie drużyn o internat i klasę sportową w Gwarku w pierwszej połowie lat 70. było czymś nowatorskim. Potem ludzie zachwycali się ideą szkół mistrzostwa sportowego, które wdrażały te pomysły. Dlaczego Zabrze? Górnictwo w latach 70. szukało reklamy i idealną na Śląsku była drużyna z Zabrza. Inwestycja w piłkę nożną miała miejsce na wielu poziomach – także szkolenia młodzieży. Pomysł trafił na podatny grunt, w dodatku w trenowanie uzdolnionych chłopaków chciało się angażować wielu świetnych piłkarzy pierwszej drużyny Górnika, którzy przygotowywali w ten sposób grunt pod przyszłe kariery szkoleniowe. Dlatego byłem zdumiony, gdy słyszałem zachwyty nad tym, że Francuzi w latach 90. mieli odkryć coś nowego, dokonywać czegoś nowatorskiego (uśmiech). My taki system pracy, z drużynami, które mieszkały razem w internacie, razem uczyły się w szkole – mieliśmy od chwili powstania Gwarka w 1974 roku. A w tej chwili nie znam akademii, która nie pracowałaby w oparciu o szkoły mistrzostwa sportowego.
Pierwsze boisko ze sztuczną trawą na Śląsku było właśnie tutaj, na Gwarku. Dlatego kiedyś, jeszcze w latach 90., przyjeżdżały tutaj trenować nawet drużyny ekstraklasy.
- Byliśmy pierwsi, ale w tej chwili inni, jeśli chodzi o bazę, nas wyprzedzili. Są przecież już w Polsce akademie, które mają budżety liczone w milionach… Mam jednak taką zasadę, że każdy musi znać swoje miejsce w szeregu. Nie mamy takich możliwości, ale służymy pomocą zawodnikom, którzy na teraz nie są może wyróżniający, nie są zawodnikami pierwszego wyboru idącymi do akademii drużyn ekstraklasy. Ja jednak uważam, że z chłopaka średniego, który jednak chce pracować, można wychować przyszłego reprezentanta Polski. Ostatni przykład to Szymon Żurkowski. Nie grał w żadnej reprezentacji juniorskiej, a dostał się do Górnika, występował w pierwszej reprezentacji, a w tej chwili gra we Włoszech.
Czego brakuje Gwarkowi? Gdyby miał pan jedno życzenie i złotą rybkę na podorędziu, czego by sobie zażyczył?
- Możliwości oczywiście (uśmiech). Mamy jedno niepełnowymiarowe boisko, na którym trenują w zasadzie wszystkie nasze drużyny. Gdybyśmy mieli lepsze warunki infrastrukturalne, gdybyśmy mieli większe możliwości finansowe… Uważam, że system szkolenia mamy w Gwarku dobry i jesteśmy w stanie coś dać tym dzieciakom. Takie kluby jak Gwarek muszą istnieć. Trudno znaleźć kluby z takimi osiągnięciami w piłce juniorskiej jak nasz. Chcemy nadal pracować, znajdować utalentowanych piłkarzy, pomagać kształtować takich zawodników jak wspomniany Żurkowski albo Adam Danch czy Adrian Gryszkiewicz. Chłopców, którzy pochodzą „stond”, z Zabrza i okolic. Tak żeby mogli ułożyć sobie życie grając w piłkę nożną.
Rozmawiał Paweł Czado
Janusz Kowalski
W Gwarku pracuje nieprzerwanie od 1990 roku, czyli od 35 lat. Wyszkolił już tysiące chłopców. W tym czasie:
- zdobył dwa tytuły mistrza Polski juniorów starszych (2003, 2006) i przez 28 lat jego drużyny grały na poziomie centralnym, były też trzy wicemistrzostwa i trzy razy zajmował czwarte miejsce;
- wyszkolił siedmiu zawodników, którzy potem zagrali w reprezentacji Polski (Łukasz Piszczek, Kamil Kosowski, Marcin Kuźba, Tomasz Bandrowski, Paweł Olkowski, Adam Danch, Szymon Żurkowski).
- na katowickiej AWF, gdzie wykłada jednocześnie piłkę nożną, miał dwóch studentów, którzy prowadzą dziś ligowe drużyny – Adriana Siemieńca w Jagiellonii i Dawida Szulczka w Ruchu.
Syn Jana Kowalskiego, 8-krotnego mistrza Polski z Górnikiem Zabrze (siedem razy jako piłkarza, raz – jako trenera).